Close

10 lat elektryków Kia. Zobacz, jak się zmieniły

Z ust wielu osób nadal można usłyszeć, że samochody elektryczne to żadne novum, bo eksperymentowano z nimi już na początku XX wieku. Ich zdaniem auta te w zasadzie się nie zmieniły i w sensie technologicznym są niemal takie same 100 lat temu. W rzeczywistości jednak żaden segment motoryzacji tak gwałtownie i dynamicznie nie ewoluował, jak obecnie elektryki. Doskonale to widać na przykładzie Kii, która swoje pierwsze auto na prąd wprowadziła na rynek 10 lat temu, a dzisiaj produkuje już czwartą generację napędów EV. Zobaczcie, jak w tym czasie zmieniły się zasięgi, czasy ładowania, osiągi i… ceny.

Był grudzień 2011 roku. Świat obiegła informacja, że oto Koreańczycy uruchomili seryjną produkcję pierwszego w swojej historii auta elektrycznego. Gdy do mediów trafiło jego zdjęcie, śmiechom nie było końca. Kia Ray EV miała wymiary pudełka po butach – niecałe 3,6 metra długości i tylko 1,6 metra szerokości. Akumulator umieszczony pod podłogą również nie był zbyt duży – miał zaledwie 16,4 kWh pojemności, a mimo to ładowało się go przynajmniej pół godziny. Zasięg – jak można się domyślać – też nie zachwycał. Maksymalnie na pełnej baterii można było przejechać 139 km. Do tego wóz miał śmieszne 69 koni, rozwijał maksymalnie jeszcze śmieszniejsze 130 km/h, a do setki rozpędzał się 15,9 sekundy. Przyznacie, że wszystko to brzmi, jakbyśmy mówili o samochodzie z lat 40. ubiegłego stulecia, a nie nowoczesnym elektryku. Ale właśnie takie były początki elektryfikacji w wydaniu marki Kia. Niemniej Koreańczycy już wtedy wierzyli w przyszłość samochodów na prąd i bardzo szybko je rozwijali.

W 2012 roku na drogi Korei Południowej wyjechało 2500 sztuk Ray’a. Jeździły głównie w administracji publicznej, a urzędnicy mieli dostarczać inżynierom Kii cennych danych i wskazówek. W efekcie, po upływie zaledwie 2,5 roku Kia mogła zaprezentować drugą generację BEV – Soula EV. Była to jednocześnie pierwsza Kia na prąd oferowana globalnie – w Europie od lipca 2014 roku. Skok względem Ray’a był kolosalny pod każdym względem. Auto miało cywilizowane wymiary i mieściło wygodnie rodzinę. Dzięki baterii o pojemności 30 kWh brutto zasięg wzrósł do 212 km, a silnik o mocy 110 koni uznać już można było za wystarczająco dynamiczny do jazdy po mieście – setkę robił w 12 sekund. Prędkość maksymalna wzrosła do 145 km/h. Bateria do 80 proc. ładowała się tylko w 25 minut, ponieważ auto obsługiwało ładowarki DC o mocy 50 kW. Problemem nadal była jednak cena. Osiem lat temu w Polsce za Soula EV trzeba było zapłacić prawie 150 tys. zł. Sporo, jak za crossovera o takich parametrach.

Ale mimo to cieszył się sporym – jak na ówczesne czasy – powodzeniem. Kia założyła, że w całym 2015 roku na całym świecie sprzeda 5000 egzemplarzy swojego elektryka. Przekroczyła tę liczbę już w sierpniu, a w styczniu 2016 r. pękła magiczna bariera 10 tys. wyprodukowanych aut. To dowodziło, że zainteresowanie pojazdami na prąd będzie rosło i zachęciło Koreańczyków do dalszych prac. I efektem była trzecia generacja BEV – modele e-Soul i e-Niro zaprezentowane w latach 2018 i 2019.

Skok technologiczny tym razem był jeszcze bardziej widoczny. Samochody dostały silniki o mocy 204 koni, co zapewniało im już więcej niż zadowalające osiągi. 100 km/h osiągały po niespełna 8 sekundach i maksymalnie mogły pojechać 167 km/h. Do tego dostały nowe akumulatory o pojemności 64 kWh, które zapewniały nawet 455 km zasięgu. Po raz pierwszy o elektryku Kia można było powiedzieć, że jest pełnowartościowym rodzinnym samochodem, a nie tylko wozidłem do miasta i na krótkie dystanse. Szczególnie, że jego cenę utrzymano na niemal tym samym poziomie, co Soula EV. Zadziałało prawo produkcji masowej – im więcej samochodów, tym niższe koszty wytworzenia pojedynczego egzemplarza.

Dzisiaj Kia przyznaje, że w chwili, gdy na rynku debiutowały e-Soul i e-Niro, inżynierowie koncernu już prowadzili zaawansowane prace i testy zupełnie nowej, czwartej generacji napędów elektrycznych. Ostateczny rezultat tych pracy już znamy. Nosi nazwę EV6. Elektryk zbudowany od podstaw na totalnie nowej platformie E-GMP.  

W oczach wielu osób ten samochód zmienił postrzeganie elektryków przede wszystkim ze względu na zasięg i czas ładowania. Maksymalnie może przejechać 528 km, a dzięki architekturze 800V obsługuje ładowarki o mocy do 350 kW. W efekcie po zaledwie 4,5 minuty ładowania zyskuje się 100 km zasięgu. A od 10 do 80 proc. bateria ładuje się w 18 minut. Do tego w wersji GT samochód ma wręcz absurdalne osiągi – 585 koni zapewnia mu przyspieszenie do setki w 3,5 sekundy, a maksymalnie może jechać 260 km/h.

Platforma E-GMP jest na tyle elastyczna i modularna, że Kia docelowo planuje zbudować na niej 11 różnych modeli. Po EV6 będzie EV9, które doczekało się już wersji koncepcyjnej, a produkcyjna ma zostać zaprezentowana na początku przyszłego roku. Potem będą ponoć nie tylko SUV-y i crossovery, ale także klasyczne nadwozia, jak sedan, czy typowe auta do miasta.

Na koniec zostawiam Was z tabelą pokazującą jak zmieniły się na przestrzeni dosłownie jednej dekady parametry aut elektrycznych Kia. Zasięg wzrósł› czterokrotnie, czas ładowania przyspieszył pięciokrotnie, a osiągi to po prostu przepaść. I to wszystko w zaledwie 10 lat! Samochody spalinowe nigdy nie ewoluowały tak szybko i gwałtownie. A to dowodzi, jak duży potencjał tkwi w elektryfikacji.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa