Kia Picanto w wersji X-Line kosztuje 60 900 zł. Dużo, jak na mały, miejski samochodzik. Przecież za podobne pieniądze można mieć większe Rio, a nawet podstawową wersję nowego Ceeda. Pytanie, czy faktycznie potrzebujemy czegoś w większym rozmiarze. Bo jeśli nie…
Wypasiony wózek na zakupy
Spis treści:
Zawsze fascynowali mnie ludzie, którzy żyją w centrum miasta, poruszają się głównie między swoim domem, pracą, sklepem, ulubioną restauracją, kinem a szkołą czy przedszkolem, i do pokonywania tych ogromnych dystansów potrzebują SUV-a. Dużego, paliwożernego, ociężałego, trudnego w zaparkowaniu, niezgrabnego samochodu, który w miejskim gąszczu ma znacznie więcej wad niż zalet. Nie ruszają się za miasto, na wakacje latają samolotami, w delegacje jeżdżą pociągiem ale i tak muszą prężyć muskuły przy pomocy dwóch ton blachy, gumy i plastiku. Co więcej, w swoim garażu nierzadko trzymają więcej niż jedno auto. I to drugie też jest ogromne.
Dążę do tego, że bardzo często patrzymy na samochody przez pryzmat ich rozmiaru, wychodząc z założenia, że więcej oznacza lepiej. Na Zachodzie jest już trochę inaczej – w dużych miastach niemieckich, francuskich, brytyjskich czy włoskich po ulicach jeździ mnóstwo małych, czasami wręcz maleńkich samochodów. Nawet jeśli ich właścicieli stać na coś znacznie większego, mocniejszego, szybszego i bardziej luksusowego, to i tak wybierają segment A. Bo zdają sobie sprawę, że dzięki temu oszczędzają czas, pieniądze i nerwy. I właśnie dla takich ludzi Kia stworzyła Picanto. A dla tych, którzy przy okazji chcą się wyróżniać i nie zamierzają rezygnować z komfortu, zbudowała Picanto w wersji X-Line.
Ma być radośnie i praktycznie
Jak wygląda „normalne” Picanto każdy chyba wie. Wersję X-Line można odróżnić od niego gołym okiem, bo utrzymana jest w stylistyce… SUV-a. Prześwit zwiększono o 15 mm, a na progach, zderzakach, nadkolach i drzwiach pojawiły się plastikowe nakładki. Wiem, że niektórych takie akcenty w miejskim aucie bawią, ale nie są one pozbawione sensu. Przeciwnie – są bardzo praktyczne. Większość uszkodzeń aut w ruchu miejskim to drobne otarcia powstałe najczęściej przy parkowaniu – obrywają wtedy głównie właśnie błotniki, zderzaki (szczególnie w dolnych częściach) albo progi. Lakierowanie porysowanych i otartych części sporo kosztuje. Ale można się bez niego obejść, jeżeli samochód – tak jak Picanto X-Line – ma plastikowe nakładki. Z kolei większy prześwit nie tylko ułatwia podjeżdżanie pod krawężniki, ale także nieco poprawia widoczność.
Poza tym X-Line ma inne atrybuty nadające mu wyjątkowego charakteru. W oczy rzuca się podwójna chromowana końcówka wydechu, 16-calowe felgi aluminiowe oraz zielone lub srebrne akcenty stylistyczne – np. na atrapie chłodnicy czy wokół świateł przeciwmgielnych. Do tego dochodzą światła dzienne i tylne lampy w technologii LED. Wszystko to sprawia, że Picanto w tej wersji naprawdę przykuwa uwagę. Sprawia wrażenie radosnego i zadziornego jednocześnie. A już na pewno, jest jednym z najatrakcyjniejszych czterodrzwiowych samochodów w tym segmencie. Porównajcie sobie jego zdjęcia choćby ze Skodą Citigo, Fordem Ka+ czy Toyotą Aygo.
We wnętrzu też zrobiło się wesoło i oryginalnie – fotele, podłokietnik i boczki drzwi obito skórą ekologiczną, wszędzie pojawiły się wyraźne przeszycia z zielonych nici, skórzana kierownica ma sportowy wzór, a pedały – aluminiowe nakładki. Dzięki temu osiągnięto niemożliwe – Picanto X-Line nie sprawia wrażenia auta budżetowego. Owszem, jest tu dużo twardego plastiku, drzwi są dość cienkie, a fotele nie oferują aż takiego komfortu jak choćby te w Ceedzie. Jednocześnie jednak wszystko porządnie ze sobą zmontowano, miejsca jest pod dostatkiem, do wygody na przednich siedzeniach nie można mieć żadnych zastrzeżeń (jest nawet podłokietnik środkowy, co w tej klasie jest niespotykane). No i to wyposażenie…
Miejska formuła
Już w standardzie dostajemy automatyczną klimatyzację, 7-calowy kolorowy ekran z kamerą cofania i możliwością podłączenia smartfona, podgrzewane siedzenia i kierownicę, skórzaną kierownicę, elektrycznie sterowane i składane lusterka, przyciemniane szyby i wiele innych elementów. Polecam Wam dorzucić do tego dwie opcje z listy wyposażenia dodatkowego: dostęp bezkluczykowy (1000 zł) i pakiet aktywnego wspomagania jazdy z systemem autonomicznego hamowania i lepszym komputerem pokładowym (1500 zł). Razem wyjdzie 63 400 zł.
W tej cenie mamy jednak nie tylko bogate wyposażenie i smaczki stylistyczne, ale również mocniejszy motor – wolnossące 1,2 MPI o mocy 84 koni, współpracujące z pięciobiegową skrzynią manualną lub czterobiegowym automatem (wymaga dopłaty 4000 zł). Z nim pod maską Picanto jest całkiem żwawym autkiem – do setki rozpędza się w przyzwoite w tej klasie 12 sekund. Co prawda, żeby wykrzesać z niego nieco więcej wigoru trzeba kręcić silnik na wyższe obroty, ale to też ma swoje dobre strony – człowiek czuje się wtedy trochę jak w małej wyścigówce. Już rozumiem, czemu Kia wybrała ten model do swojego sportowego projektu pt. Kia Platinum Cup.
Do 120 km/h auto rozpędza się zauważalnie, potem już traci nieco impetu. Ale cały czas pozostaje zaskakująco stabilne. Mimo niewielkich rozmiarów przy 140-150 km/h zachowuje się na drodze bardzo poprawnie, pewnie i daje poczucie bezpieczeństwa – to zasługa naprawdę dobrze zestrojonego zawieszenia i układu kierowniczego. Jedynym minusem jest odczuwalny hałas, tak od silnika, jak i szumów powietrza opływającego auto.
Kumpel z dzielnicy
W mieście Picanto X-Line to mały pocisk, który sprytnie, szybko przemyka wąskimi zatłoczonymi uliczkami, nie ma najmniejszego problemu z parkowaniem – lukę na to maleństwo zawsze gdzieś znajdziecie bo ma tylko 3,6 metra długości, 1,6 metra szerokości i krótkie drzwi ułatwiające wysiadanie. I sam nie wiem, jak w aucie o tak niewielkich gabarytach udało się Koreańczykom zmieścić tak przestronne wnętrze. Za kierownicą nawet słusznej postury amerykański futbolista nie będzie narzekał na ciasnotę. Bagażnik ma 255 litrów, co wystarczy na duże zakupy. Poza tym X-Line jest szalenie zwinny i sprytny – taki mały wariat. Bardzo lubię tego typu samochody. Świetnie jeździło mi się Citroenem C1, czy Volkswagenem up! ale Picanto pod tym względem wydaje mi się jeszcze lepsze – chyba za sprawą nieco dynamiczniejszego silnika i bardziej zadziornego charakteru.
Szczerze mówiąc, gdy dostałem do ręki kluczyki do tego auta i możliwość spędzenia z nim kilku dni, nie oczekiwałem niczego specjalnego. Wydawało mi się, że 60 tys. zł za wózek na zakupy to zdecydowanie za dużo. Ale naprawdę Picanto mnie urzekło. Przede wszystkim swoim radosnym usposobieniem i lekkością z jaką jeździ (waży tylko 860 kg). Jazda nim po prostu cieszy i to w dziwny, nie do końca zrozumiały sposób. Wciskałem gaz, wskazówka obrotomierza pędziła w kierunku cyfry 6, a ja uśmiechałem się tak szeroko, jakbym siedział w jakimś 400-konnym potworze. Dziwne to i niesamowite jednocześnie. Po prostu Picanto X-Line zaskoczyło mnie bardziej, niż niejeden duży, drogi, mocny SUV. I chyba właśnie za to bardzo, naprawdę bardzo je polubiłem.
Powiązane
Aktualności EV3 Elektryczny (EV) Ekologiczny Miejski Rodzinny SUV/Crossover
Kia EV3. Pierwsze testy, opinie i wrażenia
15 listopada, 2024
Gdyby ktoś kazał mi w trzech słowach opisać najnowszą Kię EV3 po pierwszym kontakcie z nią, powiedziałbym, że to „wielki…
Kia i rynek Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT Niro EV Elektryczny (EV) Ekologiczny Rodzinny Sportowy SUV/Crossover
Najlepszy elektryk, jakiego możecie kupić. Kia EV6 za 156 tys. zł
31 października, 2024
Architektura 800V, zasięg ponad 500 km, ultraszybkie ładowanie od 10 do 80 proc. w 18 minut. Do tego najprzestronniejsze w…
Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT EV3 Niro EV Elektryczny (EV) Plug-in Hybrid (PHEV) Ekologiczny Miejski Rodzinny Sportowy Przepisy i porady
Nie musisz mieć ładowarki w domu, aby naładować elektryka
25 października, 2024
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…