Close

Dokładnie taki powinien być kompaktowy SUV

Współczesne samochody często są dobre, ale jednocześnie nijakie. Stanowią jedynie rozwinięcie swoich poprzedników. Wsiadamy do nich, przejeżdżamy z punktu A do B, wysiadamy i… to by było tyle. Są narzędziem, które nie budzi w nas żadnych emocji. Po pięciu dniach spędzonych z nową Kią Sportage miło mi zakomunikować, że jest ona odstępstwem od tej reguły. I to w segmencie, po którym w życiu bym się tego nie spodziewał.

Kompaktowe SUV-y. Ich historia sięga lat 90. i od tamtego czasu filozofia ich projektowania praktycznie się nie zmieniła. Mają być bardziej przestronne niż przeciętne auto kompaktowe. Mają być podwyższone, żeby się lepiej wsiadało i więcej widziało. Mają mieć zwiększony prześwit i możliwość wyboru napędu na cztery koła, żeby można było zjechać z asfaltu. I tak od ponad 20 lat. Od dłuższego czasu nie było w tym segmencie większych zaskoczeń. Dlatego po nowej Kii Sportage nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. Ot, kolejny kompakty SUV. Nowy, poprawiony, dobry, ale na pewno nie rewolucyjny czy choćby zaskakujący. Dzisiaj, po pięciu dniach testu, myślę już zupełnie inaczej. 

Zaskoczenie nr 1: Wygląd

„Kontrowersyjny” to najłagodniejsze określenie, jakie przyszło mi do głowy, gdy zobaczyłem pierwsze zdjęcia nowego Sportage’a. Opinia publiczna szczególnie zdumiona była jego przodem z nietypowymi reflektorami. Oto marka słynąca z łagodnej, zachowawczej ale i rozpoznawalnej stylistyki, poszła naprawdę grubo, a efekt jest… No właśnie, efekt jest zupełnie inny w rzeczywistości niż na zdjęciach. Na żywo to auto robi nieporównywalnie lepsze wrażenie niż na obrazkach czy filmach. Przez światła dziennie w kształcie bumerangów nie da się go pomylić z żadnym innym. Cała sylwetka wygląda atletycznie i zadziornie, a tył jest wręcz finezyjny, głównie za sprawą lamp LED i lekko wklęsłej klapy bagażnika. Do tego dochodzą ciekawe detale, jak choćby chromowane wykończenie dolnych listew bocznych albo nowy, wąski „nos tygrysa” na przodzie. I możliwość zamówienia dwukolorowego nadwozia z czarnych dachem i obudowami lusterek.

Efekt tego wszystkiego jest taki, że ludzie za nowym Sportagem się oglądają. Pokazują go sobie palcami, zaczepiają i o niego pytają. Bo jest inny, oryginalny i nietuzinkowy. Bo Kia miała odwagę zaproponować coś świeżego w skostniałym i poprawnym stylistycznie segmencie kompaktowych SUV-ów. Ja to kupuję, ale dopiero po tym, jak zobaczyłem Sportage’a na żywo. I w Waszym przypadku będzie podobnie, wierzcie mi. 

Zaskoczenie nr 2: Przestronność

Większość modeli rośnie z generacji na generację. „Dorzućmy po kilka centymetrów tu i ówdzie, niech ludzie mają poczucie, że dostają więcej” – tak myślą konstruktorzy, projektanci i księgowi. Ale Kia najwyraźniej postanowiła zerwać z takim podejściem. Zależało jej na stworzeniu auta KOMPAKTOWEGO, a więc takiego, którym da się poruszać bez skrępowania i strachu w każdych warunkach. Zwinnego w mieście i komfortowego w trasie. Dlatego nowy Sportage jest tylko o 3 cm dłuższy, 1 cm wyższy i 1 cm szerszy od poprzednika. Mierzy nieco ponad 4,5 metra i pozostał kompaktowym SUV-em. Dzięki temu bardzo łatwo się nim manewruje i – paradoksalnie – nawet szeroki słupek C nie ogranicza widoczności.

Ale jako że zbudowano go na zupełnie nowej, lepiej przemyślanej platformie, to ma znacznie większe wnętrze niż poprzednia generacja. Czuć to nie tylko z pozycji kierowcy (jest tu dużo więcej miejsca nad głową), ale przede wszystkim na tylnej kanapie. Bez trudu zmieszczą się na niej nie tylko dzieci w fotelikach, ale nawet postawni dorośli. I nie będą narzekali ani na miejsce nad głową, ani na barki, ani na nogi czy stopy, które można bez trudu wsunąć pod przednie fotele.

Znacząco urósł także bagażnik, który w mojej wersji 1.6 T-GDI MHEV miał 562 litry. Co prawda część tej pojemności kryje się pod podłogą bagażnika i ma postać schowków, ale i tak jest znacznie lepiej niż u poprzednika.

Mówiąc krótko, Kii udało się połączyć kompaktowe wymiary zewnętrzne z naprawdę niesamowicie obszernym wnętrzem, jakiego nie powstydziłyby się SUV-y segmentu D. Dołóżcie do tego oparcie kanapy dzielone w proporcjach 40:20:40, możliwość regulowania jego pochylenia i fakt że po złożeniu tworzy z bagażnikiem płaską podłogę, a otrzymacie jedno z najbardziej praktycznych aut w swojej kategorii. 

Zaskoczenie nr 3: Jakość wykonania

Dawno, dawno temu synonimem „dobrego wykończenia” wśród popularnych marek był Volkswagen. Teraz – i nie boję się tego głośno powiedzieć – tytuł ten należy się Kii. Jakość samych materiałów, jak i ich montażu są po prostu wyborne. Wszystko doskonale spasowane, dobrane kolorystycznie, nic nie ma prawa się poruszyć czy skrzypnąć. Górę całej deski rozdzielczej pokryto miękkim materiałem, a na całej szerokości poprowadzono listwę ozdobną z prawdziwej stali o bardzo ładnym wzorze. 

Ja osobiście nie przepadam za wykończeniem fortepianowym, którego jest sporo na konsoli środkowej, ale rozumiem, że większości się to podoba. Większość nie zwróci też pewnie uwagi na to, że tylne drzwi na podszybiu wykończone są twardym plastikiem, podczas gdy przednie – miękkim. Ale to niuanse. Jako całość wnętrze nowej Kia Sportage prezentuje się po prostu świetnie. Nie lubię używać tego określenia w stosunku do marek popularnych, ale naprawdę zapachniało tu jakością premium. Sportage jest wykonany lepiej i z lepszych materiałów niż choćby Volvo XC40. I to znacznie!   

Zaskoczenie nr 4: Zawieszenie i układ kierowniczy

Jeżdżąc po różnych drogach, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że prowadzę… BMW! Ma definitywnie bardziej sportowo zestrojone zawieszenie i – jak na SUV-a – zaskakująco komunikatywny układ kierowniczy. Na dziurawych drogach, czy podczas przejeżdżania przez garby spowalniające czuć, że konstruktorom przy projektowaniu zawieszania przyświecała myśl „mniej pontonu, więcej betonu”. W efekcie teraz bez dwóch zdań jest to najlepiej prowadzący się kompaktowy SUV na rynku. Możecie wjechać w zakręt zdecydowanie za szybko, a zawieszenie i układ kierowniczy zadbają o to, byście nawet nie odnieśli wrażenia, że przesadziliście. Jest pewnie, bezpiecznie, sprężyście. PE-TAR-DA!

W tym miejscu chciałbym uspokoić wszystkich tych, którzy – po wspomnieniu betonu – dojdą do wniosku, że Sportage jest niekomfortowy. Spokojnie, nie musicie się obawiać utraty zębów ani tego, że Wam kręgi szyjne powypadają. Kia po prostu nie jest tak miękka, jak jej konkurenci, ale nie znaczy to, że Was zamęczy. Powiem tak: może przez próg zwalniający będziecie musieli przejeżdżać z prędkością o 5 km/h niższą, ale jednocześnie dowolny zakręt pokonacie 50 km/h szybciej niż dowolnym innym kompaktowym SUV-em. To co wybieracie?

Zaskoczenie nr 5: Napęd AWD

Wielu producentów w ogóle wycofuje napęd na cztery koła ze swoich modeli, albo oferuje go tylko w wybranych wersjach. W przypadku Sportage’a AWD można mieć i w benzynie, i w dieslu, i w hybrydzie, a w hybrydzie plug-in jest seryjny. 

Standardowo 100 proc. momentu i mocy trafia na koła przednie. Ale gdy tylko potrzeba AWD (bo np. mocno przyspieszamy, albo na którymś kole pojawił się uślizg), to sprzęgło wielopłytkowe przenosi do 50 proc. mocy i momentu na tylną oś. Dodatkowo w dieslu i benzynie można zablokować rozdział w proporcjach 50:50. W poprzednim Sportage z tego rozwiązania korzystać można było do prędkości 50 km/h, teraz działa również przy wyższych. Co więcej, po uruchomieniu tej funkcji i całkowitym wyłączeniu kontroli trakcji (tak, da się to zrobić przyciskiem!) Sportage potrafi przyjemnie zarzucić tyłem! Na śniegu i krętych zamkniętych drogach daje to naprawdę mnóstwo frajdy.

A co z resztą?

Jednostka 1,6 T-GDI 180 KM z mojego egzemplarza w zupełności wystarczy kierowcom, którzy wiedzą, że kompaktowy SUV nie służy do dawania sportowych wrażeń, ale do sprawnego przemieszczania się. Zawalidrogą na pewno nie będziecie, podawane przez Kię 9 sekund do 100 km/h to wynik osiągalny za każdym razem, nawet gdy nawierzchnia jest mokra – sprawdziłem. Poprawiono pracę skrzyni 7DCT – mniej się „gubi”, lepiej dobiera przełożenia, szybciej redukuje, dokładniej rozpoznaje nasze intencje. I – co ważne – dobrze dogaduje się z układem MHEV. Przy wyjściu z trybu żeglowania tylko w trybie Eco czuć opóźnienie wynikające z faktu, że musi się włączyć silnik a potem wpiąć bieg. W trybach Comfort i Sport, spalinowy silnik w ogóle się nie wyłącza, a skrzynia nie wchodzi w tryb żeglowania. Super! Spalanie? Przy spokojnej jeździe można zmieścić się w 7-8 litrach na 100 km. Na autostradach będzie to 9 litrów.

Genialnie z MHEV-em współpracuje system Start/Stop. Przy dojeżdżaniu do skrzyżowania wyłącza silnik już przy około 15 km/h, natomiast przy ruszaniu uruchamia go błyskawicznie. Trudno wyczuć jakąkolwiek zwłokę, auto zaczyna jechać od razu po przełożeniu nogi z pedału hamulca na gaz. 

Multimedia? Mamy tu bardzo czytelne cyfrowe zegary o przekątnej ponad 12 cali i podobnej wielkości ekran centralny, zakrzywiony w kierunku kierowcy, co ułatwia jego obsługę. Ta jest intuicyjna i prosta, jak w innych modelach Kia – nawet laik, który zatrzymał się w elektronicznym rozwoju na etapie Nokii 3110 opanuje wszystko w góra kwadrans. Szkoda, że nie ma bezprzewodowego Apple CarPlay i Android Auto (są tylko po kablu, ale wyświetlane na całej powierzchni 12-calowego ekranu). Chodzą jednak słuchy, że w niedalekiej przyszłości system dostanie stosowną aktualizację, która wypełni ten brak.   

To by było na tyle, jeżeli chodzi o moje spostrzeżenia po pięciodniowej przygodzie z nową Kią Sportage. Przejechaliśmy wspólnie ponad 1000 km po różnych drogach i otwarcie mówię, że zaskoczyła mnie i na śniegu (sprawnością napędu AWD), i na autostradzie (zawieszeniem i układem kierowniczym), i moją rodzinę też (przestronnością i komfortem). Jeżeli od jakiegoś czasu poszukujecie rodzinnego samochodu, który nie tylko spełni Wasze oczekiwania, ale także będzie „jakiś”, to właśnie go znaleźliście. Co więcej, nie będziecie musieli na niego zbyt długo – biorąc pod uwagę współczesne realia – czekać. Wszyscy dealerzy Kia dysponują już egzemplarzami demonstracyjnymi i testowymi, zaś na stoku jest jeszcze sporo samochodów dostępnych “od ręki”. Z kolei na auta pod indywidualne zamówienie z manualną skrzynią czeka się 120 dni, zaś na takie z automatem – 180 dni.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa