Close

Sportage Black Edition, czyli premium za pół ceny?

Niedawno najpopularniejszy SUV koreańskiej marki doczekał się wersji specjalnej Black Edition, która… wcale nie musi być czarna. Ja miałem okazję pojeździć przez kilka dni egzemplarzem w kolorze niebieskim i z jasnym wnętrzem. Silnik? W tym wypadku to 1.6 T-GDi z automatem i napędem na cztery koła. I muszę otwarcie przyznać, że gdybym sam kupował Sportage’a, to skonfigurowałbym go dokładnie tak samo.

Uwielbiam jasne tapicerki w samochodach. To taki mój mały fetysz. Wiem, że są trudniejsze w utrzymaniu. Wiem, że są mniej praktyczne, gdy ma się małe dzieci, psa i żonę, która taktuje wnętrze auta, jak wnętrze własnej torebki, czyli wozi w nim wszystko w twórczym nieładzie. Jestem jednak w stanie zaakceptować częstsze czyszczenie i sprzątnie jasnego środka, bo według mnie odwdzięcza się… jakimś takim większym poczuciem luksusu. Wsiadam i po prostu lepiej się czuję. Bo jest bardziej elegancko. Dostojniej. I jakby radośniej.

Sportage Black Edition wnętrze

Sęk w tym, że jasne wnętrza zazwyczaj kiepsko korespondują z jasnymi lakierami. Biały lakier i beżowa tancerka? Hmmm…. Odważne połączenie. Trochę jak panna młoda z żółtymi zębami. Definitywnie najlepszy efekt osiągniemy biorąc czarny lakier i jasne wnętrze. Tyle, że czarne lakiery w polskich warunkach, to koszmar każdego pedanta (a ja nim niestety jestem). Widać każdy pyłek i zaciek, najdrobniejsze ryski i odpryski, a drobna mżawka jest w stanie całkowicie zniweczyć dwugodzinny trud włożony w domycie auta. Możliwe zatem, że jeśli, jak ja, jesteście pedantami, to czarnemu autu będziecie fundowali kąpiele częściej, niż sobie.

Do tej pory byłem pewien, że nie ma kompromisu i tak musi być – za elegancką konfigurację trzeba zapłacić ciężką pracą i nierzadko irytacją. Aż tu pod moim domem zaparkował Sportage w wersji Black Edition w kolorze… niebieskim. Z jasnym wnętrzem. I lekko oniemiałem, bo takiej konfiguracji jakiegokolwiek samochodu jeszcze nie widziałem (przynajmniej na żywo). A już na pewno nie w świecie marek popularnych.

Sportage Black Edition. Jak prezentuje się na żywo?

Zacznijmy od tego, że w Black Edition niebieski lakier (do wyboru są też oczywiście inne) połączono z lakierowanymi na czarno dodatkami: przednim grillem, osłonami świateł przeciwmgielnych, listwami na bocznych progach i relingami dachowymi. Nawet znaczek Kia na masce i tylnej klapie jest utrzymany w mocno przyciemnionej tonacji! Do tego pod tylnym logo znalazła się nazwa modelu – umieszczona centralnie na klapie, w kolorze… Zgadliście, czarnym. A wisienką na torcie są czarne felgi aluminiowe. Auto wygląda w takim wydaniu OBŁĘDNIE. I znacznie lepiej na żywo, niż na zdjęciach. I nie trzeba go codziennie myć!

Po otwarciu drzwi efekt WOW jeszcze się umacnia. Tapicerka w kolorze Carmelo, jaką miał mój testowy egzemplarz, idealnie komponuje się z niebiesko-czarnym nadwoziem. Z zewnątrz jest sportowo, we wnętrzu zdecydowanie bardziej luksusowo. Mnie taki miks bardzo odpowiada, ale jeżeli macie inne zdanie to możecie sobie wybrać jeden z sześciu innych lakierów oraz czarną tapicerkę. To daje łącznie aż 14 konfiguracji kolorystycznych. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Sportage Black Edition. Jak jest wyposażony?

Black Edition to nie tylko czarne dodatki i różne kolory. Bo to nie pakiet stylistyczny (jak często bywa w innych markach), ale wersja wyposażenia pozycjonowana powyżej od L i nieco niżej od GT Line. W standardzie są tu reflektory, lampy i kierunkowskazy LED, wykończenie wnętrza Premium z elementami lakierowanymi na – jakżeby inaczej – czarny połysk, podgrzewana kierownica, fotele przednie i kanapa, dostęp bezkluczykowy, kamera cofania, nawigacja z usługami cyfrowymi, a także sporo asystentów jazdy: autonomiczne hamowanie, system monitorowania martwego pola i ruchu pojazdów podczas cofania, utrzymanie pasa ruchu i system rozpoznawania znaków drogowych. Mój egzemplarz dodatkowo miał jeszcze pakiet Black Edition Plus za 7000 zł. W praktyce oznacza to perforowaną skórzaną tapicerkę (w serii jest półskórzana), elektryczną klapę bagażnika oraz elektrycznie regulowane i wentylowane fotele przednie.

Jeżeli chodzi o samo wykończenie wnętrza, to mam wrażenie, że przy okazji wprowadzenia na rynek wersji Black Edition, jeszcze je poprawiono. Wszystko jest ze sobą porządnie poskręcane, materiały będące w zasięgu ręki kierowcy i pasażerów są w dużej mierze miękkie i przyjemne w dotyku. Gorzej i bardziej plastikowo jest dopiero poniżej linii kolan. Ale na przykład schowek w podłokietniku wyłożono przyjemną, miękką tkaniną.

Sportage Black Edition. Jakie ma wnętrze?

Choć auto jest już na rynku od 5 lat, to ponadczasowa stylistyka deski rozdzielczej sprawia, że nawet dzisiaj wygląda po prostu dobrze. A ja dodatkowo doceniam w niej to, że wszystko jest intuicyjne i proste w obsłudze. To zasługa dużych, czytelnie opisanych klawiszy i pokręteł do sterowania większością funkcji. 

Sportage Black Edition wyposażenie

Miejsca na przednich fotelach jest wystarczająco dużo, a elektryczny zakres regulacji fotela i kierownicy jest bardzo szeroki. Do pełnego szczęścia zabrakło mi jedynie możliwości opuszczenia fotela kierowcy dosłownie 3-4 cm niżej. Ale mam prawie 2 metry wzrostu, więc ta obserwacja dla was może nic nie znaczyć. Na tylnej kanapie wygodnie będzie nastolatkom i dorosłym o średniej budowie ciała, z moimi gabarytami lepiej się tam nie pchać. To, co zasługuje na uwagę, to szeroki otwór drzwiowy i bardzo łatwy dostęp do mocowań ISOFIX. Dzięki temu łatwo i wpiąć foteliki, i potem umościć w nich dzieci. Co więcej, oparcia foteli tylnej kanapy się pochylają, dzięki czemu latorośle będą mogły uciąć sobie drzemkę w wygodniejszej pozycji. 

Bagażnik ma 503 litry (z zestawem naprawczym) lub 491 litrów (z kołem dojazdowym) pojemności. Wystarczająco, jak na SUV-a segmentu C. Mały minus należy się za dość wysoki próg załadunkowy i wystające nadkola, które trochę utrudniają ergonomiczne rozłożenie bagaży. 

Sportage Black Edition. Jak jeździ?

Po raz pierwszy miałem okazję pojeździć tym autem z topowym benzyniakiem 1.6 T-GDi o mocy 177 koni. Występuje on w połączeniu ze skrzynią manualną, jak i z automatyczną, z napędem zarówno tylko na przednie, jak i na cztery koła. Ja miałem do dyspozycji wersję 4WD z dwusprzęgłową skrzynia 7 DCT o siedmiu przełożeniach. I nie mam wątpliwości, że ten zestaw najlepiej pasuje do charakteru Black Edition. 

Po pierwsze ma wysoką kulturę pracy i został bardzo dobrze wyciszony. Bo drugie, nie trzeba wbijać pedału gazu w podłogę, by samochód żwawo ruszył. Już od 1500 obrotów przyjemnie ciągnie do przodu, a skrzynia płynnie i w odpowiednim momencie zmienia biegi. Sprint do setki zabiera 9 sekund, co w tej klasie jest przyzwoitym wynikiem. Wyprzedzanie nie stanowi problemu, bo każde głębsze wciśnięcie gazu powoduje szybką redukcję i każdy z tych 177 koni i 260 Nm chętnie zabiera się do roboty. Nieco pary brakuje im dopiero przy prędkościach autostradowych, choć maksymalnie auto jest w stanie pojechać ponad 200 km/h.

Największym zaskoczeniem dla wielu osób będzie jednak co innego – to, jak prowadzi się Sportage. Jego zawieszenie i układ kierowniczy są zaskakująco sportowo zestrojone. Cały czas macie wrażenie, że prowadzicie auto, które zachęca to szybszego pokonywania zakrętów. W tej klasie to rzadkość. Jednocześnie zawieszenie nie jest przesadnie sztywne, bardzo dobrze wybiera nierówności. Nie ma tu żadnych aktywnych amortyzatorów, ani przekładni kierowniczych o zmiennym położeniu, a mimo to udało się osiągnąć świetny kompromis między komfortem a sportem.

Trzeba jednak być świadomym tego, że gdy ulegniemy emocjom i będziemy jeździli Sportage’m dynamicznie, średnie spalanie benzyny wskoczy na poziom 11-12 litrów. Z jednej strony to sporo, ale z drugiej trzeba pamiętać, że mamy do czynienia ze sporym, mocnym SUV-em z napędem na cztery koła. Wybranie wersji z napędem tylko na przód obniży ten wynik o maksymalnie litr. Gdy jeździłem spokojniej, udawało mi się utrzymać zużycie paliwa na sensownym poziomie 9 litrów. W mieście to 10 litrów.

Sportage Black Edition. Jak go oceniam?

Mimo kilku lat na karku, Sportage to nadal jedna z najlepszych propozycji w segmencie C-SUV. Jest dopracowany, dobrze wykonany, wystarczająco szybki i świetnie się prowadzi. To po prostu bardzo porządny wóz, który w wersji Black Edition nabrał jednocześnie sportowego (z zewnątrz), jak i luksusowego (we wnętrzu) charakteru. Bez trudu sprosta potrzebom większości rodzin, szczególnie, że jest w miarę kompaktowy z zewnątrz i wystarczająco przestronny w środku. 

Jednak jego absolutnie największą zaletą jest jeszcze coś innego. Cena. Wersja, którą jeździłem została wyceniona na 129 900 zł. Przypominam, że mówimy o aucie z napędem na cztery koła i z automatyczną skrzynią dwusprzęgłową. I świetnie wyposażonym. Dołóżcie do tego pakiet Black Edition Plus za 7000 zł i lakier za 2800 zł, a macie auto, za które u konkurencji z klasy premium musielibyście wyłożyć jakieś… 100 tys. zł więcej! Nawet Skoda Octavia z podobnym wyposażeniem będzie droższa! I to taka z manualem, napędem tylko na przednie koła i z silnikiem po mocy 150 KM. Natomiast jeżeli w Sportage’u nie potrzebujecie napędu na cztery koła to śmiało bierzcie 2WD. Cały Rachunek zamknie się kwotą niecałych 132 tys. zł, już z lakierem metalic. To naprawdę oferta nie do pobicia.

PS: Zdjęcia, które widzicie, wykonał niezwykle zdolny fotograf Filip Blank, któremu bardzo dziękuję za pomoc w realizacji materiału.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa