No i się zaczęło. Rabaty po kilkanaście tysięcy złotych, preferencyjne kredyty i leasingi, darmowe serwisy, lepsze wyposażenie – dealerzy wyprzedają modele z poprzedniego rocznika kusząc nas na wszelkie możliwe sposoby. Opłaca się skorzystać? Na co uważać? Jak wybrać najlepiej?
Styczeń 16, 2018
Udostępnij
Spis treści:
Kiedyś były goździki na Dzień Kobiet (wręczane obowiązkowo kwiatem w dół), topienie marzanny w pierwszy dzień wiosny i puszczanie wianków w noc Kupały. Ale i obyczaje ewoluują. Dziś drążymy dynie z okazji Halloween, wręczamy koronkowe figi w Walentynki i jak opętani latamy po sklepach w Black Friday. Do „tradycji” zaliczyć już można także wyprzedaże rocznika organizowane przez niemal wszystkie obecne na naszym rynku marki. Co ciekawe, wymyślili je… Polacy. Tylko u nas samochody z poprzedniego rocznika specjalnie się rabatuje i głośno to anonsuje. Oczywiście w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii promocje również są, tyle że nie nazywa się ich wyprzedażami. Np. u naszych zachodnich sąsiadów popularne są Umweltprämie, czyli rabaty za złomowanie starego auta i zakup nowego.
Tak, czy siak, z początkiem roku mamy szansę kupić cztery kółka taniej. Pytanie, co znaczy to „taniej”. Owszem, oferta niższa o kilkanaście tysięcy złotych na pierwszy rzut oka może wydawać się bardzo atrakcyjna. Ale zanim krzykniemy „WOW” tak głośno, że usłyszą nas w sąsiedniej gminie i popędzimy do najbliższego salonu złożyć zamówienie, lepiej porównajmy ją z konkurencyjną propozycją, na pozór znacznie mniej ciekawą. Postaram się wam to pokazać na konkretnych przykładach w kilku odrębnych wpisach w ciągu kilku najbliższych dni. Zanim jednak to zrobię, pozwólcie że spróbuję obalić kilka mitów związanych z autami z poprzedniego rocznika i samymi wyprzedażami.
Mit 1: Przecież to już o rok starszy samochód
Częsty argument, jaki można u nas usłyszeć. To kwestia naszych nawyków, mentalności, a także niedojrzałości naszego rynku motoryzacyjnego w porównaniu z tym zachodnim. Tam za początek życia samochodu nie przyjmuje się roku, w którym został on wyprodukowany, lecz tego, w którym wyjechał z salonu, czyli de facto „rozpoczął życie”. W niemieckim dowodzie rejestracyjnym (tzw. briefie) nie ma nawet rubryki pt. rok produkcji, jest tylko „data pierwszej rejestracji”. Przy odsprzedaży auta używanego jest podobnie – wszyscy sugerują się dniem, miesiącem i rokiem, w którym samochód wyjechał na drogi. Wszyscy, tylko nie my. My od wielu lat uparcie stoimy na stanowisku, że samochód z końca grudnia kupiony na początku stycznia jest już o rok starszy. I to pomimo tego, że często sam producent wyraźnie podkreśla, że to MY2018 czyli model na rok 2018. No ale trudno. Tak już jest i nic tego nie zmieni więc trzeba się dostosować.
Mit 2: Kupiłem auto kilka miesięcy wcześniej. Przepłaciłem
Gdy nadchodzi czas wyprzedaży wiele osób czuje się oszukanych: argumentują, że kupili wóz kilka miesięcy wcześniej za wyższą kwotę. Pal licho jeżeli było to kilka tysięcy złotych, ale niektórzy popularni producenci oferują rabaty na poziomie 20 000 zł, a ci z klasy premium nawet 70 000 zł! Pamiętajmy jednak o kilku istotnych rzeczach:
Nigdy nie wiadomo ile samochodów zostanie danej marce z danego rocznika i jakie będą poziomy rabatów. Albo czy w ogóle wyprzedaż obejmie interesujący nas model.
Kupując samochód za „normalną” cenę możemy go dokładnie wyspecyfikować – wybrać kolor karoserii i tapicerki, wyposażenie, rozmiar felg, silnik, skrzynie biegów, rodzaj napędu itd. Auta na wyprzedażach to konkretne egzemplarze, już wyprodukowane, więc możliwości ich konfigurowania nie ma. To jest trochę jak z wyprzedażami w sklepach z ciuchami: możemy kupić bluzkę za cenę regularną i cieszyć się pełną gamą kolorów, krojów i rozmiarów, a możemy też poczekać do wyprzedaży i liczyć, że akurat trafi się coś w beżu i rozmiarze 38.
Jeżeli ktoś staje przed koniecznością kupienia auta w czerwcu to czekanie na wyprzedaże przez pół roku mogłoby okazać się nierozsądne – mógł oczywiście przeczekać ten czas jeżdżąc np. wynajętym samochodem tyle, że koszt jego wypożyczenia mógłby okazać się wyższy niż potencjalny rabat na wyprzedaży.
W Polskich realiach (patrz: Mit 1) rabat wyprzedażowy to nic innego jak bonus za to, że ktoś decyduje się kupić „roczne” auto. Wiem, że to może się wydawać niesprawiedliwe, ale tak działa rynek, który sami zbudowaliśmy.
Mit 3: Kilka tysięcy rabatu to żadna promocja
Volkswagen chwali się, że na niektóre modele z 2017 r. daje aż 18.000 zł upustu, w Hondzie to 16.000 zł, wybrane Renault przeceniono o 20.000 zł, a Toyota Avensis może być tańsza o 17.000 zł. W Mitsubishi zyskamy nawet 30.000 zł, w Volvo o 2000 zł więcej, a u Lexusa rekordowe 70.000 zł!!! Nie ma co owijać w bawełnę – to bardzo poważne sumy. Na ich tle oferta Kii, która na większość swoich samochodów daje rabaty od 2000 do 10.000 zł (z wyjątkiem Sorento, które jest przecenione o 18.000 zł), nie robi wielkiego wrażenia. Tyle, że Kia przyjęła trochę inną taktykę.
Pamiętacie, jak jeszcze kilka lat temu postępował Citroen? Jego samochody miały bardzo wysokie ceny wyjściowe i jednocześnie przez cały rok na okrągło oferowano na nie potężne rabaty – żeby klient miał poczucie, że kupuje coś bardzo drogiego w wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Koreańczycy wychodzą z innego założenia: przez cały rok utrzymują atrakcyjną ofertę, nie zawyżają cen, ale w związku z tym nie przeprowadzają również imponujących akcji promocyjnych czy wyprzedaży rocznika. Mnie osobiście wydaje się to bardziej uczciwe. Producent prowadzi jasną, klarowną politykę cenową. Stara się, by zarówno Ci, którzy kupili auto w listopadzie, jak i Ci którzy zrobili to w styczniu, zapłacili za nie możliwe jak najsprawiedliwszą cenę.
Nie warto zatem podejmować decyzji o zakupie konkretnego modelu patrząc wyłącznie na nominalną wielkość rabatu. Istotna jest cena końcowa samochodu (i nie tylko, o czym będzie poniżej). I właśnie to jutro chcę wam pokazać na konkretnych przykładach.
Mit 4: Cena jest najważniejsza
Mówiąc krótko: nie. Na użytkowanie auta patrzy się szerzej: jakie wyposażenie ma w standardzie, za co trzeba dopłacić, jak długa jest gwarancja, ile będą kosztowały przeglądy itp. Po doliczeniu/odliczeniu wszystkich rzeczy może się okazać, że samochód X, który pierwotnie wydawał się najlepszą propozycją, w ostatecznym rozrachunku przegrywa z samochodem Y. Do tego dochodzą jeszcze takie kwestie jak wydatki na ubezpieczenie i paliwo, ale je trudno oszacować – wiele zależy tu choćby od zniżek u ubezpieczycieli czy temperamentu kierowcy. Każdy więc musi spróbować zrobić to we własnym zakresie.
W tym miejscu należy również wspomnieć o wartości rezydualnej. Skomplikowane określenie ale sprowadza się do prostej rzeczy – tego, ile nowe auto traci na wartości. Mówiąc wprost: oprócz ceny warto zainteresować się tym, za ile potencjalnie będziemy mogli odsprzedać auto np. po trzech latach. Kia wypada pod tym względem bardzo dobrze. Na przykład Sportage po 36 miesiącach (przy założeniu przebiegu 90 tys. km) nadal wart będzie 62,4 proc. ceny nowego egzemplarza (nie z wyprzedaży tylko cennikowej!). W segmencie SUV-ów nawet Volkswagen Tiguan nie trzyma tak na wartości (tu wartość rezydualna to niecałe 60 proc.).
Optima także nie ma się czego wstydzić. Po trzech latach warta będzie 57 proc. ceny nowej. Lepiej w tym segmencie wypada tylko Mazda 6, ale już np. w przypadku Forda Mondeo to zaledwie 50,5 proc., Skody Superb – 55,8 proc. a Volkswagena Passata tylko 52,9 proc.
A już w czwartek rano startujemy z pierwszym porównaniem: Kia Optima kontra… sami zobaczycie co.
Elektryk ma sens tylko wtedy, gdy ma się własny dom – taki argument często pada z ust osób, które mieszkają…
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności