Close

Ależ to była dobra ćwiartka!

W tym roku minęło 25 lat od momentu otwarcia na polskim rynku oficjalnego przedstawicielstwa Kia. Przez te ćwierć wieku zmieniło się wszystko – rynek, potrzeby i oczekiwania klientów, zasobność ich portfeli, metody finansowania zakupu aut, przepisy, technologia etc. Najbardziej jednak ewoluowała sama Kia. A tym samym jej wizerunek i pozycja na rynku.

– Był 1997 roku. Miałem wtedy dwadzieścia kilka lat. Dostałem pracę w marce, która dopiero wjeżdżała na polski rynek. Marzenie żółtodzioba! Obiecałem sobie, że pokażę na co mnie stać. Mama przygotowała mi garnitur ze studniówki, wyprasowała śnieżnobiałą koszulę. Poszedłem do biura na 8.00 a o 8.05 dostałem pierwsze zadanie. Wysłano mnie na bocznicę kolejową na Ordona w Warszawie do rozładunku pierwszej dostawy samochodów, modelu Shuma. Zdjąłem swoją supermarynarkę, podwinąłem rękawy w koszuli i zacząłem to całe opuszczanie pokładów na wagonach, zjazdy, najazdy etc. Jak mnie mama wieczorem zobaczyła to zapytała tylko czy ta nowa praca, co ją dostałem, to jest na kopalni – tak swój pierwszy dzień pracy w polskim przedstawicielstwie Kia 25 lat temu wspomina Piotr Stobiński, dzisiaj Dyrektor Sprzedaży marki. Przyznaje otwarcie, że na początku nie miał łatwo. Sama Kia zresztą też.

Shuma była jednym z pierwszych modeli koreańskiego producenta oferowanym na polskim rynku. Mówiąc dyplomatycznie, auto nie grzeszyło ani urodą, ani osiągami. Spory sedan w podstawowej wersji miał tylko 88 koni

25 lat temu polski rynek motoryzacyjny był na etapie silnego rozkwitu. Na miarę możliwości Polaków oczywiście. Szczególnie tych finansowych. W 1997 roku pierwszą dziesiątkę najchętniej kupowanych modeli otwierał Fiat Cinquecento, zaraz za nim był FSO Polonez, a trzecie miejsce podium zajmował Fiat 126p. Myślicie, że dalej było bardziej „zachodnio”? No cóż… Daewoo Tico, Skoda Felicia, Fiat Uno, Punto, Daewoo Nexia, Ople Astra i Corsa. Ale takie mieliśmy czasy. Średnia cena nowego auta kupowanego przez Polaków wynosiła około 30 tys. zł (dzisiaj to 150 tys. zł). Chcieliśmy mieć jak najwięcej za jak najmniej. A to dość dobrze wróżyło debiutującej Kii.   

Pierwsze biuro polskiego oddziału koreańskiej marki mieściło się na Nowogrodzkiej w Warszawie. Prestiżowo! Tyle, że było de facto średniej wielkości mieszkaniem, w którym stłoczono 30 osób. Siedzieli na plastikowych, najtańszych krzesłach z Ikei. Komputery były, ale niepodłączone do internetu. Zamówienia od dealerów przychodziły faksem. Z kolei świadomość istnienia marki Kia wśród Polaków była w zasadzie zerowa. Ale poza atrakcyjną ceną produktów jeszcze jedna rzecz działała na korzyść debiutanta – w tym czasie na rynku dobrze zakorzenione już było Daewoo. W związku z tym koreańskie produkty kojarzono, jako coś taniego i całkiem przyzwoitego. W efekcie już w pierwszym pełnym roku działalności Kia Motors Polska sprzedała 4 tys. samochodów.

W pierwszych latach działalności Kia oferowała na polskim rynku również auta dostawcze, m.in. model K2500. Aby uniknąć 35-proc. cła samochód sprowadzany był z Korei w częściach i składany na miejscu

– To było naprawdę coś! Inna sprawa, że musieliśmy się nieźle nagimnastykować aby biznes był zyskowny. Cło na auta z Korei wynosiło 35 proc., a przecież musieliśmy sprzedawać je mocno poniżej cen konkurencji. Kombinowaliśmy, jak się dało. Np. mieliśmy w ofercie mini ciężarówkę K2500, która przyjeżdżała z Korei do Polski w kilku częściach i dopiero tu na miejscu była montowana, dzięki czemu nie płaciliśmy cła. Tak idiotycznie skonstruowane było ówczesne prawo – opowiada Piotr Stobiński.

Dobrą passą Koreańczycy cieszyli się całe trzy lata. Potem zaczął się zjazd po równi pochyłej. W 2002 roku zarejestrowano nad Wisłą tylko 2 tys. osobowych Kii. Co się stało? Tak, jak początkowo Daewoo w pewien sposób przyłożyło rękę do dobrego debiutu Kii, tak kilka lat później niemal nie przyłożyło ręki do jej uśmiercenia. „Koreańskie auto” nie było już kojarzone z niską ceną, ale z bankructwem. Ludzie stracili zaufanie. Sprawy nie ułatwiał także fakt, że Polska weszła w okres przejściowy przed przystąpieniem do Unii Europejskiej, zmieniły się przepisy i rozpoczął się masowy import używanych samochodów z Zachodu.

Pierwsza generacja Sorento zaprezentowana w 2002 r. została zaskakująco dobrze przyjęta w Polsce. Żadne inne auto w tej cenie nie oferowało takich właściwości terenowych

– Rzeźbiliśmy, jak mogliśmy, czekając na lepsze czasy. To trudne, gdy nie ma się funduszy na reklamę i marketing. Chwilami faktycznie chwytaliśmy się brzytwy. Pamiętam, jak ówczesny szef wpadł na pomysł, żebyśmy wzięli ulotki i poszli wkładać je za wycieraczki samochodów pod pobliskim centrum handlowym. No i poszliśmy. Choć każdy wiedział, że to nie ma najmniejszego sensu – wspomina Stobiński. Trzy lata w historii Kia Motors Polska to był w zasadzie okres wegetacji. Potem jednak nastąpił szczęśliwy zbieg kilku okoliczności – Polska weszła do UE, przekonstruowano działalność Kii w Europie, a polskim oddziałem zaczął kierować nowy Dyrektor Generalny Wojciech Szyszko. No i w 2006 roku zadebiutował cee’d – pierwsza Kia zaprojektowana i zbudowana w Europie oraz z myślą o Europejczykach.  Machina zaczęła się rozpędzać. W 2009 r. w Polsce zarejestrowano 14,2 tys. nowych aut Kia – niemal trzykrotnie więcej niż jeszcze w 2006. Od tego czasu każdy nowy model marki był zaskoczeniem, z reguły głośno komentowanym. Kia ewidentnie zaczęła gonić europejską i japońską konkurencję pod względem jakości, stylistyki i technologii, ale utrzymując przy tym niższą cenę. I oferując niespotykane u innych producentów warunki gwarancyjne – od 2010 r. wszystkie nowe modele mają 7 lat albo 150 tys. km gwarancji.

Mówiąc krótko, od wprowadzenia na rynek cee’da, Kia stopniowo traciła wizerunek „samochodu budżetowego”, a stawała się pełnoprawnym rywalem dla uznanych, istniejących od dziesięcioleci marek. I widać to w statystykach. Nie tylko tych dotyczących sprzedaży nominalnej, ale przede wszystkim po udziałach w rynku nowych aut. W 2000 roku było to zaledwie 1,1 proc., a w 2010 już 5 proc. Z kolei w tym roku udział ten osiągnie rekordowe 8,3 proc. To oznacza, że co 12 nowy samochód, jaki w 2022 roku wyjechał na polskie drogi, ma na masce znaczek Kia! Łączna sprzedaż Kii w tym roku zbliży się do 35 tys. sztuk – na przestrzeni 25 lat sprzedaż urosła aż siedemnastokrotnie!

Kia ma obecnie nad Wisłą 80 salonów i oferuje 20 modeli. Jest u nas trzecim najpopularniejszym producentem samochodów i jednocześnie najchętniej wybieraną marką przy zakupie modeli elektrycznych. W tym segmencie jej udział przekracza 10 proc. Jej status i wizerunek nie mają już absolutnie nic wspólnego z tymi sprzed ćwierć wieku. Dowody na to można mnożyć. Modele koreańskiej marki regularnie wygrywają badania jakości i zadowolenia klientów (przeczytacie o tym TUTAJ), a coraz częściej również międzynarodowe konkursy – Kia EV6 została Europejskim Samochodem Roku 2022, a lada chwila sukces ten ma szansę powtórzyć nowe Niro, które jest w finale COTY 2023.

W ciągu minionych 25 lat Kia ewoluowała z marki prostej, nieatrakcyjnej, taniej i aspirującej do marki, która dzisiaj jest wzorem dla innych. Kiedyś goniła konkurentów, dzisiaj to oni muszą gonić ją. Doskonale widać to w segmencie samochodów elektrycznych. Kia zaczęła dość wcześnie nad nimi pracować (Soul EV jeździł po ulicach Warszawy już w 2014) i sukcesywnie je rozwijać. Efektem jest model EV6, który wyprzedził konkurentów pod względem osiągów (wersja GT), zasięgu, czasu ładowania, zastosowanych rozwiązań (infrastruktura 800V, funkcja vehicle-to-load) itd. I marka zapowiada, że to nie koniec zaskoczeń. Kolejne zelektryfikowane modele również mają mieć przełomowe rozwiązania, imponować designem i wynieść Kię jeszcze wyżej w motoryzacyjnej hierarchii. A o tym, jakie miejsce już w niej zajmuje, dobrze świadczy wygrana modelu EV6 z Audi Q4 e-tronem w niemieckiej prasie (relację z tego porównania znajdziecie TUTAJ). W sumie trudno sobie wyobrazić lepszy prezent na 25-lecie.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa