Tak, jestem szczęściarzem. Lubię swoją pracę, miałem okazję zwiedzić kawałek świata, poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, studia przebalowałem, a dosłownie dwie godziny temu wyszedł mi naprawdę świetny sernik. Jednak najbardziej udała mi się w życiu rodzina. Mam żonę, która nie przepada za filmami romantycznymi oraz trójkę dzieci, imionami których powinno się nazywać huragany – gdzie się pojawią, tam sieją spustoszenie. Do kompletu jest jeszcze pies. I kot. Oraz teściowa, która często z nami podróżuje. Czemu? Cóż, bo ona też mi się udała.
Listopad 12, 2017
Udostępnij
Spis treści:
Jedyne moje nieszczęście polega na tym, że jako głowa tak dużej rodziny potrzebuję naprawdę dużego samochodu. A ja nie przepadam za dużymi autami, w szczególności vanami. Przez 90 proc. czasu wozi się nimi głównie powietrze, są nieporęczne, niereprezentacyjne, trudno się nimi parkuje, więcej palą, brakuje im dynamiki itd. itp. Jeszcze gorsze jest to, że zawsze wyglądam w nich na starszego o 20 lat. A najgorsze to, że właśnie tak się w nich czuję.
Od vana wolałbym już SUV-a. SUV-em bez zażenowania możecie pojechać na biznesowe spotkanie, do teatru, do klubu, wyskoczyć na wieczorną imprezę z przyjaciółmi, a nawet – dzięki wyższemu prześwitowi i napędowi na cztery koła – wjechać tam, gdzie przeciętny van nawet boi się spojrzeć. Problem w tym, że siedmioosobowe SUV-y są… W zasadzie to ich nie ma.
Owszem, kilku producentów dorzuca trzeci rząd „siedzeń”, ale zazwyczaj pełnią one funkcję awaryjną (czyt.: nadają się do przewożenia hobbitów na dystansach nie dłuższych niż pięć kilometrów). Jeżeli chcecie SUV-a z naprawdę dużym wnętrzem i w miarę wygodnymi fotelami nr 6 i 7 musicie położyć na stole kupę kasy. Bo takie auta spotkacie gównie w segmencie premium (przynajmniej w Europie). Audi Q7, Volvo XC90, Land Rover Discovery, Mercedes GLS – teoretycznie potrzebujecie na nie 250-300 tys., a realnie 400 tys. zł. 400 tys. za auto, przez które podczas każdej rodzinnej podróży przechodził będzie huragan!!! Równie dobrze moglibyście po prostu dać te pieniądze swoim dzieciom do podarcia i spalenia…
Naprawdę dobrze prześledziłem ten rynek i doszedłem do przykrego wniosku, że zdecydowana większość marek wychodzi z założenia, że jeżeli kogoś stać na trójkę, czwórkę czy piątkę dzieci to z automatu stać go też na kupno nowego luksusowego SUV-a. Na szczęście są wyjątki od tej reguły. Skoda niedawno wprowadziła na rynek Kodiaqa, którego można doposażyć (opcjonalnie) w trzeci rząd siedzeń, zaś Peugeot ma w ofercie model 5008, który… Cóż, on akurat tylko udaje SUV-a, bo nie występuje w wersji z napędem na cztery koła. Za to Nissan chętnie sprzeda wam dającego sobie świetnie radę w terenie X-traila, a za 4000 zł ekstra dorzuci do niego dwa dodatkowe fotele. Jest jeszcze Hyundai SantaFe oraz – uwaga, będzie trudne słowo – Ssangyong. Rexton. Wart w topowej siedmiomiejscowej wersji 200 tys. zł. Nie żartuję. Za ten egzotyczny samochód naprawdę trzeba zapłacić tyle, co za małą kawalerkę w stolicy!
Wychodzi na to, że mamy na rynku zaledwie cztery duże siedmiomiejscowe SUV-y z napędem na cztery koła i ceną nie przekraczającą 200 tys. zł. Przepraszam, pięć bo jest jeszcze Kia Sorento, na którą jest akurat promocja – wszystkomająca wersja specjalna Business Line Plus ze 185-konnym dieslem i automatem kosztuje 188 tys. zł. A do tego dochodzi jeszcze promocyjne finansowanie – leasing 102,6 proc. na 36 miesięcy (czyli o 5 pkt. proc. taniej niż standardowa oferta na rynku). Ostatnio miałem okazję pojeździć tym samochodem, a raczej powozić nim całą moją rodzinę i… trudno mi wyobrazić sobie rozsądniejszy wybór w tej klasie.
W piątek zapakowałem w Sorento żonę, całą naszą trójcę (nie)świętą, teściową, psa (kot został pilnować domu), dwie naprawdę duże walizki i ruszyliśmy na weekend za miasto. Nie da się słowami opowiedzieć tego, jak przestronny jest ten samochód. Pal licho wygodę przednich foteli! Wyobraźcie sobie, że tylną kanapę można przesuwać przód-tył w zakresie ok. 30 cm oraz pochylać jej oparcie (obie te rzeczy w proporcji 1/3 : 2/3). Trzeci rząd siedzeń to dwa samodzielne fotele schowane w podłodze, które rozkładają się jednym pociągnięciem specjalnej taśmy w podłodze bagażnika – trudno o prostsze i bardziej intuicyjne rozwiązanie. Wyposażono je w pełnowymiarowe zagłówki, pasy bezpieczeństwa, a nawet obito skórą! Przy każdym dodatkowo znajdował się cupholder. Najważniejsze jednak jest to, że są zaskakująco wygodne. Okay, dorosłemu mężczyźnie o słusznej posturze nie będzie tam superwygodnie, ale osoby o wzroście do 170 cm naprawdę nie będą miały na co narzekać. Nawet na dłuższych trasach. Szczerze? Nie przypominam sobie żeby któryś siedmioosobowy SUV, jakim jeździłem miał tyle miejsca w trzecim rzędzie.
Tajemnica tkwi w rozstawie osi. W przypadku Sorento to 2780 mm – o 8 cm więcej niż w SantaFe czy X-trailu. Powiecie, że to niedużo, ale punkt widzenia ulega zmianie gdy okazuje się, że te 8 cm wygospodarowano na wasze nogi i kolana w trzecim rzędzie foteli. Nie potrzebujecie trzeciego rzędu? Nie ma sprawy. 8 cm daje dodatkowe litry bagażnika. W praktyce oznacza to, że przy pięciu osobach na pokładzie i maksymalnie odsuniętej do tyłu kanapie załadujecie 605 litrów bagaży (licząc tylko do linii okien).
Nie byłbym jednak sobą gdybym się czegoś nie uczepił. No więc zajmowanie miejsca w trzecim rzędzie nie jest łatwe i wymaga sprawności cyrkowego akrobaty. Dzieciaki prześlizgują się bez problemu, ale teściowe… cóż, chyba nie chcecie by rozpowiadały po całej rodzinie, że wozicie je w bagażniku? Na środkowym miejscu tylnej kanapy nie ma mocowania ISOFIX (na dwóch skrajnych siedziskach jest seryjne). Mnie to niepotrzebne bo córka, mimo skromnego wieku, już zapowiada się na siatkarską albo koszykarską gwiazdę, ale wiem, że wiele osób szuka auta zdolnego pomieścić trzy foteliki obok siebie. Tu wejdą bez problemu, ale jeden nie będzie mógł mieć wspomnianego mocowania. No i jest jeszcze kwestia rolety bagażnika, która – mówiąc dyplomatycznie – nie jest tak dobrej jakości jak reszta wnętrza.
A skoro przy jakości jesteśmy to… Wiele bocznych dróg na Mazurach (to tam udaliśmy się na weekend) pozostawia sporo do życzenia. Jak nie dziura, to koleina, to nierówna łata i tak non stop. Po pierwsze, zawieszenie Sorento jest tak komfortowe, że zachowuje się w takich warunkach niemal jak poduszkowiec. Po drugie, mimo że testowany egzemplarz nie był nowy (miał na liczniku ponad 30 tys. kilometrów), to kompletnie niczego nie było słychać – żadnych niepokojących skrzypień, trzasków czy popiskiwań. Zresztą już na pierwszy rzut oka widać, że wszystko we wnętrzu bardzo dobrze ze sobą spasowano, poskręcano i wykończono więcej niż przyzwoitymi materiałami – większość z nich jest miękka i przyjemna w dotyku, a typowy plastik został tylko tam, gdzie i tak nikomu nie powinien przeszkadzać – poniżej linii kolan. Mam porównanie do Skody Kodiaq, którą jeździłem parę tygodni wcześniej i możecie mi wierzyć – Koreańczycy robią to lepiej. Dużo lepiej.
Miękkie, świetnie zbierające nierówności zawieszenie oznacza, że w zakrętach nie poszalejecie, jak za kierownicą auta kompaktowego. Czuć, że wysokie nadwozie dość mocno się przechyla, choć auto nadal prowadzi się pewnie i bezpiecznie – nie ma grama podsterowności czy nerwowości. Ot, taki urok dużych wysokich SUV-ów. A jeżeli chcecie takim autem zasuwać jak wyścigówką to polecam wam Audi SQ7. Doskonały wóz! Fenomenalny!!! Tylko szykujcie jakieś pół miliona złotych.
Na autostardzie przy przepisowych 140 km/h zakrętów nie trzeba się obawiać (szczerze mówiąc to przy 160-170 też nie). Jest cicho, a spalanie w takich warunkach na poziomie 8 litrów (bez nerwowych przyspieszeń i hamowań) uważam za więcej niż satysfakcjonujące. 71-litrowy zbiornik paliwa wystarczy na ca. 900 km. Minusy? Przy tych gabarytach i wadze auta 185 koni nie pozwala na szaleństwa. Z hot-hatchami spod świateł raczej się nie zmierzycie, ale z drugiej strony 10,4 sekundy do setki to całkiem niezły wynik w tym segmencie. Generalnie dwulitrowy diesel chętnie zabiera się do pracy, ale jeżeli ktoś potrzebuje więcej mocy i momentu obrotowego (bo np. poza dziećmi, teściową i psem lubi zabrać na wakacje także przyczepę kempingową albo łódź) to w ofercie jest jeszcze 2,2-litrowa wersja, która ma o 15 koni i 40 Nm więcej. Całej reszcie dwulitrowa odmiana w zupełności wystarczy. Mnie też. Zresztą, gdy wiozę całą rodzinę istotniejsze niż niutonometry i konie są dla mnie metry. Te przeznaczone na hamowanie. A w tej kategorii Kia wypada rewelacyjnie – ze 100 km/h zatrzymuje się po zaledwie 35 metrach. Pamiętam czasy, gdy wynik o 10 metrów dłuższy uznawano w tej klasie za wyczyn na miarę przepłynięcia Kanału La Manche wpław. Nago.
Żadna z tych rzeczy nie uwiodła mnie jednak w Sorento tak bardzo, jak jego wyposażenie. Spodziewałem się czterech kół, kierownicy, elektrycznych szyb, lusterek, automatycznej klimatyzacji i radia. To już wszystko. Tymczasem w wersji specjalnej Business Line Plus dostajecie w standardzie min. system multimedialny z nawigacją i rewelacyjnym audio Infinity (10 głośników), podgrzewane i wentylowane (!) przednie fotele, podgrzewaną tylną kanapę (!!), ogrzewaną kierownicę (!!!). Są też elektrycznie sterowane przednie fotele (już nie będę wstawiał więcej wykrzykników bo to nie ma sensu), cztery kamery (przód, tył i w lusterkach) pokazujące wirtualny rzut auta z góry, elektrycznie zamykana i otwierana (wystarczy postać trzy sekundy z kluczykiem w kieszeni) klapa bagażnika, system automatycznego parkowania, aktywny tempomat, obsługa bezkluczykowa, a także komplet systemów bezpieczeństwa: rozpoznawania znaków drogowych, monitorownia martwego pola w lusterkach, ruchu pojazdów z tyłu (genialne podczas wycofywania np. z miejsca parkingowego), asystent zmiany pasa ruchu i jeszcze system autonomicznego hamowania, który zatrzyma auto gdy wy „zapomnicie” wcisnąć pedał hamulca. Byłbym zapomniał – jest też gigantyczny szklany dach, adaptacyjne reflektory ksenonowe, trzy tryby jazdy (eco, normalny i sport) i – dla tych, którzy chcą pobawić się w terenie – centralna blokada mechanizmu różnicowego (sprawdziłem – działa bez zarzutu). Jestem pewien, że o czymś zapomniałem… Właśnie! O 19-calowych felgach, bluetoothie, LED-owych lampach tylnych, czujnikach parkowania z przodu i tyłu, skórzanej tapicerce etc. itp. itd. I jest jeszcze Nivomat, czyli samopoziomujące zawieszenie bez elektroniki. Co to takiego? Pewien bardzo mądry kolega wytłumaczył mi to tak: „w samochodach z klasycznym zawieszeniem wypełniony po brzegi bagażnik pogarsza precyzję prowadzenia i charakterystykę zawieszenia, które w pełnym ugięciu przestaje skutecznie wybierać nierówności. Dzięki Nivomatowi po obciążeniu auta następuje przetłoczenie oleju, co podnosi siłę tłumienia i ciśnienie gazu wewnątrz amortyzatora do ponad 200 barów. To pozwala utrzymać prześwit pojazdu zawsze na tym samym poziomie”. Nic z tego nie rozumiem, ale chyba działa bo pomimo sześciu osób na pokładzie plus dwóch sporych walizek Sorento prowadziło się bez najmniejszego zarzutu.
Pokażcie mi drugie auto, które jest tak wypasione od wentyli w oponach aż po podsufitkę. A następnie jego cennik. Nie sądzę by było wycenione na mniej niż 200 tys. zł. A jeżeli jest, to na pewno nie mieści swobodnie siedmiu osób i nie jest SUV-em. No dobra – Hyundai SantaFe jeszcze może startować w konkury, ale – jak już wspomniałem – on ma o 8 cm mniejszy rozstaw osi i generalnie jest krótszy od Sorento (też o 8 cm), co przekłada się na przestronność. No i wykończono go z nieco gorszej jakości materiałów oraz – według mnie – ciut gorzej wygląda (choć to już kwestia indywidualnych upodobań).
Zawsze to powtarzam i przeczytać to możecie nawet w zakładce „O mnie” – Kia podbiła moje serce tym, że oferuje możliwie jak najwięcej, za możliwie jak najmniej. Sorento Business Line Plus tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
PS: Wszystkie zamieszczone zdjęcia powstały dzięki uprzejmości firmy Panasonic Polska. Znaczy się robiłem je ja, Staszek, ale ich aparatem – modelem DMC-GX80. Było pochmurno, zimno i mokro, a ja jestem 200-proc. amatorem jeżeli chodzi o fotografowanie. Pierwszy raz miałem w ręku sprzęt lepszy niż to, czego na co dzień używam w komórce. Mimo to efekty są chyba całkiem niezłe.
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności