Mówią, że samochody na prąd nie mają sensu. Bo mały zasięg, bo słaba infrastruktura, bo długi czas ładowania, bo drogo itd. Postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, jak to jest jeździć na co dzień elektrowozem.
Przejechałem 1500 km elektrykiem. Za darmo!
Spis treści:
Auto, które widzicie na zdjęciach to Kia e-Soul. Nie ma jej jeszcze w oficjalnej sprzedaży na polskim rynku, więc nawet ja nie wiem ile będzie kosztowała (cennik mamy poznać w ostatnim kwartale roku). Ale wiem już, czego można się po niej spodziewać. Bo miałem okazję spędzić z nią 10 dni, przejeżdżając w tym czasie prawie 1500 km. Po co to zrobiłem, skoro samochodu nie można kupić? Żeby przekonać się, jak w praktyce ma wyglądać ta zapowiadana coraz głośniej i częściej elektrorewolucja w motoryzacji.
Jak to jeździ?
Stoję sobie grzecznie czerwoną niczym szminka Jadwigi Staniszkis „e-duszą” na skrzyżowaniu i czekam na zielone światło. Obok podjeżdża młody-gniewny w Audi S5. Nasze spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy, ale to wystarczy, bym wyczytał w jego oczach drwinę. Coś w rodzaju: „Wyglądasz tatuśku, jakbyś puderniczką żony jechał. Buehehehe”. Zapala się zielone, wciskam gaz w podłogę i widzę w lusterku wstecznym, jak zdziwiony fircyk rusza do walki o swój honor. A raczej jego resztki. Zanim jednak udaje mu się rozruszać na dobre swoją niemiecką broń, ja już grzecznie czekam na niego na następnym skrzyżowaniu. On staje obok i tym razem w jego oczach wielkich, jak u „Kota w butach” (kto oglądał, ten wie) widzę podziw mieszający się z upokorzeniem. To zdarzenie najlepiej obrazuje, jak jeździ Kia e-Soul.
Dane techniczne mówią, że setkę robi w niecałe 8 sekund. Tyle, że w praktyce wydaje się to trwać nie dłużej niż klaśnięcie w dłonie. W sportowym samochodzie, takim jak S5, trzeba ruszyć z procedury startu, by uzyskać jak najlepszy wynik. A w elektryku wystarczy po prostu wcisnąć pedał gazu. Nie ma tu czegoś takiego jak turbodziura, straty cennych milisekund przy zmianie przełożeń – auto nie ma klasycznej skrzyni biegów, a pełen moment obrotowy jest dostępny zawsze i wszędzie. A to wszystko przy cichutkim, przyjemnym dla ucha dźwięku „ziuuuuuuuuu”, dobiegającym z komory silnika.
Hamowanie też wygląda nieco inaczej. Owszem, pedał hamulca jest tam, gdzie w każdym normalnym aucie i tak samo działa. Tyle, że w praktyce… prawie się go nie używa. Używa się za to łopatek przy kierownicy, które sterują nie biegami (bo tych przecież nie ma), ale rekuperatorem – prawa łopatka zmniejsza jego siłę działania, lewa – zwiększa. W „najlżejszym” ustawieniu, po zdjęciu nogi z gazu auto toczy się niczym na luzie. W „najtwardszym” czujemy, że samochód sam zaczyna wyraźnie zwalniać. Tyle, że nie hamuje klockami i tarczami, ale rekuperatorem – odzyskuje w ten sposób energię. W dodatku przytrzymując lewą łopatkę w końcowej fazie hamowania, można zatrzymać się całkowicie. Świetne i oszczędne (pomyślcie, że klocki i tarcze możecie wymieniać co 100-150 tys. km). Nauczyłem się jeździć e-Soulem tak, że klasycznego hamulca używałem wyłącznie w ostateczności. Również dlatego, że przy hamowaniu rekuperatorem auto odzyskiwało mnóstwo energii. Jedno wytracenie prędkości ze 100 do 0 km/h potrafiło dać dodatkowy kilometr zasięgu! Skąd to wiem? Bo tam, gdzie w normalnych autach jest obrotomierz, w elektrycznej Kii znalazł się wskaźnik wykorzystania mocy auta oraz odzyskanej energii. Nie pokazuje on jednak wyniku w kWh tylko w przystępniejszej formie „odzyskanych” kilometrów.
Generalnie jazda e-Soulem nie przypomina niczego, co znamy z klasycznych samochodów. Nie znaczy to w żadnym wypadku, że prowadzi się go gorzej czy trudniej. Przeciwnie, wszystko jest banalne i wręcz bawi. W dodatku, gdy na pokładzie znajduje się aktywny tempomat, samochód wszystko to robi jeszcze lepiej – wyczuwa nawet, kiedy zjeżdżamy z górki i wykorzystuje ten moment, by podładować akumulatory!
Ile to „pali” i jaki ma zasięg?
Jako, że samochód został już homologowany na europejskim rynku to sprawdzono również ile „paliwa” (czyli prądu) zużywa – i to według najnowszej, bardziej wiarygodnej procedury WLTP. Test zakończył się wynikiem 15,7 kWh na 100 km. W praktyce wyniki mogą być bardzo rozbieżne.
Miasto – to bez dwóch zdań największy przyjaciel auta elektrycznego (w przeciwieństwie do spalinowego). Raz, że przy niskich prędkościach elektryk zużywa mało energii, a dwa – baterie doładowują się przy każdym zwalnianiu i hamowaniu. e-Soul w takich warunkach zużywał średnio zaledwie 11-12 kWh prądu (przy 30-stopniowym upale, z włączoną klimatyzacją, normalny styl jazdy). To oznacza, że bateria o pojemności 64 kWh wystarcza na przejechanie po mieście 540-580 km! Co więcej, jestem święcie przekonany, że niejednemu eko-driverowi udałoby się bez większego trudu przebić granicę 600 km, a to wynik wręcz genialny. Niektórym wystarczy to na dwa tygodnie jazdy!
Ekspresówka i autostrada – im wyższa prędkość, tym więcej energii potrzebuje każdy elektryk. e-Soul również. Przy przepisowych 120-140 km/h na drogach szybkiego ruchu zużywa 19-22 kWh na setkę. Czyli nawet dwa razy więcej niż w mieście, a to głównie dlatego, że nie ma tu możliwości doładowania się podczas hamowania. W efekcie realny „autostradowy” zasięg Kii to 300-350 km. Oczywiście można go wydłużyć nawet o sto kilometrów jadąc prawym pasem 100 km/h. Pytanie, czy o to w tym „sporcie” chodzi…
Jazda bocznymi drogami – ograniczenia do 90, 70 i 50 km/h. Sporo „hamowań” (choćby przed zakrętami i w terenie zabudowanym), mało wyprzedzania, jazda raczej spokojna, przy znikomym ruchu. Wynik: 11,7 kWh na dystansie 30 km. Można zatem przyjąć, że naładowany do pełna akumulator w takich warunkach wystarczy na 550 kilometrów. Rewelacja!
Jazda mieszana – załóżmy, że wasz dojazd do pracy składa się z trzech odcinków: 10 km bocznymi drogami, 10 km autostradą i 10 km po mieście. Dołóżmy do tego chwilowe wyższe zużycie energii np. na rozgrzanie lub schłodzenie wnętrza. Średnia oscylowała będzie między 15 a 16 kWh. Czyli na jednym ładowaniu przejedziecie 450 km. A to jeden z najlepszych wyników w świecie elektrycznej motoryzacji w ogóle. Nawet jeżeli będzie to dynamiczniejsza jazda i średnie zużycie na poziomie 17 kWh/100 km to nadal mówimy o sensownych 380 km zasięgu.
I tylko jedna uwaga: w pierwszym okresie użytkowania każdemu kierowcy auto elektryczne będzie „paliło” znacznie więcej, niż podaje producent. Podobnie podczas jazdy testowej. I nie będzie to wina ani auta, ani producenta tylko… samego kierowcy. Bo nie będzie mógł się nadziwić przyspieszeniu i elastyczności więc będzie cisnął, próbował, korzystał i się cieszył. A potem, gdy się nacieszy i ochłonie, przyjdzie czas na zadanie pt. „Sprawdźmy, ile przejadę na jednym ładowaniu”. A wyniki tego eksperymentu mogą okazać się zaskakujące. Tak przynajmniej było w przypadku moim i Kia e-Soul.
Gdzie i jak długo trzeba to „tankować”?
Największą przeszkodą w upowszechnianiu się elektryków jest ponoć słaba infrastruktura do ich ładowania. Owszem, można takie auto podpiąć do zwykłego gniazda z prądem (np. we własnym garażu), ale mija się to z celem. Z dwóch powodów. Po pierwsze naładowanie w ten sposób do pełna Kii e-Soul zajmuje ponad 30 godzin, a po drugie – za prąd trzeba zapłacić z własnej kieszeni (szacunkowo ok. 40 zł). A po co to robić, skoro można tankować znacznie szybciej i całkowicie za darmo?
To nie żart. Przez 10 dni ani razu nie podłączyłem Kia e-Soul do własnego gniazdka i nie wydałem ani grosza na prąd do niego. A przejechałem w tym czasie niemało, bo 1500 kilometrów (najdłuższą trasą była wycieczka ze stolicy do Łodzi i z powrotem, po której w baku zostało mi jeszcze prądu na 90 km). Jak to możliwe? No więc podstawa to… dobra aplikacja do namierzania stacji ładowania. Z czystym sumieniem polecam PlugShare dostępną na Androida i iOS, z którą zaplanować można każdą podróż bez obaw o to, że utknie się w polu kukurydzy bez grama energii w bateriach. Dzięki PlugShare ładowałem się w pięciu różnych miejscach w stolicy i jej okolicach. Zawsze za darmo, choć nie zawsze tak samo szybko.
Najlepsze są ładowarki CCS (Combined Charging System, podwójne gniazdo, prąd stały) występujące w kilku odmianach mocy. Taka o mocy 50 kW naładowała baterię w Kia e-Soul od 3 do 100 proc. w zaledwie dwie godziny. A w ciągu 20 minut miałem już energię potrzebną do przejechania ca. 100 kilometrów! Nieco rozczarowany za to byłem ładowarkami na stacjach Lotosu, które są bezpłatne (trzeba poprosić obsługę o ich uruchomienie), ale też stosunkowo wolne – te, które sprawdzałem ładowały w rzeczywistym tempie ok. 20 kWh na godzinę. Za to dzięki Lotosowi możemy ze stolicy dotrzeć nad morze bez obaw o niedobór energii – na całej tej trasie na stacjach firmy są już ładowarki do elektryków. Liczę jednocześnie, że wkrótce pojawią się również „dystrybutory” o mocy 100 kW, które ładują Kia e-Soul od 0 do 80 proc. w niecałą godzinę!
W Warszawie i okolicach jest kilkanaście szybkich i bezpłatnych ładowarek CCS, w innych dużych miastach – po kilka. Alternatywą są wolniejsze, ale również darmowe ładowarki obsługujące łącze Type 2. Tylko w stolicy jest ich już kilkadziesiąt! Ładowanie e-Soula w punkcie o mocy 7,2 kW zajmuje 9 godz. Z jednej strony niemało, ale z drugiej – jeżeli np. taki słupek jest blisko waszego biura to wystarczy, że raz w tygodniu zostawicie przy nim auto w godzinach pracy.
Co z ładowaniem w domu? Inwestując kilka tysięcy złotych w mocniejsze przyłącze i specjalny wall-charger, możecie ładować się z prędkością 7,2 kWh na godzinę. W ciągu nocy bateria bez problemu napełni się w 100 proc.
Czy kupiłbym elektryka?
Jeszcze 10 dni temu napisałbym szczerze, że nie wiem. Może niekoniecznie. Ale dzisiaj z ręką na sercu mówię – TAK! Najcudowniejszą rzeczą w e-Soulu jest to, jak zaskakuje. Najpierw nas samych, a potem innych kierowców – Kia sprawia, że ich ironiczne uśmiechy szybko zmieniają się w grymasy niedowierzania. Kłopoty z infrastrukturą do ładowania? Dla chcącego nic trudnego – przy pomocy PlugShare bez trudu znajdziecie miejsce, w którym napełnicie baterie za friko. A że trwa to dłużej niż tankowanie zwykłego auta? To prawda. Ale chyba wolę tankować 2 godz. (robiąc w tym czasie zakupy, jedząc obiad, czytając książkę w parku) za darmo, niż 5 minut i płacić za to 300-400 zł.
Zdaję sobie sprawę, że prędzej czy później za używanie publicznych ładowarek też trzeba będzie płacić (zresztą już dziś wiele firm bierze za to kasę), ale wierzę, że nie będą to kwoty takie, jakie zostawia się pod dystrybutorem na stacji paliw. A póki co nie mogę uwierzyć, że przejechanie e-Soulem 1500 km kosztowało mnie 0 zł (słownie: zero złotych). Zakładając, że oszczędny diesel spaliłby mi na tym dystansie średnio 5,5 l/100 km to za ON do niego zapłaciłbym ponad 400 zł. A benzyniak o osiągach zbliżonych do Kii kosztowałby mnie pewnie 600 zł. Po 15 000 km będzie to już 6000 zł, a po 60 tys. km (realne do przejechania w trzy lata) – 18 000 zł. Dorzućmy do tego niższe koszty przeglądów i napraw (nie ma oleju, pasków rozrządu, filtrów, świec zapłonowych, kół zamachowych, rozruszników etc.), rzadszą wymianę hamulców, a… no właśnie. Czyżby przyszłość elektryków rysowała się w nieco jaśniejszych barwach, niż do tej pory sądziliśmy?
PS: Na klasyczny opis Kia e-Soul (przestrzeń, komfort, technologie etc.) przyjdzie jeszcze czas. Mam przynajmniej taką nadzieję😊.
Powiązane
Aktualności Modele EV3 Niro EV Picanto Ceed Stonic Niro Rodzaje samochodów Miejski
Pierwszy samochód — jaki model wybrać?
3 grudnia, 2024
Sentyment to szczególne uczucie, którym obdarzamy nie tylko osoby czy rzeczy wyjątkowe, ale przede wszystkim te, które zapisały się w…
Aktualności Modele Rodzaje nadwozia SUV/Crossover Hatchback Kombi
Jakie są rodzaje nadwozi? Poznaj je wszystkie
28 listopada, 2024
Auta osobowe i oferowane rodzaje nadwozi są jak dobrze zorganizowana firma – podzielone na segmenty, usystematyzowane i odpowiedzialne za konkretne…
Co trzeba zrobić po zakupie auta? Formalności krok po kroku
20 listopada, 2024
Zakup samochodu, czy to nowego czy używanego, zawsze wiąże się z koniecznością dopełnienia kilku formalności. Dodajmy, że część z nich…