Poznajcie Marka Pękalę. Przedsiębiorcę z zachodniej Polski, który od 18 lat jest wierny wyłącznie samochodom Kia. Miał Carnivala, Sorento, znowu Carnivala i teraz ponownie Sorento. Wszystkimi przejechał łącznie ponad 1 600 000 kilometrów. I nie ma zamiaru się zatrzymywać.
Październik 29, 2017
Udostępnij
Spis treści:
Czytelnicy nie uwierzą.
W co?
W to, co Pan zaraz powie.
A co mam powiedzieć?
Ile kilometrów przejechał Pan swoim pierwszym Carnivalem.
870 tys. W ciągu pięciu lat.
Mówiłem, że nie uwierzą. Szczerze mówiąc to ja też nie wierzę. Przepraszam, ale takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często. W zasadzie to nigdy.
Odkąd pamiętam prowadzę firmę, która wymaga ode mnie ciągłego podróżowania, nie tylko po Europie. 20 lat temu samoloty nie były tak powszechnie dostępne jak dzisiaj, nie wspominając o tym, że ceny biletów zwalały z nóg. W miesiąc wydałbym pewnie na nie więcej niż na nowe auto. Nie było zatem wyboru – musiałem jeździć.
Ale czemu akurat Kią? Przecież wtedy rzadko kto w Polsce o niej słyszał!
Nie prowadzę szybko, za to lubię duże, komfortowe samochody. W 1999 r. zupełnie przypadkowo znalazłem się na targach motoryzacyjnych w Hanowerze i tam, na stoisku Kii, zobaczyłem Carnivala – był duży i wyglądał na komfortowego. A do tego był tani, a ja nie lubię przepłacać. Za te pieniądze nie kupiłbym w tej klasie niczego europejskiego ani japońskiego.
To ile kosztował?
[Pani Basiu! Gdzie ja k….a mam wszystkie teczki tych aut?!]. O, znalazłem! Ale ceny tu nie ma. Zresztą to nieistotne. I tak brałem go w leasing.
W Hanowerze?
No coś Pan! Targi się skończyły, minęło parę miesięcy i pewnego razu wracając z Belgii przejeżdżałem koło salonu w Lublińcu. Patrzę, a przed nim stoi „mój” Carnival. Niebieski. Po mniej więcej tygodniu już nim jeździłem.
I gdzie Pan jeździł?
Wszędzie. Do Belgii, Francji, Niemiec, Holandii, Turcji, Bułgarii, Włoch, Rosji, a raz nawet skoczyliśmy z kolegą do Ułan Bator.
Chyba coś się Panu pomyliło. Ułan Bator jest w Mongolii.
Nic mi się nie pomyliło. Byliśmy w podróży miesiąc, zwiedziliśmy kawał świata (głównie Rosji) i zrobiliśmy ponad 17 tys. kilometrów. Samochód genialnie się sprawdził. Laliśmy do niego ruską ropę, drogi były dziurawe jak sito, a on nic sobie z tego nie robił. Wymiana przebitych opon – to wszystko, co musieliśmy w nim robić poza wlewaniem paliwa. Zero awarii.
Ale wie Pan, że nikt Panu nie uwierzy?
A co mnie to obchodzi? Ja tu nie jestem od reklamowania siebie ani samochodu. Pan pyta, a ja opowiadam jak było. Nie znam się na autach, co najwyżej mogę je popsuć. Ale faktem jest, że przez pięć lat i 870 tys. km Carnival ani razu mnie nie zawiódł. Ani razu nie stanął, nie odmówił posłuszeństwa ani nie wylądował na lawecie. A nie, przepraszam. Raz laweta była potrzebna.
No nareszcie!
Jakaś kobieta nie wyhamowała na skrzyżowaniu i uderzyła mnie lekko w tył. Trzeba było blachę robić.
Myślałem, że coś się zepsuło.
Nie ma aut doskonałych. Po 500 tys. km musiałem wymieniać fotel kierowcy bo był strasznie styrany. Jakby słoń na nim siedział, a przecież ja ważę tylko 120 kg [śmiech]. W drugim, nowszym Carnivalu, którego miałem nie było już tego problemu – tam fotele zrobili pod wagę Europejczyków, a nie azjatyckich chucher.
Poza fotelem co zostało wymienione?
Raz pompa paliwa, jakieś tam elementy w zawieszeniu, dwa razy gumowe wężyki przy sprężarce od klimatyzacji no i trzeba było wyremontować progi bo pojawił się rudy nalot. No i oczywiście typowe eksploatacyjne rzeczy, jak hamulce, amortyzatory etc. Ale proszę sobie wyobrazić, że samochód nadal jeździ na oryginalnym sprzęgle i z fabrycznym układem wydechowym.
Jak to JEŹDZI? To nie trafił na złom po tych 870 tys. km???
Coś Pan, zgłupiał? Dobre auto na złom oddawać? Carnival ma się świetnie, zaraz po mnie przesiadł się do niego mój brat. Na liczniku jest 1 180 000 km
Czas zdradzić największy sekret: jak Pan tego dokonał.
Serwis, serwis, jeszcze raz serwis. Zawsze wszystko robione na czas, zgodnie z procedurą i przez prawdziwych fachowców z salonu w Lublińcu. Wiem, że w ASO płacę więcej, ale rezultat – jak Pan widzi – jest tego wart. Mam poczucie, że każdą złotówkę wydałem w autoryzowanym serwisie w słusznym celu. A w zasadzie nawet nie wydałem, a ją zainwestowałem. Gdybym naprawiał i robił przeglądy u przysłowiowego kowala nie siedzielibyśmy teraz tutaj i nie gadali.
To poprzednimi autami też tak długo Pan jeździł dzięki temu, że przykładał Pan dużą wagę do ich serwisowania?
Moim pierwszy autem był nowy Maluch, drugim też nowy Maluch. Chciałem jednak skosztować czegoś „zagranicznego” i tego drugiego wymieniłem na giełdzie na Fiata 132 Primavera. To był koszmar. Nie przejechałem nim 10 kilometrów bez awarii. Później były Fordy: Sierra, Scorpio, a następnie dwa Ople Omega. Pod rząd. Tyle, że za każdym razem z drugiej ręki. Kupowałem, robiłem nimi 150 tys. km i sprzedawałem póki jeszcze się do czegoś nadawały. I właśnie ostatnią Omegą byłem na targach w Hanowerze, gdzie… Ale tę część historii już przecież Pan zna.
Ale nie znam historii po Carnivalu.
Po pięciu latach i 870 tys. km przesiadałem się do Sorento, następnie znowu do Carnivala (tyle że nowego), a w 2012 roku, tuż po piłkarskim Euro w dobrej cenie kupiłem ponownie Sorento. Mam je do dzisiaj.
Tymi autami też tak dużo Pan podróżował?
Nie, teraz już więcej latam. Bilety są tanie, lotniska pobudowali w całej Polsce. Obecnym Sorento w ciągu pięciu lat zrobiłem 180 tys. km, drugim Carnivalem 460 tys., a pierwszym Sorento około 100 tys.
Wychodzi na to, że wszystkim Kiami przez 18 lat przejechał Pan 1,6 mln kilometrów. I serio żadna nie zawiodła?
Powtarzam: ani razu nie miałem sytuacji, w której auto odmówiłoby mi posłuszeństwa. I jestem święcie przekonany, że to zasługa serwisu. Po prostu.
I nie korciło Pana żeby przesiąść się do innej marki?
A gdyby Pan przejechał prawie milion kilometrów autem i nigdy by ono Pana nie zawiodło, miałby Pan pełne zaufanie tak do niego, jak ludzi którzy go Panu sprzedali i o niego dbają, to eksperymentowałby Pan z czymś innymi?
W porządku, rozumiem o co Panu chodzi. To w takim razie kiedy następna Kia?
W przyszłym roku kończy mi się leasing na Sorento. Szkoda tylko, że Carnivala nie ma już w ofercie.
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności