Close

Masz złe opony? Możesz stracić gwarancję i ubezpieczenie

Dwa tygodnie temu napisałem obszerny materiał na temat samochodowego ogumienia (znajdziecie go TUTAJ). Celowo nie poruszyłem w nim kwestii homologacji, bo zasługuje ona na odrębny wpis. A to ze względu na to, że założenie na auto opon i felg innych, niż przewiduje fabryczna homologacja pojazdu, może ściągnąć na nas kłopoty. I to niemałe.

Zacznijmy od tego, że już na etapie projektowania samochodu, inżynierowie dobierają do niego odpowiedni rozmiar kół i ogumienia, a potem dobór ten weryfikowany jest podczas testów w różnych warunkach drogowych. Nie ma tu żadnych przypadków i myli się ten, kto sądzi, że chodzi tylko o estetykę. Praca zawieszenia, siła hamowania, osiągi, prowadzenie, przyczepność, bezpieczeństwo – wszystko to jest ściśle powiązane z tym, jakie koła zostały zaprojektowane do danego auta. 

Bugatti Veyron było wyposażone w najszersze wówczas na świecie opony. Miały szerokość 365 mm

W przypadku niektórych modeli (szczególnie tych drogich, mocnych i szybkich) wręcz tworzy się ogumienie specjalnie pod ich kątem. Najsłynniejszym przykładem takiego auta jest Bugatti Veyron, wyposażone w opony Michelin Pilot Sport PAX, których komplet kosztuje – bagatela – 160 tys. zł! Nie, to nie jest żart. Chodzi o to, że taka guma musi bezpiecznie rozpędzić tego ponad 1000-konnego potwora do ponad 430 km/h, a następnie go z tej prędkości wyhamować do zera na dystansie 540 metrów. Przeciążenia i siły działające na koła są tutaj tak duże (przy 400 km/h siła docisku samej tylnej osi zwiększa się o 900 kg), że producent zaleca, aby co trzecią wymianę opon wymieniać również felgi, których komplet, to wydatek kolejnych 160 tys. zł.

Przykład Veyrona jest oczywiście wyjątkowy, niemniej również marki bardziej popularne, jak BMW czy Audi, często projektują wspólnie z firmami oponiarskimi ogumienie do swoich mocniejszych modeli (tych ze znaczkami „M” i „RS”). Mówi się wówczas, że opona ma homologację producenta. Czyli – dla zachowania zarówno parametrów auta, jak i gwarancji – należy stosować tylko takie homologowane ogumienie.

Opony stosowane w samochodach sportowych o dużej mocy muszą być znacznie bardziej wytrzymałe

W przypadku marek i modeli popularnych, sprawy są na szczęście znacznie mniej skomplikowane, a wydatki zdecydowanie niższe. Ale to nie oznacza, że możemy założyć na samochód cokolwiek. To znaczy, technicznie rzecz biorąc możemy, ale pytanie czy powinniśmy. I jakie mogą być konsekwencje tego, gdy tak zrobimy. 

Były złe koła, nie ma AC. Ani OC

Powyżej pisałem o oponach homologowanych do konkretnych modeli, ale znacznie istotniejsza jest homologacja samego samochodu, w której jasno jest określone między innymi to, jakie dokładnie koła mogą zostać do niego założone. Przykładowo, homologacja poprzedniej generacji Kii Sportage przewidywała, że może ona mieć koła 17- lub 19-calowe. Felgi i ogumienie 18-calowe w homologacji nie figurowały, choć technicznie da się oczywiście takie bez problemu założyć i pewnie sporo osób to zrobiło. Sęk w tym, że nie do końca jest to „legalne”.

Wyobraźmy sobie, że takim Sportage’m z 18-calowymi felgami mieliśmy stłuczkę. Na miejsce zdarzenia przyjeżdża policja i jedną z pierwszych rzeczy, jaką sprawdza, jest ogumienie. Nie tylko jego stan, ale także rozmiar i czy jest zgodne z homologacją. Jeżeli nie jest, to z automatu uznaje nas za winnego albo przynajmniej współwinnego zdarzenia. Sprawa trafia do ubezpieczyciela, a ten odmawia nam wypłaty odszkodowania z AC. A, co gorsza, żąda od nas zwrotu odszkodowania wypłaconego pokrzywdzonemu z naszej polisy OC. Powód: mieliśmy koła niezgodne z homologacją samochodu.

Na Zachodzie takie sytuacje to już codzienność i norma. Co więcej, gdy doszło do poważniejszego wypadku i do gry wkracza prokuratura, jakakolwiek niezgodność homologacyjna samochodu z automatu obciąża jego właściciela. Nawet jeżeli w normalnych okolicznościach to nie on byłby sprawcą.

W Polsce póki co tak radykalne podejście to rzadkość, ale nie znaczy to, że takie rzeczy w ogóle nie mają miejsca. Przede wszystkim ubezpieczalnie zaczęły dokładniej weryfikować, czy auta uczestniczące w kolizjach, spełniały w ich momencie założenia homologacji. Dotyczy to przede wszystkim nowszych modeli, w których każde odstępstwo od normy w kwestii kół, może wpływać na pracę zawieszenia, układu hamulcowego, napędu etc.

Mówiąc krótko, jeżeli chcemy uniknąć kłopotów, lepiej stosować rozmiary felg i opon przewidziane przez producentów. Szczególnie, że mogą być one różne nawet dla tego samego modelu, zależnie od jego wersji silnikowej czy wyposażenia. Na przykład Kia Ceed ma różnej wielkości tarcze hamulcowe – dla wersji z większą tarczą są przewidziane tylko większe koła aluminiowe, a dla mniejszych – mniejsze. Zapewne można byłoby dobrać jakieś alternatywne koła w innym rozmiarze, ale będzie to niezgodne z homologacją auta.

Po felgach i po gwarancji

Zastosowanie kół w rozmiarze, jakiego nie przewiduje homologacja może doprowadzić również do tego, że utracimy gwarancję na niektóre elementy samochodu. Oczywiście nie zawsze i nie w każdym przypadku, ale nie można takiej ewentualności wykluczyć.

Układ hamulcowy na czele z ABS, kontrola trakcji i stabilizacji toru jazdy, zawieszenie, komputer pokładowy, licznik przebiegu, prędkościomierz, systemy wspomagające jazdę, układ kierowniczy, napęd na cztery koła – działanie wszystkich tych rzeczy jest ściśle powiązana z kołami. Wystarczy, że zmienimy ich rozmiar na taki, którego nie przewidział producent, a mogą zacząć się problemy. Dotyczy to w szczególności napędu AWD, który jest bardzo precyzyjnym mechanizmem i nawet nadmierne zużycie jednej opony w porównaniu z resztą, może zachwiać jego działaniem, a nawet doprowadzić do jego uszkodzenia.

Układ napędu na cztery koła to skomplikowany mechanizm. Nawet niewielkie różnice w rozmiarze, albo jedna bardziej w stosunku do innych zużyta opona, mogą doprowadzić do jego uszkodzenia

Same felgi to odrębna historia. Na rynku pełno jest produktów nieznanego pochodzenia i przedziwnych marek. Polskie przepisy są tak kulawe, że określają w zasadzie tylko…  kształt felgi, jej profil i sposób mocowania. O jakości, materiałach czy atestach i certyfikatach, jakie musi mieć taka felga nie ma już w przepisach ani słowa. A to oznacza de facto, że każdy może sobie zrobić felgi na tokarce w garażu i nimi handlować. A że certyfikacja i atesty są drogie, to spora część producentów tego nie robi i oferuje tanie produkty, ale o jakości, której nikt nie zweryfikował.

Podsumowanie 

Wszystko to nie oznacza, że macie związane ręce i Wasz samochód całe życie musi przejeździć na jednych kołach. Możecie go uatrakcyjnić, ale trzeba zrobić to z głową, nie jak najtańszym kosztem, a przede wszystkim – zgodnie z homologacją producenta.

Zanim zaczniecie zmiany, polecam wizytę w ASO Kia. Tam wiedzą najlepiej, jakie alternatywne rozmiary kół można zastosować w Waszym aucie, aby zachowało gwarancję i aby uniknąć ewentualnych problemów z ubezpieczycielem. Felgi i opony też wybierałbym w ASO. Pamiętajmy, że serwisy dysponują wyłącznie certyfikowanymi, markowymi akcesoriami, które spełniają wszystkie parametry bezpieczeństwa i jakości oraz zostały zaprojektowane specjalnie z myślą o naszych samochodach. W przypadku kół po prostu nie warto eksperymentować i ryzykować. Za dużo od nich zależy. W skrajnych sytuacjach nawet nasze zdrowie czy życie.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa