Close

Dynamiczniej, przestronniej, ciszej i…. taniej?

Osiągi, przestronność, koszty eksploatacji – te trzy rzeczy, jak wynika z badań, są kluczowymi kwestiami, jakie bierzemy pod uwagę przy wyborze samochodu. Auta elektryczne rewolucjonizują każdy z nich.

Tak, auta elektryczne są droższe niż spalinowe. To fakt, którego nikt nie zamierza podważać, ani z nim dyskutować. Ale nowa i lepsza technologia zazwyczaj wiąże się z większymi wydatkami. Dotyczy to nie tylko branży motoryzacyjnej, ale każdej innej. Chcecie lepszy telefon, telewizor, pralkę, komputer, aparat, kanapę, dywan, odkurzacz, lokówkę? Też musicie zapłacić odpowiednio więcej. Samochody nie są pod tym względem żadnym wyjątkiem. W elektrykach płacimy nie tylko za akumulatory, lecz również za szereg innych rzeczy, którymi górują nad autami spalinowymi.

Osiągi ze świata hipersamochodów

Jeszcze niedawno samochody osiągające pierwsze 100 km/h w czasie 7-8 sekund uchodziły za sportowe i budzące emocje. Takimi parametrami mogły pochwalić się choćby hot-hatche, czyli podrasowane, mocniejsze wersje popularnych kompaktów.  Natomiast dzisiaj w świecie elektryków takie rezultaty nie są niczym nadzwyczajnym. Nowe Niro EV osiąga setkę w 7,8 sek., a e-Soul robi to zaledwie 0,1 sek. wolniej. Mówimy tu o autach, które w podstawowych wersjach kosztują odpowiednio 165 tys. i 154 tys. złotych (z dopłatą z programu Mój Elektryk, o którym ostatnio pisałem TUTAJ). Spalinowe modele o podobnych osiągach są dostępne w porównywalnych cenach, albo nieznacznie tańsze.

Co więcej, pojawienie się elektryków spowodowało, że osiągi zarezerwowane do tej pory dla samochodów super- a nawet hipersportowych, stały się dostępne dla znacznie szerszej grupy odbiorców. W momencie debiutu modelu EV6 Kia opublikowała filmik, w którym wersja GT mierzy się z autami takimi, jak Porsche, McLaren czy Lamborghini. I to z sukcesem. Wszyscy zastanawiali się, czy to tylko marketing, czy rzeczywiście „normalne” rodzinne auto może stawić czoła ikonom sportu. Niedawno brytyjski program motoryzacyjny CarWow to zweryfikował. Postawił obok siebie EV6 GT i Lamborghini Aventadora – statek kosmiczny wśród samochodów i jedno z najszybszych aut świata. Wynik zaskoczył wszystkich. W wyścigu na 1/4 mili Aventador za 2 mln złotych okazał się zaledwie 1 sekundę szybszy od kosztującej niecałe 400 tys. zł Kii. Na nagraniu, które możecie obejrzeć poniżej, wyraźnie widać, że koreański samochód ma sporo lepszy start niż włoskie superauto i daje mu się wyprzedzić dopiero w drugiej części wyścigu. A ostatecznie przegrywa dosłownie o długość auta.

Nawet jeżeli weźmiemy EV6 w słabszej wersji AWD, która ma 325 koni mechanicznych i kosztuje niecałe 265 tys. zł (bez rządowej dopłaty), to okaże się, że samochód nie jest wcale taki drogi na tle konkurentów o podobnych osiągach. Przyspieszenie do 100 km/h w 5,2 sekundy pozwala zestawić go np. z Audi SQ5 TDI (5,1 sek. do setki). Tyle, że Audi wyjściowo kosztuje niemal 380 tys. zł, a więc ponad 100 tys. więcej.

Owszem, EV6 GT nie będzie jeździła po zakrętach tak sprawnie jak Aventador, a SQ5 tankuje się szybciej niż ładuje się Kia. Ale jeżeli weźmiemy pod uwagę moc i osiągi, na które to przecież najczęściej zwracamy uwagę, gdy szukamy emocji za kółkiem, to nie ulega wątpliwości, że elektryki wniosły do świata motoryzacji nową jakość. Co więcej, łatwiej wykrzesać z nich 100 proc. możliwości, a sama moc jest łatwiejsza do okiełznania. Bo nie ma tu klasycznych skrzyń biegów, trakcja na starcie jest lepsza, a pełen moment obrotowy dostępny dosłownie od muśnięcia pedału gazu. Mówiąc krótko, jeżeli jarają nas konie mechaniczne i sekundy do setki, to często elektryk może się okazać tańszy w zakupie niż porównywalne pod względem osiągów auto z napędem spalinowym. 

Niespotykana przestronność

Elektryki budowane od podstaw dają konstruktorom niemal nieograniczone możliwości aranżacji wnętrza. Kompaktowe silniki umieszczone na osiach, akumulatory schowane w podłodze i niewielka ilość osprzętu pozwalają wygospodarować znacznie więcej miejsca w kabinie. Kia EV6 mierzy niecałe 4,7 metra długości, a miejsca środku (szczególnie na tylnej kanapie) jest w niej mniej więcej tyle, co w dłuższym o niemal 40 cm Audi Q7! Prawdziwym game changerem ma być model EV9, który zadebiutuje jeszcze w tym roku. Ponad 3 metry rozstawu osi i nadwozie mierzące około 5 metrów zagwarantują niespotykaną dotychczas w spalinówkach przestronność. 

Co więcej, ptaszki ćwierkają, że EV9 będzie oferowane również w wersji siedmioosobowej. A to oznacza, że będzie jednym z zaledwie czterech elektrycznych SUV-ów na świecie, do których można zapakować więcej niż pięć osób (oprócz Kii potrafią to tylko Tesle Model X i Y oraz Mercedes EQB).

Jeszcze jedna istotna rzecz – fakt, że w elektrykach nie ma klasycznego wału napędowego i układu wydechowego powoduje, że większość z nich ma płaskie podłogi. A to niesie za sobą dwie zasadnicze zalety. Po pierwsze znacznie lepiej nadają się do przewożenia trojga pasażerów na tylnej kanapie – ten w środku ma po prostu gdzie trzymać nogi. Po drugie, można zaprojektować finezyjne i bardziej praktyczne konsole środkowe ze schowkami, miejscem na torebkę, plecak czy inne większe rzeczy (jak w EV6).

Cicho, jeszcze ciszej

To, że elektryki są znacznie cichsze niż samochody benzynowe czy diesla nie jest żadnym odkryciem. Wszak ich silniki nie wydają z siebie dźwięków, układów wydechowych też tu nie ma. Sęk w tym, że gdy silnik nie hałasuje, to znacznie bardziej słychać inne dźwięki – szumy powietrza opływającego nadwozie, odgłosy toczących się opon etc. Dlatego do wygłuszenia elektryków przywiązuje się większą wagę, niż ma to miejsce w przypadku aut z konwencjonalnym napędem. Ich nadwozia i felgi mają lepszą aerodynamikę (również ze względu na zużycie energii), a np. nadkola i drzwi grubszą warstwę izolacji akustycznej. 

W efekcie tego wszystkiego komfort jazdy autem na prąd jest nieporównywalnie większy, szczególnie gdy podróżujemy z większymi prędkościami.

Materiały nowej generacji 

Upowszechnienie aut elektrycznych spowodowało, że producenci zaczęli przywiązywać większą wagę również do tego, jakich materiałów do ich wykończenia się używa. Chodzi o to, żeby takie samochody były ekologiczne nie tylko w sensie samej jazdy i braku emisji spalin czy dwutlenku węgla. Dlatego prawdziwą skórę zastępuje się ekoskórą, która jednak nie ma nic wspólnego z materiałem, jakim obszywano tanie kanapy 10 czy 20 lat temu. To już zupełnie inne, nowatorskie tworzywa, które w zapachu, fakturze i dotyku do złudzenia przypominają skórę naturalną wysokiej jakości, a przy tym są  znacznie trwalsze niż ona.

Coraz szerzej w wykończeniu wykorzystuje się też materiały powstałe w recyklingu, a raczej upcyclingu – czyli przetwarza się je tak, aby ostateczny produkt miał jakość, fakturę i trwałość typową dla klasy premium.  Np. w EV6 maty podłogowe i tylne obicia siedzeń są zrobione ze 107 półlitrowych butelek PET. Jeszcze bardziej zaawansowane materiały pojawią się w EV9. Tam wykładzina podłogi ma być wykonana z przetworzonych starych sieci rybackich, a tapicerka foteli z plastikowych butelek połączonych z naturalnymi wełnianymi włóknami.

Niższe koszty eksploatacji

Badania wskazują, że 80 proc. właścicieli elektryków ładuje je we własnym garażu. A to oznacza tanią jazdę. Nawet przy dzisiejszych cenach energii, naładowanie od zera do pełna Niro EV kosztuje około 50-60 złotych (w taryfie nocnej). Przejechać za to można 450 km. Wychodzi po 12 złotych za 100 km – za tyle nie kupi się dzisiaj nawet dwóch litrów benzyny 95. Oczywiście szybkie ładowanie na trasie będzie sporo droższe, ale umówmy się – elektrykiem nie jeździmy codziennie w dalekie trasy. Przez zdecydowaną większość czasu korzystamy z niego w mieście, rzadko pokonując dystanse większe niż kilkadziesiąt kilometrów. Dalsze wycieczki i pojedyncze ładowania prądem za 1,5 – 2,5 zł za kWh nie powinny zatem być przesadnym obciążeniem finansowym. Zresztą dopiero energia po 2,5 zł za kWh zrównuje koszt użytkowania elektryka z kosztem jazdy porównywalnym pod względem mocy autem spalinowym.

Warto pamiętać jeszcze o tym, że auto elektryczne jest znacznie tańsze w serwisowaniu. Nie ma oleju w silniku i skrzyni biegów, paska rozrządu, wydechu, turbosprężarek, filtrów paliwa etc. Tarcze i klocki hamulcowe zużywają się tu nawet trzykrotnie mniej niż w spalinówce, bo przez większość czasu hamujemy rekuperacyjnie czyli generatorem. W efekcie przeglądy elektryków sprowadzają się do… wymiany filtra kabinowego. W niektórych modelach raz na kilka lat wymienia się płyn chłodzący w układzie akumulatorów. 

Niektórzy zwracają uwagę, że w elektrykach szybciej zużywają się opony, ze względu na większą masę pojazdu. Jest to jednak półprawda. Zwykłe opony owszem, ale w BEV stosuje się najczęściej specjalne, dedykowane ogumienie, które ma mniejszy współczynnik tarcia (dla zmniejszenia zużycia energii) i jednocześnie jest wykonane z odporniejszych na ścieranie mieszanek.

Podsumowanie

Rozumiem pewnego rodzaju rozgoryczenie tych, którzy piszą, że auta elektryczne są zbyt drogie w stosunku do swoich spalinowych odpowiedników. Też chciałbym, żeby były tańsze. Jeżeli jednak uwzględnimy wszystkie przewagi, jakie mają nad benzyniakami to punkt widzenia nieco się zmienia. Nadal nie twierdzę, że są to samochody dla każdego, bo jeżeli ktoś często jeździ w trasy i to dalekie, z elektryka nie będzie miał pożytku. Podobnie jak ten, który zwyczajnie nie ma go gdzie ładować. Twierdzę natomiast, że większość z nas podchodzi do BEV zero-jedynkowo, wytykając im wady ale nie dostrzegając mnóstwa zalet. Ja po przejechaniu się kilkunastoma już modelami na prąd nie mam wątpliwości, że wniosły nową jakość do świata motoryzacji. Szanuję poglądy tych, którzy wolą ryk silników V8 albo ekonomię diesla i możliwość przejechania nim 1000 km na jednym tankowaniu. Jednak ja do codziennego użytku wybieram samochód na prąd. Cichszy, przestronniejszy, bardziej komfortowy, szybszy i tańszy w eksploatacji. 

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa