Close

Klasa premium? Coraz częściej to tylko iluzja

Żaden dziennikarz, niezależny inżynier, mechanik, zawodowy kierowca ani wróżbita nie oceni auta tak rzetelnie, szczerze i uczciwie, jak jego właściciel.

Gdy przeglądam pisma i portale motoryzacyjne odnoszę wrażenie, że nagle, ni stąd ni z owąd, zapodział nam się gdzieś podział na segment aut dla ludu i tych bardziej luksusowych. Dzisiaj wszystkie samochody są premium – mają premium wykończenie, premium materiały, premium fotele, premium bagażniki, premium osiągi oraz premium nici, którymi obszyto premium dywaniki podłogowe. Kilka miesięcy temu, na łamach jednego z poczytnych tygodników Skoda ośmieliła się pokonać Mercedesa. Poważnie. Czeska kopia Volkswagena rozłożyła na łopatki motoryzacyjny synonim ekskluzywności. Audi musi się dzisiaj mierzyć z Oplem, a BMW po piętach depcze Ford, który wypuścił na rynek serię Vignale – ma ona być czymś w rodzaju przepiórczych jajek leżących koło zwykłej jajecznicy. Świat oszalał.

Dawniej w tej klasie znaczek na masce, większy silnik, klimatyzacja czy fotele obite skórą tak naprawdę odgrywały rolę drugoplanową. Natomiast nadrzędnym i niekwestionowanym atutem takich aut była legendarna wręcz dokładność wykonania. Solidność. Absolutna niezawodność. Innymi słowy, aby wstąpić do klubu premium, trzeba było produkować pojazdy tak dobre, by klienci nie chcieli się ich pozbywać. A jeżeli już, to tylko po to, by sprawić sobie nowszy egzemplarz tego samego modelu. Dziś, żeby auto uznano w mediach za „premium” wystarczy miękki plastik na boczkach drzwi. Fakt, że odpada on zaraz po przejechaniu przez bramę salonu niczego nie zmienia.

Na szczęście to, co umyka specjalistom, w oczach klientów jest nadal bardzo istotne. Oni, mówiąc o „jakości” ciągle mają na myśli solidność, niezawodność i własne zadowolenie. Zdają sobie sprawę, że skóra, naturalne drewno, szczotkowane aluminium i drogi znaczek na masce nie załatwiają sprawy, skoro auto musi zaglądać do serwisu średnio raz w miesiącu. Albo trzeszczy. Ewentualnie okazuje się nie warte swoich pieniędzy. Wniosek jest prosty: nikt nie potrafi tak dobrze, rzetelnie i uczciwie ocenić samochodu, jak sami zainteresowani.

Dziś, żeby auto uznano w mediach za „premium” wystarczy miękki plastik na boczkach drzwi. Fakt, że odpada on zaraz po przejechaniu przez bramę salonu niczego nie zmienia.

Doskonale wie o tym globalna firma badawcza J.D. Power, która nie bawi się w porównywanie aut, sprawdzenie ich w warsztacie, mierzenie osiągów, zużycia paliwa, ocenianie utraty wartości etc. Od 30 lat w ramach corocznego badania Initial Quality Study jej ankieterzy zadają tylko proste pytanie właścicielom aut: Jak bardzo jest Pan/Pani zadowolona ze swojego samochodu? I nie pada ono w obecności pięciu przypadkowych osób zgromadzonych pod kioskiem ruchu. W badaniu udział bierze kilkadziesiąt tysięcy kierowców jeżdżących ok. 250 modelami samochodów zakupionymi w ostatnim roku. Przyznacie, że trudno o bardziej rzetelną i wiarygodną bazę.

W tegorocznej edycji raportu J.D. Power IQS uczestniczyło dokładnie 77.415 osób i 243 modele aut z 26 segmentów rynkowych. Użytkownicy opowiadali o swoich doświadczeniach z eksploatacji, oceniali m.in. działanie silnika, skrzyni biegów, napędu, a przede wszystkim – jakość auta. Chodzi nie tylko o nieprzewidziane wizyty w warsztacie i naprawy, ale także np. niepokojące stuki we wnętrzu czy irytujące mankamenty pojazdów. Inaczej niż w tradycyjnych rankingach, im mniej punktów zdobywa tu auto, tym lepiej jest klasyfikowane. Mówiąc prościej: chodzi o średnią liczbę problemów wskazanych przez użytkowników przypadającą na 100 samochodów.

I tak, w przypadku wozów Mercedesa, średnia wyniosła 102 problemy na 100 aut, w przypadku Audi było to 115 problemów zaś Volvo czy Jaguar dobiły do niemal 150 defektów! A przecież wszystkie te marki szczycą się mianem „premium”. Znacznie lepiej poszło Lexusowi (98 problemów), BMW (88) oraz Porsche (78 problemów). Ale niekwestionowanym zwycięzcą badania została… Kia. Tak, serio. To nie żart. Z 72. problemami na 100 aut została najlepiej ocenioną marką. Właściciele koreańskich samochodów są z nich zadowoleni bardziej niż kierowcy Porsche ze swoich maszyn!

Soul, Niro, Sorento, Forte i Cadenza (dwa ostatnie sprzedawane są poza Europą) zdobyły pierwsze miejsce w swoich segmentach, zaś Optima i Sportage – drugie. Podejrzliwi mogą sądzić, że to przypadek. Ale takiej teorii przeczy kilka faktów:

  1. Rok temu Kia też była pierwsza;
  2. Soul został wyróżniony trzeci rok z rzędu;
  3. Cadenza (luksusowy duży sedan) uzyskała najwyższą ocenę wśród wszystkich modeli. I to w całej historii badania IQS;
  4. Pozycja aut Kia w rankingu umacniała się stopniowo, wraz z wprowadzeniem na rynek nowych generacji modeli i poszerzaniem gamy.

Wygląda zatem na to, że w czasach, gdy producenci aut klasy premium coraz częściej zapominają o swoich korzeniach, to Kia z sukcesem do nich wraca. Koreańczycy zdają sobie sprawę, że takie rzeczy jak technologia, silniki, zużycie paliwa, wyposażenie, ergonomia, materiały we wnętrzu mają duże znacznie. Ale w ostatecznym rozrachunku najważniejsze jest tylko jedno – maksymalne zadowolenie klienta.

S. Tinger

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa