Close

Poradnik: Którą wersję Kii Sportage wybrać?

Kia Sportage była w zeszłym roku najchętniej kupowanym nowym SUV-em w Polsce. I to nie tylko w swoim segmencie (C-SUV), ale w ogóle! Jednocześnie to trzeci najchętniej kupowany model przez Polaków. To między innymi zasługa tego, że oferowany jest w kilku wersjach silnikowych, z napędem na przód lub obie osie, z różnymi skrzyniami biegów oraz w czterech wersjach wyposażenia. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie. A co Ty powinieneś wybrać? Mam nadzieję, że w tym poradniku znajdziecie odpowiedź na to pytanie.

W tym roku Sportage’owi stuknie 30 lat. W 1993 roku na drogi wyjechała pierwsza generacja modelu, który przez wiele osób uważany jest za pierwowzór kompaktowego SUV-a. O ile wówczas Kia postrzegana była jako tania, ale dość toporna i – nie bójmy się użyć tego słowa – tandetna alternatywa dla europejskich marek, to Sportage cieszył się całkiem sporą popularnością na Starym Kontynencie (jak na egzotyczną markę oczywiście). Miał podwyższone nadwozie zbudowane na ramie, przestronną kabinę, napęd na cztery koła, spory prześwit i przystępną cenę. Dzięki tym atutom pozwolił wielu Europejczykom zrealizować marzenia o samochodzie terenowym.

Trzy dekady później piąta generacja Sportage’a w niczym nie przypomina swojego praprapradziadka. To już nie toporne i tandetne wozidło, ale model, który w niczym nie ustępuje europejskim czy japońskim konkurentom, a w wielu aspektach ich wyprzedza. Wyróżnia się stylistyką i przestronnością wnętrza, jakością, mnogością napędów (w tym hybrydowym i hybrydowym plug-in), oraz nowatorskimi rozwiązaniami niespotykanymi w autach innych firm (np. kamerami wyświetlającymi obraz z martwego pola lusterek). Nie powinno zatem dziwić, że przebojem zdobywa rynek. W Polsce w ubiegłym roku Sportage był numerem 1 w segmencie SUV-ów i Crossoverów. Od początku stycznia do końca grudnia 2022 nad Wisłą zarejestrowano dokładnie 11 176 sztuk tego modelu. Wyprzedził nawet Toyotę RAV4. 

Trzy dekady później piąta generacja Sportage’a w niczym nie przypomina swojego praprapradziadka. To już nie toporne i tandetne wozidło, ale model, który w niczym nie ustępuje europejskim czy japońskim konkurentom, a w wielu aspektach ich wyprzedza. Wyróżnia się stylistyką i przestronnością wnętrza, jakością, mnogością napędów (w tym hybrydowym i hybrydowym plug-in), oraz nowatorskimi rozwiązaniami niespotykanymi w autach innych firm (np. kamerami wyświetlającymi obraz z martwego pola lusterek). Nie powinno zatem dziwić, że przebojem zdobywa rynek. W Polsce w ubiegłym roku Sportage był numerem 1 w segmencie SUV-ów i Crossoverów. Od początku stycznia do końca grudnia 2022 nad Wisłą zarejestrowano dokładnie 11 176 sztuk tego modelu. Wyprzedził nawet Toyotę RAV4. 

Wysoce prawdopodobne jest zatem, że rozglądając się za SUV-em, również Wy poważnie bierzecie pod uwagę Kię Sportage. I zastanawiacie się, która wersja najlepiej spełni Wasze oczekiwania. Ponieważ miałem okazję pojeździć w zasadzie wszystkimi odmianami tego modelu, to spróbuję Wam doradzić, a przynajmniej podpowiedzieć, co najlepiej może trafić w Wasz gust. Szczególnie, że czas oczekiwania na wszystkie wersje jest obecnie taki sam i wynosi około 120 dni.

Silnik i skrzynia biegów

1.6 T-GDI o mocy 150 koni pożeniony ze skrzynią manualną to podstawowy, najtańszy wariant Sportage’a. Zdaję sobie sprawę, że nadal są kierowcy wyznający zasadę, że najprostsze rozwiązania są najlepsze i to jest właśnie opcja dla nich. Szczególnie, że auto z tą jednostką wcale nie jest – jak niektórzy mogliby sądzić – zawalidrogą. Do 100 km/h przyspiesza w 10,3 sekundy, a maksymalny moment obrotowy (250 Nm) zaczyna się już od 1500 obr./min. Do normalnego, codziennego przemieszczania się w zupełności to wystarczy. Niemniej trzeba sobie zdawać sprawę, że namachamy się lewarkiem zmiany biegów. Dlatego osobiście uważam, że lepszym wyborem będzie…

Sportage’a z najsłabszym benzyniakiem wybrała m.in. polska Policja

1.6 T-GDI MHEV ze skrzynią 7DCT. To druga pozycja w cenniku i wymaga dopłaty 12 000 zł. Za te pieniądze dostajemy nie tylko większą wygodę (dwusprzęgłowy automat ma siedem przełożeń), ale także lepszą dynamikę (setka pojawia się na liczniku o niemal sekundę wcześniej) i ekonomikę. Zarówno technologia miękkiej hybrydy, jak i nowoczesna skrzynia biegów ograniczają apetyt Sportage’a na paliwo o około 0,3 litra. Nie jest to może wartość szokująca, ale na zbiorniku paliwa pozwoli przejechać o 50 km więcej. A to już coś.

1.6 T-GDI MHEV 7DCT 180 KM. Ta sama jednostka, również z automatem, ale mocniejsza o 30 koni, ma też więcej niutonometrów (265 zamiast 250). To przekłada się na sporo dynamiczniejszą jazdę. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje już tylko 8,8 sekundy. To propozycja dla kierowców z nieco większym temperamentem, którzy częściej wyjeżdżają za miasto, udają się na dłuższe wycieczki z rodzinami i chcą, żeby obciążone auto nie traciło zbytnio na dynamice. Co ważne, normalnie traktowany 180-konny motor, powinien spalać identyczne ilości paliwa, jak ten słabszy. Dopłata do większej mocy nie jest wysoka i wynosi tylko 4000 zł, ale mocniejsza odmiana nie ma wersji wyposażeniowej „M”, tylko zaczyna się od „L”.

Klasyczna hybryda, czyli 1.6 T-GDI HEV 6AT. Zacznijmy od tego, że dopłata do 180-konnego benzyniaka wynosi tylko 10 000 zł. To naprawdę niewiele, zważywszy na to, że dostajemy samochód znacznie mocniejszy (230 KM), szybszy i oszczędniejszy. Hybryda do setki przyspiesza w zaledwie 8 sekund i zużywa aż litr paliwa mniej niż wersja benzynowa. Co więcej, ma też nieco większy bagażnik (587 zamiast 562 litrów), ponieważ akumulator ukryto tu pod podłogą, a nie w bagażniku, jak jest to w 1.6 T-GDI MHEV. Z perspektywy czasu polecam to auto tym, którzy dużo jeżdżą, nieważne czy po mieście, czy w trasy. Jest cichy, oszczędny, mniej hałasuje, a wydatek 10 000 zł szybko się zwraca. Nie tylko pod dystrybutorem, ale i we wrażeniach z jazdy.

1.6 T-GDI PHEV 6AT znajduje się na szczycie gamy silnikowej Sportage’a. Nie bez powodu, bo to hybryda typu plug-in, czyli z możliwością ładowania z gniazdka. Za tę technologię dopłacić trzeba 21 000 zł i czy warto, dokładnie opisywałem w TYM MATERIALE. Plusem na pewno jest duży zasięg na samym elektryku wynoszący nawet 78 kilometrów. Generalnie polecam ten wariant tym, którzy jeżdżą głównie po mieście, a w dalsze trasy udają się sporadycznie. Będą mieli bardzo uniwersalne auto, które w codziennym użytkowaniu będzie sprawdzało się równie dobrze jak elektryk, a przy dłuższych wyjazdach będzie hybrydą, choć mniej ekonomiczną niż HEV.

Napęd na dwa, czy na cztery koła?

Decydujący się na najsłabszego benzyniaka o mocy 150 koni nie mają wyboru – zarówno w wersji z manualem, jak i automatem, samochód ma napęd tylko na jedną oś. Wyboru nie mają też Ci, którzy wybiorą PHEV-a. W nim z kolei seryjny jest napęd AWD.

Klasyczna hybryda oraz 180-konny benzyniak są natomiast dostępne albo w wersji z napędem wyłącznie na przód, albo na wszystkie cztery koła. To układ oparty na sprzęgle, które załącza tylną oś w razie potrzeby – trafić może na nią wówczas do 50 proc. mocy i momentu. Można również na stałe zablokować układ w proporcjach 50:50, ale tylko do prędkości 50 km/h. Potem znowu przechodzi w tryb automatyczny.

Dopłata do AWD wynosi w obu przypadkach 9000 zł, co jest bardzo rozsądną kwotą. Niemniej trzeba być świadomym, że napęd na cztery koła nieco podnosi spalanie (o mniej więcej 0,7 litra) oraz nieznacznie pogarsza osiągi – przyspieszenie do 100 km/h jest słabsze o 0,1 – 0,2 sekundy. Oczywiście mówimy o osiągach na suchej nawierzchni, bo na śliskim podłożu napęd AWD będzie nieporównywalnie sprawniejszy i szybszy.

Czy potrzebujecie napędu na cztery koła? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja opisywałem już ten „problem” W TYM MATERIALE. Nie uważam, że SUV koniecznie musi mieć AWD. Przeciwnie, większości użytkowników w ogóle się on nie przyda i nie odczują żadnej różnicy w zachowaniu auta. Nawet zimą. Współczesne opony są tak dobre, a ABS oraz systemy kontroli trakcji i stabilizacji tak zaawansowane, skuteczne i szybkie, że nawet na śniegu auta FWD radzą sobie po prostu dobrze. AWD powinni wybrać Ci, którzy mieszkają w górach lub często w nie jeżdżą zimą, ewentualnie często zjeżdżają z asfaltu (ale nie na leśne dróżki, tylko w błoto albo kopny piach).

Jaka wersja wyposażenia?

Tu już wszystko zależy wyłącznie od Waszych oczekiwań i budżetu. Najuboższa wersja M dostępna jest tylko z najsłabszym 150-konnym benzyniakiem. Ale „najuboższa” nie znaczy wcale uboga, bo już w niej znajdziecie system autonomicznego hamowania, asystenta utrzymania auta na pasie ruchu, reflektory LED, klimatyzację manualną, cyfrowe zegary, kamerę cofania i 8-calowy ekran multimedialny obsługujący Apple Car Play i Android Auto (a więc będziecie też mieli nawigację). Wystarczy dopłacić 4000 zł do pakietu Smart i na wyposażeniu znajdą się też: dwustrefowa klimatyzacja automatyczna z nawiewami dla tylnego rzędu, czujniki parkowania z przodu i z tyłu oraz czujnik deszczu. Purystom naprawdę więcej do szczęścia nie potrzeba.

Mocniejsze wersje zaczynają się od wersji L, która ma już m.in. duży 12,3-calowy ekran multimedialny z usługami on-line i wbudowaną nawigację, przyciemniane szyby, podgrzewane fotele z przodu i z tyłu, podgrzewaną kierownicę, a wersje HEV i PHEV także: system autonomicznego hamowania na skrzyżowaniach, tempomat aktywny z funkcją Stop & Go, asystenta jazdy po autostradzie. Do 180-konnej benzyny te trzy opcje można dokupić w pakiecie Drive Wise za 2500 zł. Gdy weźmie się to wszystko pod uwagę, to… jeszcze bardziej opłaca się kupić HEV-a. Bo rzeczywista różnica w cenie pomiędzy nim a 180-konnym benzyniakiem spada z 10 do 7,5 tys. złotych. Tak, czy siak, wersję L nazwałbym wystarczającą – ma już wszystko, czego potrzebujecie do tego, by codzienne życie z autem było po prostu komfortowe.

Ale jeżeli ciągle Wam mało, to jest jeszcze Business Line z cyfrowymi zegarami o przekątnej 12,3 cala, tylnymi lampami LED, przednimi inteligentnymi reflektorami LED, oświetleniem kameralnym wnętrza, indukcyjną ładowarką, bezkluczykowym dostępem, elektryczną klapą bagażnika, elektryczną regulacją foteli, półskórzaną tapicerką i 18-calowymi felgami. Ale i tu jeszcze można nieco dołożyć, dokupując np. pakiet Premium za 5000 zł. Wówczas na siedzeniach pojawi się prawdziwa skóra (czarna lub beżowa), te przednie zyskają wentylację, a fotel kierowcy będzie miał pamięć ustawień. Za 2500 zł dostępny jest system nagłośnienia Harman Kardon, a za 4000 dach panoramiczny. I jeszcze Pakiet Drive Wise Plus za 4500 lub 6500 zł (zależnie od silnika) dający nam komplet asystentów, m.in. kamerę 360 stopni, system monitorowania martwego pola wyświetlający obraz z kamer na cyfrowych zegarach, system zdalnego parkowania itp.

Cennik zamyka wersja GT-Line, która jest de facto stylistycznym „przedłużeniem” Business Line. Studiując cennik wyciągniecie wniosek, że dopłacić trzeba do niej 9000 (do benzyny) lub 8000 zł (HEV i PHEV). W rzeczywistości jednak dopłata jest mniejsza, bo w kwocie tej mieści się już lakier metalic, który normalnie wymaga dopłaty 2900 zł. Zatem możemy przyjąć, że wersja GT-Line będzie 5-6 tys. droższa. Co za to dostaniemy? Bardziej sportową stylistykę zderzaków, listwy boczne i lusterka lakierowane na czarno, 19-calowe felgi (oprócz HEV), klimatyzacje trójstrefową, tapicerkę zamszowo-skórzaną, zamszowe boczki w drzwiach, sportową kierownicę i aluminiowe nakładki na pedały. Większość z tych dodatków ma zatem za zadanie uczynić Sportage’a bardziej sportowym z wyglądu. Tylko GT-Line może być wyposażony w adaptacyjne zawieszenie – kosztuje ono 4000 zł ekstra.

To którego Sportage’a w końcu wybrać?

Wersja budżetowa za 125 900 zł. Jeżeli mieszkacie w mniejszym mieście albo poza nim, jeździcie mniej, potrzebujecie po prostu przestronnego, bezpiecznego, dobrze wycenionego samochodu do przemieszczania się między punktami A i B, to 150-konny 1.6 T-GDI z manualem w wersji M i z pakietem Smart spełni Wasze oczekiwania.

Wersja budżetowa na miasto za 137 900 zł. Jeżeli więcej jeździcie, szczególnie po mieście w korkach, to koniecznie dopłaćcie do 1.6 T-GDI MHEV 7DCT. Po prostu przyjemniej spędzicie w nim czas, bez konieczności ciągłego majtania dźwignią zmiany biegów. W cenie uwzględniłem już pakiet Smart, który ma m.in. automatyczną klimatyzację i czujniki parkowania (również przydatne w mieście). Warto też wziąć pod uwagę, że auto z automatem łatwiej będzie Wam odsprzedać w przyszłości.

Wersja optymalna na długie trasy za 162 900 zł (L) – 179 900 (BL). To jest mój faworyt. Hybryda FWD w wersji L lub Business Line. Mocna, ekonomiczna, komfortowa, bardzo dobrze (L) lub świetnie (Business Line) wyposażona. Szczerze mówiąc, przy takiej cenie i osiągach hybrydy, w ogóle nie widzę sensu kupować 180-konnego benzyniaka. Jak wspomniałem, dopłata do hybrydy, uwzględniając wyposażenie, to tylko 7500 zł.

Wersja hybrydowa dla jeżdżących po mieście za 194 900 (L) – 209 900 (BL). Sportage PHEV – to auto naprawdę ma sens, gdy jeździcie głównie po mieście (lub do niego dojeżdżacie 20-30 km w jedną stronę) i macie gdzie je ładować (np. w garażu, na miejscu parkingowym, w pracy). Codziennie tylko na prądzie przejedziecie realnie 50-80 kilometrów (zależy od pory roku, warunków, itp.). A gdy przyjdzie Wam przejechać dalszą trasę, nie będziecie bali się konieczności ładowania po drodze. Naprawdę dobry kompromis, choć w trasie PHEV nie jest tak ekonomiczny jak HEV.

Wersja dla wyznających zasadę „Albo grubo, albo wcale” za 218 400 (HEV) lub 243 400 zł (PHEV). GT-Line w wersji hybrydowej (AWD) lub plug-in dopchany kolanem absolutnie wszystkimi dodatkami, pakietami, dwukolorowym nadwoziem, szklanym dachem i wszystkim, co można zaznaczyć w cenniku. Ktoś powie, że trzeba być niespełna rozumu, by kupić kompaktowego SUV-a Kia za takie pieniądze. A ja znam całkiem sporo dość zamożnych osób, które nie patrzą na samochody przez pryzmat znaczka na masce, lecz podchodzą do nich zdroworozsądkowo (swoją drogą, głosami czytelników Motoru i Auto Moto, Kia została Marką Roku w 21. edycji Plebiscytu Auto Lider. Łącznie w konkursie oddanych zostało ponad 100 tys. głosów a Kia wyprzedziła Toyotę). Liczy się dla nich relacja ceny do jakości i wyposażenia. Mówiąc krótko, wolą wypasionego na maksa Sportage’a, niż BMW „w golasie”. I to właśnie idealna propozycja dla nich.

Co ja wybieram?

Gdybym nie miał żadnych ograniczeń, to… Nie, nie byłoby to „Albo grubo, albo wcale”. Brałbym HEV-a w Business Line z pakietem Premium i systemem Harman Kardon. Szklanego dachu nie chcę, bo podnosi wagę auta, środek ciężkości i ogranicza miejsce nad głową, a ja dość wysoki jestem. Pakiet Drive Wise Plus ma sporo bajerów, ale akurat umiem sam monitorować martwe pole, cofać, a do manewrowania po parkingu wystarczy mi kamera cofania i czujniki. Napęd AWD nie jest mi niezbędny do życia, choć nad nim jeszcze bym podumał. W wersji FWD takie auto kosztuje 187 900, a z napędem na cztery koła 196 900 zł. Zmieściłbym się zatem w 200 tys. złotych i cieszył wyposażeniem i komfortem, za jakie w samochodach klasy premium zapłacić trzeba jakieś 100 tys. zł więcej. Chociaż nie, tam tyle kosztuje sam znaczek…

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa