Close

Zimowy sprawdzian

Samochody nie lubią okresu jesienno-zimowego nawet bardziej niż my. Szkodzą im wilgoć, niskie temperatury, błoto, brud, sól drogowa etc. Co gorsza, nie ułatwiamy im zadania – nierzadko popełniamy błędy, przez które cierpią jeszcze bardziej. Oto kilka mitów i faktów związanych z eksploatacją aut w tym okresie.

Rozgrzewka

Mroźny poranek, wychodzimy do pracy. Auto stoi na parkingu całe zaśnieżone i zmarznięte. Otwieramy je, włączamy silnik, nastawiamy dmuchawę na maksa i… czekamy aż wszystko się roztopi, przynajmniej na szybach. Kto choć raz tak nie zrobił, niech pierwszy rzuci soplem. Bo przecież tak podpowiada „zdrowy rozsądek”! Niestety, takim postępowaniem możemy poważnie zaszkodzić zarówno sobie, jak i autu.

Po pierwsze, za włączony na postoju silnik możemy dostać do 300 zł mandatu, a wlepić nam go może nie tylko policja, ale i straż miejska. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że wiele miast na poważnie wzięło się za walkę ze smogiem i funkcjonariusze są wyczuleni na takie uruchomione, „rozgrzewające się” auta. Swoją drogą, jazda nieodśnieżonym samochodem też jest karalna – wystarczy, że nie zgarniemy śniegu z dachu czy nie oczyścimy dobrze lamp, a możemy dostać do 300 zł mandatu.

Jeżeli chodzi o sam silnik to taka praca na zimno na postoju też nie jest dla niego wskazana. Po pierwsze bardzo wolno się rozgrzewa – potrzeba 30 minut by osiągnął taką temperaturę, do jakiej podczas jazdy dochodzi w zaledwie 5 minut! W tym czasie olej bardzo powoli dociera do poszczególnych elementów silnika, a to nie pozostaje bez znaczenia dla jego trwałości.

Jak zatem postępować? Najlepsze jest oczywiście webasto, czyli ogrzewanie postojowe pozwalające szybko, skutecznie i bez konieczności uruchamiania silnika ogrzać wnętrze auta do ponad 20 stopni Celsjusza w ciągu kilku minut. To jednak inwestycja liczona w tysiącach złotych. Znacznie taniej wychodzi komplet, na który składają się rękawiczki, dobra szczotka i skrobaczka – od kilkudziesięciu lat nikt nie wynalazł niczego skuteczniejszego. Dopiero po oczyszczeniu szyb i karoserii ze śniegu można włączyć silnik i najlepiej od razu ruszyć. Żeby samochód szybciej się rozgrzał (a więc i olej ładnie rozprowadził się po silniku) warto utrzymywać przez pierwsze 5-10 minut obroty trochę wyżej niż zwykle (w autach z automatem można skorzystać z trybu „sport”).

Gdy wsiadamy rano do samochodu, który przez całą noc stał na mrozie, bardzo przydatną rzeczą okazują się podgrzewane fotele, kierownica, czy ogrzewana przednia szyba (ewentualnie jej dolna część, gdzie są wycieraczki). Wszystkie te rzeczy dostępne są w zdecydowanej większości modeli Kii i niekonieczne w najwyższych wersjach wyposażenia. Sorento, Stinger czy Sportage mają nawet podgrzewane tylne kanapy, a podgrzewaną kierownicę zamówić można nawet do Picanto.

Kia Sportage podgrzewane fotele

Jest coś takiego, jak zimowe paliwo?

Wiele koncernów naftowych chwali się, że ich produkty są odporne na mrozy rzędu -20, a nawet -30 stopni i dlatego lepsze od innych. Prawda jest taka, że już od września każdego roku wszystkie stacje benzynowe zaczynają stopniowo wprowadzać do obiegu paliwa z domieszkami zapobiegającymi zamarzaniu czy gęstnieniu paliwa w niskich temperaturach. Innymi słowy, w okresie zimowym każde sprzedawane paliwo jest „zimowe” a ryzyko, że zamarznie nam w baku jest praktycznie zerowe. Certyfikowana temperatura zamarzania ON grupy F, który jest obecnie „seryjny” na każdej stacji to -20 stopni, a w przypadku diesla arktycznego klasy 2 to aż -32 stopnie Celsjusza. Jeśli zatem nie wybieramy się na Biegun Północny, to zwykły diesel powinien nam w zupełności wystarczyć.

Może się natomiast zdarzyć, że ktoś jeździ bardzo mało i z nadejściem pierwszych mrozów ma jeszcze w baku letnie paliwo. Problem dotyczy przede wszystkim diesli. W niskich temperaturach z oleju napędowego wytrąca się parafina, która zablokować może np. filtr czy pompę paliwa i unieruchomić auto. Warto wówczas wymieszać takie paliwo z zimowym, ewentualnie dolać do baku jakiegoś depresatora (dostaniemy go na każdej stacji). Trzeba jednak pamiętać, aby zrobić to przed nadejściem mroźnych dni i nocy. Zapobiegnie to wytrącaniu się parafiny. Bo gdy już do tego dojdzie to mamy tzw. „musztardę po obiedzie”.

Akcja „czysta szyba”

Zawsze czysta szyba i sprawne wycieraczki to według mnie absolutna podstawa bezpieczeństwa, więc nie mam zamiaru w tym miejscu nikogo pouczać na temat konieczności utrzymywania tych elementów w idealnym stanie. Pióra zawsze muszą być dobrej jakości i sprawne – koniec kropka. Warto jednak zwrócić przy tej okazji uwagę na jeden błąd jaki często popełniamy – używanie wycieraczek do usuwania śniegu czy nawet lodu z szyby. Ich guma jest na tyle delikatna, że praktycznie zawsze dochodzi w takiej sytuacji do jej uszkodzenia. Rozwiązaniem jest wspomniane ogrzewanie przedniej szyby dostępne między innymi w Kii XCeed. Natomiast jeśli go nie mamy, zaś użycie skrobaczki nie wchodzi w grę ze względów ideologicznych (bo boimy się, że porysujemy szybę), to bardzo dobrym pomysłem jest specjalny spray do rozmrażania szyb – świetnie działa po dosłownie kilkunastu sekundach.

Jeśli chodzi o płyn do spryskiwaczy to nie oszczędzajcie na nim, nie stosujcie półśrodków, a już na pewno nie wlewajcie teraz resztek letnich płynów, które być może zostały wam gdzieś w garażu. Nie mają one żadnej odporności na najmniejsze nawet mrozy. Efekt może być tylko jeden, a jego konsekwencje dość bolesne:

  • Płyn zamarznie i nie umyjecie szyby;
  • Zamarznięty płyn doprowadzi do pęknięcia plastikowego zbiorniczka;
  • Pompka spryskiwaczy się zatrze.

Lodowy zamek

Zamki we współczesnych samochodach to również dość skomplikowane urządzenia, ale już na etapie produkcji zabezpieczone zostają przed skrajnymi warunkami pogodowymi tak dobrze, że wszelkie ingerencje w nie są nie tyle niekonieczne, co wręcz niewskazane. Bo można bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Dlatego po prostu nic nie robimy.  Zostawiamy je w świętym spokoju i interweniujmy dopiero, gdy któryś faktycznie zamarznie. Warto na taką ewentualność mieć pod ręką specjalny płyn do odmrażania w sprayu. Byle znajdował się on w torebce, plecaku czy garażu a nie w schowku albo bagażniku samochodu.

Uszczelnianie drzwi

Uszczelki – to jedna z tych rzeczy, na które rzadko zwracamy uwagę, a w rzeczywistości ryzyko ich uszkodzenia zimą jest dość spore. Wystarczy, że mieliśmy mżawkę czy opady śniegu przy lekko plusowych temperaturach, potem przyszedł mróz i woda między uszczelkami a drzwiami czy szybami zamieniła się w lód. Odrobina pecha i przy otwieraniu auta uszkodzimy gumowe elementy. Można na szczęście zaradzić temu tanio i skutecznie – przesmarujmy uszczelki specjalnym silikonowym preparatem, który kosztuje góra kilkanaście złotych. Równocześnie jest to zabieg, który pozwala uszczelkom zachować młodość – silikon po prostu dobrze je konserwuje. Np. latem nie będą parciały od słońca.

Zabezpieczanie brudem

Wielu kierowców jest zwolennikami teorii, że zimą samochodu nie ma sensu myć, bo przecież… i tak za chwilę będzie brudny. Poza tym, ich zdaniem, naturalny brud jest w tym okresie dobrą barierą ochronną dla karoserii i lakieru. Przykro mi bardzo, ale wszystkie te argumenty można wsadzić między bajki. Brud i zima naszym autom po prostu szkodzą. Dlatego warto dbać o nie w tym okresie bardziej, niż latem.

Po pierwsze, przed nadejściem naprawdę zimowej aury auto należy porządnie wyszorować, nawet w trudno dostępnych zakamarkach, a potem nawoskować dobrym preparatem, który będzie chronił lakier przed solą oraz destrukcyjnym wpływem chemii używanej do posypywania dróg. Z tych samych względów należy myć auto zimą, gdy tylko będzie brudne, a warunki atmosferyczne będą pozwalały na usunięcie z niego całego brudu. Najlepiej robić to na myjniach ręcznych, ewentualnie bezdotykowych. Automatycznych lepiej unikać. 

Warto zatroszczyć się także o podwozie – coraz częściej usługę jego mycia oferują myjnie ręczne (te automatyczne robią to niedokładnie). Potem można pomyśleć również o dodatkowym zabezpieczeniu tej części auta środkami bitumicznymi, hydrofobowymi i wypierającymi wilgoć.

Podsumowanie

Żeby nasze auto przetrwało zimę w dobrej kondycji i nie sprawiało nam w tym czasie przykrych niespodzianek, nie trzeba podejmować jakiś wielkich wyrzeczeń czy inwestować fury pieniędzy. Wystarczy trochę zdrowego rozsądku, dobre chęci i szczypta wysiłku fizycznego włożonego w zrzucenie śniegu z dachu. Zresztą, jak tak patrzę przez okno, to chyba ten problem powoli przestaje nas dotyczyć. Trochę szkoda.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa