Z samochodami jest trochę, jak z winami – te tanie są dobre, bo są tanie. Pytanie, czy za równowartość rocznych zarobków można obecnie kupić nowy samochód segmentu B, który zaspokoi nasze codzienne potrzeby?
Nowe miejskie auto za 45 tys. zł
Spis treści:
Z najnowszych danych GUS wynika, że średnia pensja w gospodarce w IV kwartale ubiegłego roku wynosiła 5367 zł brutto. W przypadku osoby pracującej na etacie to 3872 zł na rękę, co w skali całego roku daje 46 464 zł. Czy to wystarczy na zakup nowego samochodu? Tak, pod warunkiem, że:
- będzie to auto segmentu B, popularnie nazywane miejskim,
- kupimy je na wyprzedaży rocznika 2019,
- pogodzimy się z faktem, że będzie to wersja z podstawowym silnikiem i raczej skromnym wyposażeniem (co jednak nie znaczy, że dostaniemy „golasa”).
Jak w takim razie najlepiej spożytkować te 45 tys. zł? Która marka zaoferuje nam najwięcej za takie pieniądze? Absolutnym standardem są obecnie wszystkie systemy bezpieczeństwa czynnego, takie jak ABS, kontrola trakcji, system zapobiegający buksowaniu kół przy ruszaniu, wspomaganie przy podjeżdżaniu pod wzniesienia, 6 poduszek powietrznych itp. O ich obecność na pokładzie nowego „mieszczucha” nie musimy się więc martwić. Inaczej wygląda sprawa z wyposażeniem odpowiedzialnym za komfort podróżujących. W wielu modelach tego segmentu nadal trzeba dopłacać za klimatyzację, a nawet za centralny zamek (sic!), elektrycznie sterowane lusterka czy fabryczne radio. Tymczasem ja założyłem, że takie rzeczy są absolutnie niezbędne w nowym samochodzie do tego, by był on w stanie zagwarantować nam względny komfort.
Co trzecie nowe auto rejestrowane na polskim rynku to „mieszczuch”, choć trzeba zaznaczyć, że do tego segmentu zalicza się również coraz modniejsze crossovery pokroju Kia Stonic. I nie jest tak – jak można by sądzić – że to zazwyczaj drugie auto w rodzinie. Owszem, tak się zdarza, niemniej dla większości klientów to nadal jedyny samochód – rodzinny, dla singla, dla osób starszych, pierwszy w życiu, na dojazdy do pracy etc. Nieraz taki wybór to konieczność (bo budżet nie pozwala na nic więcej), a niekiedy po prostu ktoś nie potrzebuje niczego większego, szybszego czy po prostu droższego.
Wybierając modele do porównania założyłem, że muszą to być realne egzemplarze, faktycznie znajdujące się u dealerów albo na stoku importera. Bo często jest tak, że w reklamach wyprzedaży rocznika firmy kuszą niskimi cenami „od”, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że takie wersje fizycznie po prostu nie istnieją. Właśnie z tego powodu od razu wyeliminowałem z porównania sporo modeli. Inne odpadły bo dosłownie przed chwilą zakończyła się ich produkcja, a na rynek wprowadzono ich następców. Drogich następców. W szczegółach wygląda to tak:
Citroen C3 – choć teoretycznie ceny zaczynają się od ca. 45 tys. zł za podstawową wersję z rocznika 2019, to w praktyce znalezienie takiego egzemplarza graniczy z cudem. Najtańsze realnie istniejące auta kosztują 48-50 tys. zł, a zdecydowana większość wyspecyfikowana jest powyżej 50 tys. zł.
Ford Fiesta – wybór rocznika 2019, jaki pozostał dealerom jest bardzo ograniczony, a ceny stosunkowo wysokie. Najtańsza sztuka, jaką udało mi się namierzyć kosztowała 49 990 zł, a zdecydowana większość wyprzedawanych samochodów to lepsze wersje za 55-65 tys. zł.
Mazda 2 – a teraz będzie i straszno, i śmiesznie jednocześnie. Na stronie japońskiej marki znajdziecie informację, że „dwójkę” z rocznika 2019 można kupić już za 51 900 zł. Sęk w tym, że nikt nigdzie takiego auta nie widział. Ceny istniejących egzemplarzy ocierają się o 70 tys. zł. Co więcej, mają one od kilkuset do kilku tysięcy kilometrów przebiegu. Bo to tzw. demówki.
Mitsubishi Space Star – Japończycy chwalą się, że wyprzedają to auto już za 39 990 zł i faktycznie, nietrudno znaleźć takie egzemplarze u dealerów. Tak niska cena ma jednak swoje uzasadnienie – Space Star odstaje od wszystkich swoich konkurentów pod absolutnie każdym względem. Stylistycznie bliżej mu do indyjskich produktów sprzed dekady, niż do współczesnych „mieszczuchów” z Europy, Japonii czy Korei. To de facto samochód budżetowy. Low-cost car, jak choćby Dacia Sandero. Jeśli to komuś nie przeszkadza, może pędzić do najbliższego salonu Mitsu.
Nissa Micra – z cenami startującymi realnie od 51 500 zł nie jest niestety dobrym kandydatem do naszego porównania.
Opel Corsa – zupełnie nowa generacja tego auta dopiero co zagościła na rynku, a ceny egzemplarzy wyprodukowanych w 2019 r. zaczynają się w tym przypadku od ok. 50 tys. zł. Z kolei poprzednią generację można „ustrzelić” za ok. 45-46 tys. zł, niemniej model ten mocno trąci już myszką, tak pod względem stylistycznym, jak i technologicznym (debiutował w 2014 r.).
Peugeot 208 – sytuacja podobna, jak z Corsą, wszak to teraz bliźniacze modele (Opel, Peugeot i Citroen należą do koncernu PSA). Egzemplarze nowej generacji wyprodukowane w końcówce ubiegłego roku kosztują od 58 tys. zł w górę. Najtańsze sztuki poprzedniego modelu dostępne u dealerów są za 47-48 tys. zł.
Renault Clio – można znaleźć auto w cenie ok. 45 tys. zł, ale będzie to stary, nieprodukowany od kilku miesięcy model. Dealerom zostały na stoku pojedyncze sztuki. Z kolei nowy model, który też jest rabatowany z rocznika, ciężko dostać za mniej niż 50 tys. zł.
Seat Ibiza – tu spore zaskoczenie, bo ceny samochodów z roku 2019, jakie stoją na placach dealerów ocierają się o 60 tys. zł. I nie są to egzemplarze jakoś przesadnie doposażone, czy mocniejsze. A przecież Ibiza to de facto Skoda Fabia w trochę atrakcyjniejszym, hiszpańskim przebraniu!
Suzuki Swift – najtańsze sztuki są za 54-55 tys. zł. Dużo za drogo, biorąc pod uwagę nasze kryteria.
Volkswagen Polo – faktycznie istniejące egzemplarze kosztują 60-61 tys. zł, a nietrudno spotkać i takie za 70-80 tys. zł. Zdecydowanie nie to, czego szukamy.
W ten sposób na placu boju zostały nam 4 auta miejskie:
- Hyundai i20
- Skoda Fabia
- Toyota Yaris
- Kia Rio
W ich przypadku za 45-47 tys. zł możemy mieć takie wersje, takie silniki i takie wyposażenie:
To teraz krótko podsumujmy powyższą tabelę i wyliczenia, rozpoczynając od najdroższego modelu w zestawieniu.
Hyundai i20 – za 47 200 zł dostajemy nieźle wyposażonego mieszczucha ze sprawdzonym, wolnossącym motorem o mocy 75 koni, który wystarczy do sprawnego poruszania się po mieście. Jest jeszcze wersja 84-konna tego samego silnika, ale kosztuje o 1200 zł więcej. Dziwi konieczność dopłacenia bodobnej kwoty za bluetooth z zestawem głośnomówiącym. No i trochę brakuje czujnika zmierzchu, przez co trzeba pamiętać o włączaniu świateł. Plus za spory 326-litrowy bagażnik.
Toyota Yaris – 72 konie to żadna rewelacja, ale znacznie lepiej niż 60 koni w Fabii. Samo wyposażenie uznać należy za dobre, niemniej dziwi trochę podejście do niektórych jego elementów – na przykład w standardzie jest tu czujnik deszczu, ale nie ma czujnika zmierzchu. Hmmm, na mój gust łatwiej zapomnieć o włączeniu świateł gdy zapada zmrok, niż włączeniu wycieraczek, gdy zaczyna padać. Żeby było śmieszniej to w standardzie jest… automat przełączający światła między drogowymi a mijania (w tabeli nie został uwzględniony). Z kolei lusterka boczne są elektrycznie sterowane, ale już nie ogrzewane, co zimą może okazać się problematyczne. Japończycy najwyraźniej myślą po swojemu, w nie do końca zrozumiały dla mnie sposób. Minus Yarisowi należy się za najmniejszy bagażnik. I to nie o pięć czy 10 litrów, ale całe 44 względem Fabii. A to już jedna średnia walizka.
Kia Rio – Najmocniejszy i najszybszy model w zestawieniu ma wolnossący motor 1.2 MPI generujący 84 konie, które rozpędzają auto do setki w przyzwoite 12,9 sekundy. W podstawowej wersji M jest już klimatyzacja manualna, 6 poduszek, radio z 4 głośnikami, zestaw głośnomówiący z bluetooth, gniazdo USB i oczywiście centralny zamek, elektryczne szyby, elektryczne sterowane i podgrzewane lusterka. Czyli wszystko, co jest potrzebne do bezproblemowego i komfortowego codziennego użytkowania. Bagażnik jest zaledwie o litr mniejszy od tego w Hyundaiu i tylko 5 litrów od tego w Skodzie. I to wszystko za niecałe 46 tys. zł. I jeszcze z siedmioletnią gwarancją w standardzie, jakiej nie daje na rynku nikt, poza Kią.
Skoda Fabia – ma zdecydowanie najsłabszy silnik o mocy zaledwie 60 koni. W przyspieszeniu do setki jest o 3,5 sekundy gorsza od najlepszego w stawce Rio. Teoretycznie to niewiele, ale np. podczas wyprzedzania wydaje się, że to wieczność. Mocniejszy motor – trzycylindrowe 1.0 TSI o mocy 95 koni kosztuje o ponad 5 tys. zł więcej, co winduje cenę takich wersji w okolice 50 tys. zł. Wraz z wyposażeniem Ambition dostajemy m.in. radio z dodatkowym ekranem 6,5 cala, ale brakuje kierownicy multifunkcyjnej czy alarmu. Skoda punktuje największym bagażnikiem, choć z drugiej strony mieści on tylko 5 litrów więcej niż ten w Rio.
Zostawiam Was z tymi wszystkimi wyliczeniami i przemyśleniami. Jeżeli uważacie, że takie porównania mają sens i pozwalają się Wam rozeznać w rynku, to śmiało sugerujcie w komentarzach, co powinno być kolejne – jaki segment, jaka cena i jakie musi spełniać wymagania.
Powiązane
Aktualności EV3 Elektryczny (EV) Ekologiczny Miejski Rodzinny SUV/Crossover
Kia EV3. Pierwsze testy, opinie i wrażenia
15 listopada, 2024
Gdyby ktoś kazał mi w trzech słowach opisać najnowszą Kię EV3 po pierwszym kontakcie z nią, powiedziałbym, że to „wielki…
Kia i rynek Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT Niro EV Elektryczny (EV) Ekologiczny Rodzinny Sportowy SUV/Crossover
Najlepszy elektryk, jakiego możecie kupić. Kia EV6 za 156 tys. zł
31 października, 2024
Architektura 800V, zasięg ponad 500 km, ultraszybkie ładowanie od 10 do 80 proc. w 18 minut. Do tego najprzestronniejsze w…
Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT EV3 Niro EV Elektryczny (EV) Plug-in Hybrid (PHEV) Ekologiczny Miejski Rodzinny Sportowy Przepisy i porady
Nie musisz mieć ładowarki w domu, aby naładować elektryka
25 października, 2024
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…