Ministerstwo Infrastruktury chce dopłacać każdemu, kto zdecyduje się na zakup elektrycznego auta nawet 36 tys. zł. Świetnie! Grupa ludzi, których stać na kupno trzeciego albo czwartego samochodu w rodzinie za przynajmniej 120 tys. zł już zaciera ręce. Bo w polskich realiach to oferta wyłącznie dla nich.
Dopłaty do elektryków? Dobry kierunek, ale jedziemy złą drogą
Spis treści:
Wygląda to wszystko trochę tak, jakby rząd chciał na szybko przykryć czymś wielką klapę, jaką jest budowa polskiego auta na prąd i na szybko, na kolanie napisał rozporządzenie, które miało sprawić, że z naszych piersi wyrwie się donośne „WOW!!!”. Przykro mi, ale żadnego „WOW” nie będzie. Nawet ciuchutkiego. Chyba, że w zdaniu „WOW, ale oni tego nie przemyśleli. Wszystko robią od d..y strony”.
Zanim zaczniemy pogawędkę o autach elektrycznych, zobaczmy jak wygląda szeroko pojęta sytuacja energetyczna naszego kraju. Fakty są takie, że nasz rząd, od trzech lat odmieniający słowo „elektromobilność” przez wszystkie przypadki:
- Wprowadził ustawę wiatrakową, która całkowicie zahamowała rozwój farm wiatrowych i uczyniła ten biznes nieopłacalnym. Turbiny po prostu przestały się kręcić i produkować czysty, zielony prąd.
- Otwarcie przyznał, że Polska węglem stoi i w najbliższym czasie nie zamierza robić nic w kierunku uniezależnienia się od najbrudniejszego znanego ludzkości paliwa.
- Nie widzi problemu w tym, że 85 proc. energii produkuje się u nas z węgla, podczas gdy wiele unijnych krajów zeszło już poniżej 50 proc.
- Uległ górniczemu lobby i nakazał spółkom energetycznym wpompowanie miliardów złotych w kopalnie węgla kamiennego, byle tylko ocalić je przed likwidacją.
- Nadal nie pojął, że handel emisjami CO2 może za chwilę dobić polski przemysł.
- Od trzech miesięcy nie jest w stanie przygotować przepisów, dzięki którym nie odczujemy w kieszeniach 20-30 proc. podwyżek cen prądu wprowadzonych przez spółki i zaakceptowanych przez Urząd Regulacji Energetyki.
- Nie ma jasnego i klarownego programu rozwoju polskiej energetyki na najbliższy rok, nie wspominając o perspektywie 10, 20 czy 30 lat.
- Nie wybudował i nie dopłacił do ani jednej stacji szybkiego ładowania.
- Nie stworzył przepisów, które realnie ułatwiłyby stawianie takich stacji.
- Nie zwolnił takich „gniazdek” z opłaty za przyłączenie do sieci.
- Nie radzi sobie z wyegzekwowaniem zakazu palenia w piecach śmieciami.
Chaos, nieprzemyślane decyzje, ignorancja, kompletny brak stabilności, niepewność co do tego, co będzie jutro (tak po stronie producentów prądu, jak i klientów) – tak w dużym skrócie można scharakteryzować politykę energetyczną polskiego rządu. I w takich realiach proponuje się nam przesiadkę do wozów elektrycznych, kusząc dopłatą w wysokości 36 tys. zł. To trochę tak, jakby politycy w swej wspaniałomyślności zaproponowali, że dopłacą nam do budowy basenu, przy czym nie wiemy, czy w ogóle będziemy mogli napełnić go wodą, ile będzie ona kosztowała i czy aby nie będzie zanieczyszczona.
Paranoją jest również fakt, że solidne dopłaty do nowych, drogich i ekologicznych elektryków proponuje się w kraju który:
- Nie potrafi uszczelnić systemu przeglądów technicznych tak, żeby wyeliminować z dróg stare, niebezpieczne, niekiedy rozpadające się samochody, nierzadko z wyciętymi z premedytacją filtrami cząstek stałych.
- Pobiera 18,6 proc. akcyzy za auta z motorami powyżej 2.0 litrów pojemności, choćby spełniały najwyższe standardy jeśli chodzi o czystość spalin. Dotyczy to nawet hybryd!
- Liczy VAT od ceny auta z akcyzą, czyli de facto pobiera podatek od podatku.
- Nie kontroluje importu używanych wozów z Zachodu (z przekręconymi licznikami, po wypadkach, w złym stanie technicznym itd.).
- Wprowadza liczne ograniczenia jeśli chodzi o zaliczanie zakupu i eksploatacji aut do kosztów firmy.
Przyznacie, że nic tu się kupy nie trzyma. Mamy nadal palić w piecach węglem i robić z niego prąd, ale jeździć ekologicznymi samochodami. Do elektryków rząd dorzuci nam szczodrze 36 tys. zł, ale jednocześnie skasuje nas nawet na kilkadziesiąt tysięcy jeżeli będziemy chcieli kupić hybrydę. A co będzie, gdy za rok czy dwa branża energetyczna, zmuszana do ciągłego wyciągania kopalń z finansowego dołka, zechce podnieść ceny energii o 50 proc.? Wtedy też politycy sypną groszem? I będą tak robili co roku przez kolejne 10 lat? No i gdzie ja mam ładować to elektryczne auto? W szybkiej ładowarce należącej do prywatnej firmy? Przecież już dzisiaj kosztuje to tyle, co zalanie do pełna baku kompaktowego auta benzyną! Z kolei gdy wybiorę się do Gdańska, to na noc muszę przycupnąć w Toruniu, żeby się doładować u kumpla. A jeżeli będę chciał zamontować sobie w garażu szybką ładowarkę, która skróci czas ładowania baterii z 40 do sensownych 10 godzin, to zakład energetyczny skasuje mnie na kilka tysięcy złotych za większe przyłącze. Pod warunkiem, że instalacja elektryczna w moim domu to wytrzyma. I sąsiada też. Oraz infrastruktura dostawcy. A to nie jest takie oczywiste, bo przecież polska sieć przemysłowa należy do najstarszych w Europie.
Mnóstwo pytań, wątpliwości, niepewności, a rząd próbuje załatwić to krótkim „Dorzucamy wam 36 tys. zł do elektryka. Nie ma za co”. Przykro mi, ale przy takich regułach, braku stabilności, wiedzy co do przyszłości i przy takiej infrastrukturze nie zajedziemy z takim programem daleko. Owszem, trochę ludzi weźmie pieniądze od rządu, pobiegną do salonów i kupią coś, co jeździ wyłącznie na prądzie. Najczęściej jednak będą to ludzie zamożni, dla których będzie to drugie, trzecie a może i czwarte auto w rodzinie. I będą jeździli nim wyłącznie po mieście, „tankując” w podziemiach szklanego biurowca, w którym mają firmę, ewentualnie w garażu swojego domu, na dachu którego zamontowali sobie panele fotowoltaiczne. Natomiast z punktu widzenia przeciętnego polskiego kierowcy, elektrowozy nawet z rządowymi dopłatami będą jak ten wspomniany basen – nawet jeżeli stać nas będzie na jego wybudowanie to zwycięży zdrowy rozsądek i strach przed tym, czy w przyszłości będzie czym, gdzie i za co napełnić go ciepłą wodą.
Bierność rządu i jego niezrozumiałe decyzje, jeśli chodzi o rozwój energetyczny kraju dziwią tym bardziej, że cała Europa Zachodnia i sami producenci samochodów ewidentnie przygotowują się na nadejście nowych czasów, w których branżę motoryzacyjną napędzał będzie prąd. Porsche zapowiedziało właśnie, że nowa generacja SUV-a Macan będzie występowała wyłącznie w wersji EV, Jaguar już ruszył z seryjną sprzedażą elektrycznego modelu i-Pace, a dosłownie za chwilę dołączy do niego Audi ze swoim e-tronem. To oczywiście drogie wozy klasy premium, ale popularne marki też nie śpią – eksperci szacują, że ruszą z ofensywną na przełomie roku 2019 i 2020. Tylko Kia wprowadzi wówczas na polski rynek dwa w pełni elektryczne modele: e-Niro oraz Soula EV (informacje o obu znajdziecie pod zdjęciami zamieszczonymi w materiale). I fajnie byłoby mieć świadomość, że rząd nie tylko dopłaci nam do ich zakupu, ale również zadba o to, byśmy mieli gdzie je ładować. Najlepiej zieloną energią w stabilnej cenie.
Powiązane
Aktualności EV3 Elektryczny (EV) Ekologiczny Miejski Rodzinny SUV/Crossover
Kia EV3. Pierwsze testy, opinie i wrażenia
15 listopada, 2024
Gdyby ktoś kazał mi w trzech słowach opisać najnowszą Kię EV3 po pierwszym kontakcie z nią, powiedziałbym, że to „wielki…
Kia i rynek Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT Niro EV Elektryczny (EV) Ekologiczny Rodzinny Sportowy SUV/Crossover
Najlepszy elektryk, jakiego możecie kupić. Kia EV6 za 156 tys. zł
31 października, 2024
Architektura 800V, zasięg ponad 500 km, ultraszybkie ładowanie od 10 do 80 proc. w 18 minut. Do tego najprzestronniejsze w…
Aktualności EV9 EV6 i EV6 GT EV3 Niro EV Elektryczny (EV) Plug-in Hybrid (PHEV) Ekologiczny Miejski Rodzinny Sportowy Przepisy i porady
Nie musisz mieć ładowarki w domu, aby naładować elektryka
25 października, 2024
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…