Najnowsza i jedyna w swoim rodzaju Kia wjeżdża do polskich salonów. Z tej okazji postanowiłem przeanalizować jej cennik. Na pierwszy rzut oka tanio nie jest. Ale jak się rzuci okiem po raz drugi…
ProCeed w ProCenie
Spis treści:
Na początku powiedzmy sobie otwarcie jedno – tego samochodu nie da się porównać bezpośrednio z żadnym modelem konkurencji. Z prostego względu – bezpośredniego konkurenta Kia ProCeed po prostu nie ma. To pierwszy na rynku kompakt z nadwoziem typu shooting brake. Owszem, mamy jeszcze Mercedes A SB zaprojektowanego w podobnym stylu, ale on reprezentuje segment premium. A więc gra w trochę innej lidze. Poza tym „gwiazda” ma zaledwie 495-litrowy bagażnik, podczas gdy ProCeed mieści niemal 600 litrów pakunków! Z tego względu możnaby pokusić się o „zderzenie” go z tradycyjnymi wozami kombi, ale to byłoby trochę jak porównywanie kotleta mielonego do burgera z prawdziwego zdarzenia. Mięso niby to samo, ale…
Burger wymaga więcej finezji w przygotowaniu i podaniu, trzeba go umieć dobrze usmażyć, zrobić sos, no i mamy tu 100 proc. mięsa w mięsie itp. Przede wszystkim jednak powinien być smaczniejszy niż mielony. Mamy go zjadać już samymi oczami. I dokładnie tak samo jest z ProCeedem. Stworzono go po to, by człowiek oblizywał się na jego widok. Został przyrządzony i doprawiony tak, żeby każdy, kto otwiera motoryzacyjne menu, zatrzymał się przy nim na chwilę i zastanowił, czy nie ma na niego ochoty. Nawet jeżeli cena wydaje się ciut wysoka.
94 990 zł – od takiej kwoty startuje cennik najnowszego modelu Kii. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że w przypadku zwykłego Ceeda to 61 990 zł, a kombi 65 990 zł, to… mamy prawo zacząć drapać się po głowie. No bo, jak to – kombi droższe od kombi o 29 tys. zł? Zbudowane na tej samej płycie, z tą samą technologią, z podobnym przodem i niemal identycznym wnętrzem? Czyli 29 tys. zł za sam wygląd??? A właśnie, że nie.
Zacznijmy od tego, że o ile w „zwykłych” Ceedach w startowej cenie dostajemy 100-konny motor wolnossący 1.4 MPI, to w przypadku ProCeeda jest to mocniejsza i nowocześniejsza jednostka z turbo – 1.0 T-GDI o mocy 120 koni. W praktyce oznacza to między innymi przyspieszenie do setki lepsze o 1,6 sekundy, wyższą prędkość maksymalną (190 km/h), a także średnie spalanie niższe o ponad litr.
Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę podobne wersje silnikowe, to różnica między Ceedem kombi a ProCeedem skurczy się do 24 500 zł. To wyraźnie mniej, choć nadal niemało. Ale i to można wytłumaczyć. Czym? Ano wyposażeniem. W przypadku shooting brake’a nie ma wersji S, M i L. Od razu wchodzimy na poziom GT Line. Mamy więc sporo sportowych akcentów (m.in. kierownicę, spojler dachowy, aluminiowe nakładki na progi i pedały, ozdobne akcenty na nadwoziu itp.) automatyczną dwustrefową klimatyzację, reflektory przednie i tylne lampy w technologii LED, 7-calowy dotykowy ekran multimedialny z Apple CarPlay i Android Auto, dostęp bezkluczykowy, 17-calowe felgi, czujniki parkowania, tapicerkę półskórzaną itp.
Na uwagę zasługuje też wyjątkowo bogate wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa. W standardzie dostajemy FCA, czyli system autonomicznego hamowania z dwoma trybami pracy (miejskim i pozamiejskim), system ostrzegania o zmęczeniu kierowcy (DAA), asystenta utrzymania pasa ruchu (LKA), automatyczne przełączanie między światłami drogowymi i mijania (HBA), a nawet system automatycznego parkowania. Co więcej, jeżeli dopłacimy 3 lub 4 tys. zł (zależnie od skrzyni biegów) staniemy się właścicielami półautonomicznego samochodu, który potrafi samodzielnie utrzymać się na swoim pasie ruchu, hamować i przyspieszać, monitorować martwe pole w lusterkach i jechać w korku bez ingerencji kierowcy. Nieźle!
Wróćmy jednak do ceny wyjściowej. Gdy porównamy podobne wersje Ceeda kombi i ProCeeda to różnica w cenie skurczy się do… 500 zł. Przy czym otwarcie trzeba przyznać, że ten pierwszy dodatkowo będzie miał jeszcze system aranżacji bagażnika (specjalne szyny, taśmy do mocowania bagażu itp.) a także pakiet Navi Plus obejmujący m.in. większy ekran nawigacji i nagłośnienie JBL. Gdy dorzucimy go do ProCeeda, różnica w cenie między oboma modelami zwiększy się do 5000 zł.
5000 zł dopłaty do czegoś nieoczywistego i niebanalnego z wyglądu. Do czegoś innego, zwracającego na siebie uwagę. Nie wydaje mi się to szczególnie wysoką ceną. Raczej bardzo rozsądną. Ale dlaczego w takim razie Kia nie zdecydowała się na oferowanie shooting brake’a w niższych wersjach wyposażenia? Przecież w wersji S z silnikiem 1.0 T-GDI kosztowałby jakieś 75 000 zł – brzmi super, prawda? Chodzi jednak o to, żeby samochód był postrzegany jako najbardziej zaawansowany pod każdym względem model w rodzinie Ceeda. Zresztą umówmy się – na stalowych, 16-calowych felgach i bez tych wszystkich ozdobników w postaci spojlera, nakładek, czy czarnych luterek nie wyglądałby już tak atrakcyjnie.
Oczywiście 1.0 T-GDi to niejedyna jednostka dostępna w ProCeedzie. Jest jeszcze bardzo dobry 1.4 T-GDI dostępny z manualem lub siedmiobiegowym dwusprzęgłowym automatem (jak jeździ kombi z tym motorem możecie przeczytać TUTAJ), 136-konny diesel 1.6 CRDi najnowszej generacji i wisienka na torcie – 1.6 T-GDi o mocy 204 koni (również dostępny z dwoma skrzyniami). Tego motoru nie znajdziecie w Ceedzie kombi, a jedynie w hatchbacku. No i występuje wyłącznie w wersji GT, która wygląda jeszcze lepiej – ma m.in. sportowe, skórzano-zamszowe fotele, czerwone przeszycia na elementach wnętrza, inną atrapę chłodnicy, tylny zderzak z dyfuzorem, dwie chromowane końcówki układu wydechowego, czerwone zaciski hamulców i 18-calowe felgi obute w świetne opony Michelin Pilot Sport 4. A do tego wszystkiego jeszcze tryb „Sport”, który steruje również dźwiękiem aktywnego układu wydechowego. I kolorowy wyświetlacz komputera pokładowego z trybem GT Racing (wskazuje stopień doładowania turbosprężarki oraz użycia momentu obrotowego). A to wszystko za 109 990 zł. Ponad 200-konne, świetnie wyposażone, piękne auto z niemal 600-litrowym bagażnikiem za niecałe 110 tys. zł – mam wrażenie, że to naprawdę niezła oferta.
Z czystej ciekawości postanowiłem sprawdzić, jak wyglądałoby podobne pod względem wyposażenia i silnika „zwykłe” kombi, którejś z konkurencyjnych marek. Dobrym pomysłem wydał mi się Opel Astra SportsTourer. Po pierwsze dlatego, że już w nazwie ma słowo „Sports”, po drugie jest całkiem zgrabny, po trzecie zaś – można go kupić z motorem benzynowym o pojemności 1.6 i mocy 200 koni. Najbogatsza wersja Elite takiej Astry kosztuje wyjściowo 96 700 zł, ale nadal jest ubogo wyposażona w porównaniu z ProCeedem. Nie ma m.in. 18-calowych felg, kamery cofania, nawigacji, skórzanej tapicerki, reflektorów i lamp LED, dopłacić trzeba nawet za akcenty stylistyczne takie, jak lakierowane na czarno lusterka czy… welurowe dywaniki. Po zrównaniu wyposażenia z Kią cena Opla przekroczyłaby 120 tys. zł.
Wracając do kulinariów – zerkając po raz pierwszy do motoryzacyjnego menu i dochodząc do pozycji z ProCeedem, można odnieść wrażenie, że jest nieco drogi. Wystarczy jednak wczytać się w listę składników, z jakich go przyrządzono, by zrozumieć, czemu tak jest. To po prostu kompletne i syte danie, w dodatku podane w wyrafinowany sposób. Bo przecież nie samymi mielonymi człowiek żyje.
S. Tinger
Powiązane
Rejestracja nowego samochodu krok po kroku. Formalności
20 grudnia, 2024
Spełnienie motoryzacyjnego marzenia o nowym samochodzie z salonu to ekscytujący moment, który wiąże się także z koniecznością dopełnienia formalności, które…
Prezent (nie tylko) dla fana motoryzacji
10 grudnia, 2024
Smycz, breloczek, kubek, pendrive – zazwyczaj z takimi przedmiotami kojarzą się nam „prezenty” brandowane logotypami różnych marek. Ale spokojnie, nie…
Aktualności Modele EV3 Niro EV Picanto Ceed Stonic Niro Rodzaje samochodów Miejski
Pierwszy samochód — jaki model wybrać?
3 grudnia, 2024
Sentyment to szczególne uczucie, którym obdarzamy nie tylko osoby czy rzeczy wyjątkowe, ale przede wszystkim te, które zapisały się w…