Postawmy sprawę jasno: w tym roku wydałem kupę kasy na prezenty, które to Ty miałeś przynieść moim dzieciom. W listach do Ciebie zażyczyły sobie jakiś gel-a-peali, garaży samochodowych, śmigłowców, rolek, śmieciarek etc. Straszne bzdury, ale wziąłem, kupiłem i jeszcze przebrałem się w ten idiotyczny czerwony kubrak, który przepuszcza powietrze gorzej niż foliowy worek na śmieci. To samo było rok i dwa lata temu, a w 2014 r. – jak sobie ten mundurek kupiłem – to nawet żonie musiałem „prezent” zrobić. W sypialni. Jak dzieci już spać poszły.
Innymi słowy, cztery lata z rzędu odwalałem za Ciebie czarną, a raczej czerwoną robotę. Inwestowałem pieniądze w masę plastikowego badziewia, które już po tygodniu walało się zepsute po domu, albo do działania wymagało tyle baterii, że za ich równowartość już dawno kupiłbym sobie nową Teslę. Reasumując, masz u mnie tak jakby dług. A mówiąc wprost: oddawaj kasę. Może być pod postacią prezentu. Już nawet go sobie wybrałem.
Nie chcę kotka (już mam), pieska (mam), tabletu (też mam), nowego telefonu (dopiero co przedłużyłem umowę w Playu), Lego Technics (kupiłem synom, bawię się sam), ani wycieczki do Disneylandu (byłem, przereklamowany). Chcę czegoś naprawdę wyjątkowego. Specjalnego, oryginalnego, nietuzinkowego. Czegoś, czym będę mógł się cieszyć długimi miesiącami, a nie przez pięć minut. Czegoś, czego wszyscy będą mi zazdrościli, ale co mnie też rozwinie. Chcę rozrywki o wymiarze edukacyjnym. Szaleństwa połączonego z nauką. Chcę dzięki temu łączyć przyjemne z pożytecznym. Innymi słowy: ja chcę się dobrze bawić, a moja żona chce żebym przy tym wydoroślał i czegoś się nauczył.
Wiem, co sobie teraz myślisz. Że gadam jak potłuczony. Ale naprawdę istnieje prezent, który spełnia wszystkie te wymagania. I nie jest to kurs gry na skrzypcach, chiński z nativ speakerem ani lekcje jazdy konno. Chodzi mi o udział w przyszłorocznych Wyścigowych Mistrzostwach Polski Kia Picanto 2018.
Oczami wyobraźni widzę jak Ci się teraz pod tą siwą brodą zajady od śmiechu robią. Że Kia Picanto… Ale co z tego? Wiesz, że oni robią to już od 12 lat i wyhodowali w tym czasie kilka talentów, które dzisiaj są profesjonalnymi kierowcami? Może i to Picanto ma tylko 100 koni, ale za to waży raptem 850 kilo, setkę robi w mniej niż osiem sekund, ma klatkę bezpieczeństwa, wyścigowe fotele i zawieszenie, zmieniony dolot itp.? Jeździ jak dzikie! I ja je bardzo, bardzo, bardzo chcę!
Zastanawiasz się pewnie ile to kosztuje. No więc wyobraź sobie, że to najtańsza seria wyścigowa nie tylko w Polsce, ale w całej Europie a być może i na świecie! Na gotową do startu furę trzeba wydać raptem 53 600 zł. Spoko, nie musisz tego robić od razu. Wystarczy, że pod choinką położysz mi kopertę z formularzem zgłoszeniowym (dostępny jest TUTAJ) z moim nazwiskiem, a do końca stycznia przelejesz skromne 10.000 zł na podane konto.
Że niby ponad 50 koła to dużo??? Stary, raz że jesteś mi to winien, a dwa – potraktuj to jako inwestycję. Myślisz, że taki Felipe Massa, Ayrton Senna czy Robert Kubica zaczynali od razu od bolidów F1??? No jasne, że nie!!! A zobacz jak daleko zaszli (a raczej zajechali). Ja wiem, że gdy oni stawiali w tym sporcie pierwsze kroki to byli sporo młodsi niż ja. Wiem też, że na Kia Picanto 2018 mogą zgłaszać się już 14-latkowie i na pewno rozjadą mnie na pierwszym lepszym zakręcie. Ale wierz mi – będą tam też ponad 40-letni lekarze, prawnicy, biznesmeni. Po prostu fani samochodów, którzy chcą skosztować w życiu czegoś nowego. Marzyciele, miłośnicy dobrej zabawy, fajni goście, chcący zmierzyć się na torze z własnymi słabościami, doskonalić umiejętności, odkryć w sobie talenty. Zupełnie jak ja!!!
Obiecuję, że jak mi dobrze pójdzie to oddam Ci kasę. W przyszłym roku jest sześć rund, które odbywają się na różnych europejskich torach (nawet na tej słynnej Monzy we Włoszech, na której „wychował” się Kubica) i zwycięzca każdej zgarnia 3000 zł. A jak wygram cały sezon to jeszcze dorzucą do tego 35.000 zł. Czyli razem, przy dobrych wiatrach, mogę wyciągnąć 53.000 zł. Te brakujące 600 zł do ceny auta może mi podarujesz. A jak nie to wyciągnę te resztki dzieciom ze skarbonek.
Zresztą obiecuję, że postaram się jeszcze o jakiś sponsorów, żeby Cię nie obciążać całą kwotą. Popytam w warsztatach, sklepach, dużych firmach u nas w okolicy. Prezesi niektórych z nich jeżdżą wypasionymi beemkami po pół bańki to mogliby parę czy paręnaście tysięcy odpalić za logo na moim Picanto.
Mikołaj, Ty weź sobie uświadom jeszcze jedno. Nie musisz teraz zasuwać po jakiś plastikowy prezent do Smyka, dwoić się i troić, rozmyślać, szukać, pakować, zastanawiać się czy torebka w gwiazdki czy w śnieżynki. Drukujesz formularz (przypominam: TUTAJ jest!!! TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ), wypełniasz, wkładasz go w kopertę, rzucasz pod choinkę i sprawa załatwiona. Siedem sekund roboty! A ja 24.12 wieczorem wyciągam spod sypiącej się jak moje włosy jodły tę kopertę przy całej rodzinie. Moja mina sugerująca problemy z wypróżnieniem po pierożkach teściowej świadczy jasno, że spodziewam się talonu na majty z Tesco. A tu bum, tadam!!! Taki prezent, jakiego nie ma nikt. Syn krzyczy „Mordo Ty moja, ale będziesz upalał”, matka z ojcem: „Dziecko, tylko się nie zabij”, a żona już planuje ile wyda w Mediolanie, jak ja będę na Monzie. Przyznaj sam – to brzmi jak dobry plan.
A, no i w kieszeni mam jeszcze jeden istotny argument! Jak mnie wystawisz do wiatru to powiem dzieciom, że Mikołaj nie istnieje i przez te wszystkie lata to ja kupowałem im i wręczałem wszystkie prezenty. Niezły kwas byłby, nie? Zresztą nawet jak mnie olejesz, to ja nie oleję swoich dzieci – córa kończy 14 lat już za 6,5 roku. Na gwiazdkę 2023 dostanie rewelacyjny prezent – udział w Wyścigowych Mistrzostwach Polski Kia Picanto 2024. A pięć lat później złoi skórę jakiemuś Alonso. A Tobie będzie łyso. I już zaczynam zbierać na to kasę.
Z życzeniami Wesołych Świąt dla wszystkich,
S. Tinger