Kia Stonic GT Line, czyli życie na luzie

Przeszła lifting, dostała nową wersję wyposażenia i sporo technologicznych nowinek. Kia Stonic GT Line to przykład samochodu, który ma w zasadzie wszystko, czego w codziennym użytkowaniu potrzebuje większość „normalnych” kierowców i ich rodzin. W dodatku ma skrzynię biegów, która pomaga oszczędzać paliwo, sama potrafi wrzucać luz, a nawet wyłączać silnik.

Kia Stonic GT Line, czyli życie na luzie

    Spis treści:

Pozwólcie, że na początku przewrotnie zapytam, jak wygląda Wasze codzienne życie z samochodem. Założę się, że w większości przypadków jest tak samo, jak u mnie. Rano dzieci do przedszkola i szkoły, potem przebijanie się przez korki do pracy, a po 8 godzinach znowu po dzieci do przedszkola i szkoły. W międzyczasie do sklepu po zakupy, do fryzjera, kina, restauracji, na spacer do lasu, działkę, w odwiedziny do znajomych. I tak przez 99 proc. czasu (przynajmniej w czasach przed pandemią). Pozostały 1 proc. to wyjazdy weekendowe i wakacje. Zresztą na te ostatnie częściej latamy samolotem, niż jeździmy samochodem.

A teraz zastanówcie się i powiedzcie zupełnie szczerze – czy do tego wszystkiego naprawdę potrzebujecie wielkiego SUV-a z równie wielkim  silnikiem? Oczywiście nie poruszamy tu kwestii związanych z realizacją własnych marzeń i spełnianiu zachcianek. Chodzi mi o czysto pragmatyczne, racjonalne podejście i szczerą odpowiedź na pytanie – jaki samochód będzie wystarczający w codziennym użytkowaniu?

Daję sobie głowę uciąć, że mniej więcej 80 proc. z nas w zupełności wystarczyłby crossover segmentu B. A jestem tego pewien, bo kilka dni pojeździłem nową Kią Stonic w wersji GT Line z silnikiem 1.0 T-GDi MHEV 120 KM i z nowatorską skrzynią 6 iMT. Przez cały ten czas nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wszystkie większe auta, to tylko marnowanie miejsca, surowców, paliwa oraz większe emisje.

Stonic GT Line Mały, a jednak duży

Jakie powinno być idealne auto do jazdy po zatłoczonych miejskich ulicach, parkowania pod marketami i szkołami, podjeżdżania pod krawężniki? Oczywiście stosunkowo niewielkie. I jednocześnie podwyższone, żeby lepiej było wszystko widać, wygodniej wsiadać, czy montować dziecięce foteliki. I dokładnie tak jest w tym przypadku. Stonic po liftingu ma dokładnie takie wymiary, jak Stonic przed liftingiem. 4,14 metra długości, 1,76 metra szerokości (bez lusterek) i 1,52 metra wysokości. To oznacza, że bez trudu wszędzie nim wjedziecie, zaparkujecie i się przeciśniecie. Ale nie oznacza, że będzie wam ciasno.

Przesunięta do przodu kabina, spory rozstaw osi (prawie 2,6 metra) i wysokie nadwozie spokojnie mieszczą rodzinę 2+2, a w awaryjnych sytuacjach po środku tylnej kanapy można posadzić trzecią osobę. Przestrzeni nad głową jest wręcz mnóstwo, a za kierownicą będzie wygodnie nawet dwumetrowemu dryblasowi. Bagażnik ma pojemność 332 litrów. Dużo to? Mało? Cóż, naprawdę duże walizki podróżne mają 100 litrów pojemności. A typowe kabinówki, zabierane na weekendowe wypady – 30-40 litrów.

Jestem pod dużym wrażeniem tego, jak pakowny jest ten samochód, pomimo swoich niewielkich zewnętrznych rozmiarów. I jak dobrze izoluje od tego, co dzieje się na drodze. Dawniej miejskie auta były po prostu głośne, słabo wyciszone i wykończone, a w dodatku mało komfortowe. Dzisiaj to nieaktualne stereotypy. W Stonicu jest po prostu cicho i spokojnie. Wiadomo, że nie jest to rodzaj ciszy i spokoju, jakie oferuje Mercedes S, ale bez cienia wątpliwości możemy mówić o poziomie dobrych kompaktów.

Sportowe wrażenia? Ważniejsze są oszczędności

Często w komentarzach czytam, że silnik jest za słaby, jego pojemność za mała, przyspieszenie niewystarczające itd. I to w odniesieniu do różnych aut. Już spotkałem się nawet z opiniami, że Stinger powinien mieć przynajmniej V8 pod maską, bo „dopiero wtedy byłby rasowym autem sportowym”. Tak, wiem że wiele osób szuka za kierownicą głównie emocji i to je kocha w motoryzacji najbardziej. Nie neguję tego. Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że 80 proc. ludzi po prostu chce sprawnie przemieszczać się z punktu A do punktu B. To wszystko. I prawie nigdy nie wciskają pedału gazu w podłogę. Po prostu tego nie potrzebują, nie chcą, nie kręci ich to. Za to znacznie większą wagę przywiązują do zużycia paliwa. A coraz częściej także do poziomu emisji spalin i dwutlenku węgla. I tu Stonic w wersji 1.0 T-GDi ze skrzynią iMT ma naprawdę sporo do zaoferowania.

Zacznijmy od tego, że mamy tu motor o pojemności litra, trzy cylindry i turbosprężarkę. 120 koni i 172 Nm wystarczają do tego, by setka pojawiła się na prędkościomierzu po 10,4 sekundy. Nieźle, jak na B-crossovera (jeszcze dekadę temu nikogo nie dziwiły wyniki na poziomie 15 sekund w tym segmencie). Jednak prawdziwa rewelacja to spalanie. Gdy jeździłem naprawdę dynamicznie po mieście, średnie spalanie wynosiło 6,5 litra. Jak się postarałem, spadało nawet w okolice 5 litrów! Przepisowa jazda ekspresówką oznaczała zużycie 5,8 litra, a boczne drogi z ograniczeniami do 70-90 km/h dały wynik na poziomie 5 litrów! Średnia z kilku dni to zaledwie 5,4 litra benzyny bezołowiowej. Rewelacja! Jak się postaracie (i to nie jakoś szczególnie bardzo), to na jednym 45-litrowym baku paliwa zrobicie 800 km! A wielbiciele ecodrivingu zbliżą się do 900 km. 900 kilometrów za 220 zł to raptem 24 grosze za kilometr! Taniej nie będzie nawet autobusem komunikacji miejskiej.

Co więcej, Kia Stonic wręcz zachęca do oszczędzania, przynajmniej w wersji, którą ja jeździłem. To zasługa dwóch rzeczy – układu miękkiej hybrydy (MHEV) oraz nowatorskiej skrzyni 6 iMT.

Życie na luzie 

Samochód wyposażono w niewielki silnik elektryczny oraz małą 48-voltową baterię. Ich zadaniem jest „odciążanie” silnika spalinowego podczas ruszania czy toczenia się. Układ ten współpracuje ze skrzynią manualną z elektronicznie sterowanym sprzęgłem (opcjonalnie z automatem 7DCT). Brzmi to wszystko skomplikowanie, ale w praktyce jest bezobsługowe i nie wymaga od kierowcy żadnych dodatkowych czynności. Przeciwnie – z niektórych wręcz go zwalnia.

Załóżmy, że jedziemy 80, 100, czy nawet 150 km/h i chcemy wytracić prędkość. Zdejmujemy nogę z gazu i… skrzynia sama rozłącza sprzęgło powodując, że zaczynamy toczyć się na luzie! Co więcej, silnik spalinowy gaśnie całkowicie, a pokładowe urządzenia, światła, klimatyzacja czy wspomaganie kierownicy i hamulców zasilane są z energii zgromadzonej w akumulatorze. Wystarczy muśnięcie pedału gazu albo hamulca, a silnik spalinowy uruchamia się w ułamku sekundy, a skrzynia załącza sprzęgło i znowu jedziemy na biegu. Sprawdziłem, ile można w praktyce przejechać „żeglując” w ten sposób. Zjeżdżając z autostardy odpowiednio wcześniej zdjąłem nogę z pedału gazu i silnik włączył się samoczynnie dopiero po około 800 metrach. Ponoć w idealnych warunkach jest w stanie pokonać dystans o 200 metrów dłuższy.

Oczywiście można też zredukować bieg w trakcie żeglowania. Wciśniecie sprzęgło i zanim zdążycie wrzucić niższe przełożenie motor już będzie włączony. Generalnie układ MHEV i inteligentna skrzynia działają tak w zakresie od 0 do 160 km/h. Jeżeli silnik jest niewystarczająco rozgrzany, to nie wyłączy się. Niemniej skrzynia i tak przejdzie w tryb żeglowania, czyli sprzęgło zostanie rozpięte.

Nie macie ochoty żeglować? Nie ma sprawy. „Żeglowanie” działa tylko w trybie Eco. W Comfort i Sport (zmienianie przyciskiem przy skrzyni biegów) funkcja automatycznego rozpinania sprzęgła i wyłączania silnika nie działają. Ale szczerze mówiąc, tak spodobało mi się to „życie na luzie”, że przez 99 proc. czasu jeździłem w Eco. Wrzuciłem Comfort i Sport tylko po to, żeby sprawdzić różnice. Są, i to wyczuwalne. W tych trybach inaczej działa przepustnica, auto chętniej reaguje na dodanie gazu, sprawia wrażenie żwawszego. Ale to już znam z innych aut. Natomiast żadne mnie nie zaskoczyło tak sprawnym i efektywnym połączeniem układu MHEV i manualnej skrzyni biegów, jak Stonic.

Ponieważ jest to MHEV, to inaczej działa tu system Start & Stop. Znacznie płynniej i w różnych zakresach prędkości. Kilka razy wyłączył silnik już przy 50-60 km/h, gdy wrzuciłem luz przy dojeżdżaniu do skrzyżowania. Włączał się natomiast po puszczeniu pedału hamulca, a nie podczas wciskania sprzęgła. Czyli w praktyce wygląda to tak: stoimy na światłach, wciskamy sprzęgło, wrzucamy jedynkę i dopiero jak puścimy hamulec, to jednostka się uruchamia.

Bezpieczeństwo to nie przywilej 

Dożyliśmy czasów, w których mniejsze i tańsze samochody są równie bezpieczne, jak te duże. A czasami nawet bezpieczniejsze. Wyobraźcie sobie  moje zdziwienie, gdy Stonic, którym jechałem zaczął po prostu… sam skręcać. Poważnie. Na bocznej drodze na chwilę puściłem kierownicę (batona chciałem rozpakować) i poczułem, że auto samo „znalazło” linie i ustawiło się między nimi. Nabrałem odwagi i postanowiłem dłużej potrzymać Stonica w niepewności. Wiecie, co zrobił? Płynnie, idealnie pomiędzy liniami, wszedł w zakręt. I to przy prędkości zaledwie 70 km/h. Bez włączonego tempomatu!

Od razu zerknąłem do cennika i okazało się, że wersja GT Line ma rozbudowanego asystenta utrzymania pasa ruchu (Lane Following Assist)

w wyposażeniu standardowym! Poza nim na pokładzie jest też system autonomicznego hamowania (również przed pieszymi i rowerzystami) oraz automat przełączający światła między drogowymi a mijania. Za 2000 zł można dokupić pakiet bezpieczeństwa zawierający również system monitorowania martwego pola w lusterkach, ruchu pojazdów podczas cofania i rozpoznawania znaków z ograniczeniami prędkości.

Niecodzienny na co dzień

Jednocześnie Kia Stonic GT Line to idealny dowód na to, że nie trzeba kupować drogiego i dużego SUV-a żeby się wyróżnić. Mamy tu między innymi lampy tylne i przednie reflektory w technologii LED, a do tego kilka ciekawych, sportowych dodatków – kolorowe otwory w przednim zderzaku i kolorowy dach, czarne lusterka i relingi, 17-calowe felgi aluminiowe, inne zderzaki ze srebrnymi wstawkami. W środku znajdziemy półskórzaną tapicerkę z kontrastowymi przeszyciami, aluminiowe nakładki na pedały, mięsistą kierownicę z perforowanej skóry (genialnie leży w dłoniach!) czy panel deski rozdzielczej wykonany z materiału przypominającego naturalny, nielaminowany karbon.

Oczywiście wygląd to rzecz gustu, ale Kia Stonic GT Line bez dwóch zdań  wygląda inaczej. Oryginalnie. Wyróżnia się. A pod względem wyposażenia nie ustępuje samochodom z wyższych segmentów. Ma automatyczną klimatyzację, podgrzewane fotele i kierownicę, usługi cyfrowe UVO (przeczytacie o nich TUTAJ), 8-calowy ekran multimedialny, fabryczną nawigację z darmową aktualizacją map, a nawet bezkluczykowy dostęp, kamerę cofania, czujniki parkowania, wspomniane wcześniej systemy wsparcia kierowcy, półskórzaną tapicerkę i wiele innych.

Kia Stonic GT Line: Podsumowanie

Kia Stonic GT Line ze 120-konnym silnikiem i inteligentną skrzynią biegów kosztuje 89 990 tys. zł. Dużo? Dostajecie za to kompetentne, ekonomiczne, bezpieczne i dopchane od wentyli w felgach, aż po podsufitkę auto. Owszem, możecie mieć coś bardziej okazałego, dużego, bardziej prestiżowego. Za dwa razy większe pieniądze. Pytanie, czy naprawdę tego potrzebujecie…

Udostępnij

facebookxmail

Powiązane

Najlepszy elektryk, jakiego możecie kupić. Kia EV6 za 156 tys. zł

Kia i rynek Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT Niro EV Elektryczny (EV) Ekologiczny Rodzinny Sportowy SUV/Crossover

Najlepszy elektryk, jakiego możecie kupić. Kia EV6 za 156 tys. zł

31 października, 2024

Architektura 800V, zasięg ponad 500 km, ultraszybkie ładowanie od 10 do 80 proc. w 18 minut. Do tego najprzestronniejsze w…

Nie musisz mieć ładowarki w domu, aby naładować elektryka

Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT EV3 Niro EV Elektryczny (EV) Plug-in Hybrid (PHEV) Ekologiczny Miejski Rodzinny Sportowy Przepisy i porady

Nie musisz mieć ładowarki w domu, aby naładować elektryka

25 października, 2024

Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…