Poznań Motor Show 2025. Europa się poddała

Po latach posuchy wywołanej pandemią koronawirusa, największe targi motoryzacyjne Polsce nareszcie odżyły. Co wydaje się symptomatyczne, stało się tak za sprawą marek azjatyckich – nie tylko chińskich, ale także koreańskich. Te europejskie, poza nielicznymi wyjątkami, zdają się omijać imprezę szerokim łukiem.

Poznań Motor Show 2025. Europa się poddała

    Spis treści:

Prawie 100 tys. osób odwiedziło tegoroczny Motor Show w dniach 24-27 kwietnia, co bezsprzecznie dowodzi, że jest nadal to największe wydarzenie motoryzacyjne nad Wisłą. A mimo to, zabrakło na nim wielu ważnych graczy, przede wszystkim europejskich – Volkswagena, Skody, Audi, Peugeota, Citroena, Opla, czy Toyoty. Gdyby nie grupa Karlik, która pokazała pojedyncze modele Renault i Dacii, Mercedesa czy Range Rovera oraz kilka egzotycznych, luksusowych samochodów, na poznańskich targach w ogóle nie byłoby marek ze Starego Kontynentu. A mimo to – zdaniem samych odwiedzających – były to najatrakcyjniejsze targi od wielu lat. A to za sprawą marek z Azji. Nie tylko chińskich, ale także koreańskich. 

Chińska próba sił

Marki zza Wielkiego Muru od mniej więcej dwóch lat wjeżdżają do Europy ze swoimi samochodami i doskonale widać było to również w stolicy Wielkopolski. Na Motor Show pojawiły się marki zza Wielkiego Muru o egzotycznych nazwach, o których do tej pory większość z nas mogła nie słyszeć. Dongfeng pokazał m.in. modele Box, Shine , Mage i Huge. Z kolei Hongqui wjechał na imprezę ze swoimi HS3, HS5, H5 i H9. Oficjalny debiut nad Wisłą zaliczyła również marka JAC, którą reprezentowały m.in. SUV JS8 Pro oraz pickup o równie mało wyrafinowanej nazwie T8 Pro. Ale to nie koniec, bo zza Wielkiego Muru do wielkopolski przyjechały również Bestune Foton, M-Hero, DFSK i Voyah.

Swoje stoiska na poznańskich targach miały też chińskie marki, które zdążyły już mniej lub bardziej zadomowić się na polskim rynku – OMODA, Jaecoo, BAIC, Forthing, czy Leapmotor. W ich przypadku mogliśmy oglądać zarówno modele, które już są dostępne w sprzedaży, jak i te, które zadebiutują oficjalnie w najbliższym czasie. 

Generalnie trzeba oddać Chińczykom, że zaprezentowali całe portfolio swoich produktów – od budżetowych „maluchów” kosztujących poniżej 100 tys. zł, aż po modele „udające” Rolls-Royce’a, jak Hongqi H9 za niespełna 300 tys. zł. „Udające” jest tutaj słowem kluczowym, bo choć auto faktycznie wygląda imponująco, to pod maską ma silnik o skromnych parametrach, nawet jak na „chińskiego Rolls’a” – tylko dwulitrowe turbo o mocy 245 KM. 

Nie zamienia to faktu, że wychodząc z Motor Show nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że impreza została po prostu zdominowana przez Chińczyków. I starają się oni konkurować już nie tylko z markami europejskimi, ale także sami ze sobą.

Korea stawia czoła

W świetle tego wszystkiego słowa uznania należą się markom z innych części świata, które zdecydowały się oficjalnie zaprezentować swoje nowości (i nie tylko) na poznańskiej imprezie. 

Z marek japońskich była Mazda (m.in. z nowym elektrycznym modelem 6e), Suzuki (zadebiutowała elektryczna e-Vitara) oraz Honda. Znacznie cięższe działa wystawili Koreańczycy, których stoiska – poza tymi chińskimi – były najbardziej imponujące.

U Hyundaia można było obejrzeć z bliska m.in. Instera, czyli małego elektryka, który dosłownie przed chwilą zadebiutował w salonach. Oprócz niego marka pokazała wzmocnioną wersję elektrycznego Ioniqa 5N oraz koncepcyjny model Initium z napędem wodorowym. Niby nic spektakularnego i całkowicie nowego, ale przynajmniej coś się działo. Choć zdecydowanie nie tyle, co na stoisku Kii.

Kia z rozmachem powróciła na poznański Motor Show, pokazując aż dwie nowości. W tym jedną tak nową, że w sumie możemy zaryzykować stwierdzenie, że w grupie „marek niechińskich” była to największa premiera całych targów. Mianowicie koreańska marka wjechała właśnie do segmentu samochodów użytkowych. Z modelem PV5.

Model ten już opisywałem z okazji jego światowego debiutu, ale do Polski zawitał po raz pierwszy. I to od razu w dwóch wersjach – osobowej i dostawczej. Sprzedaż rozpocznie się jeszcze w maju tego roku, a pierwsze dostawy do klientów będą miały miejsce w czwartym kwartale.

Dostawczak nowej generacji

Najbardziej wyjątkową cechą Kii PV5 jest modułowa platforma E-GMP.S, która budową przypomina… elektryczną deskorolkę. Dzięki temu można umieścić na niej dowolną zabudowę. Pierwsze dostosowane do potrzeb różnych biznesów i funkcji zabudowy zostaną zaprezentowane na przełomie 2025 i 2026 roku. Najpierw jednak do salonów wjedzie wspomniana wersja osobowa.

Będzie ona miała dwu- lub trzyrzędową konfigurację siedzeń, które będzie można dowolnie konfigurować. Np. zmniejszyć liczbę foteli i powiększyć bagażnik, albo odwrotnie. A nawet dostosować wnętrze pod kątem potrzeb kempingowych, poprzez złożenie siedzeń w drugim rzędzie. Możliwości PV5 ułatwiają także zdecydowanie przewóz osób niepełnosprawnych na wózkach.

Wersja dostawcza PV5 będzie dostępna w trzech wersjach – o standardowej długości, przedłużonej i z wysokim dachem. Ta ostatnia będzie miała wygodne przejście bezpośrednio z kabiny do części ładunkowej (i trzeci fotel chowany w podłodze!), co wydaje się znakomitym rozwiązaniem np. w przypadku kurierów. Szczególnie, że maksymalna pojemność ładunkowa auta przekracza 5 m³, a stopień przestrzeni ładunkowej znajduje się zaledwie 42 cm nad ziemią. To ma zdecydowanie ułatwiać załadunek i rozładunek towaru.

W przypadku dostawczego PV5 postawiono również duży nacisk na praktyczne rozwiązania. Auto będzie można opcjonalnie wyposażyć w nowatorski system montażu L-track. Jego najważniejszym elementem są  szyny po każdej stronie i wzdłuż podsufitki oraz na ściance działowej (w wersji z przejściem). Na tych szynach w dowolnych miejscach można umieścić specjalne pierścienie mocujące ładunek. Ponadto w przestrzeni ładunkowej znajdzie się gniazdo V2L 230V, do którego będzie można podłączać urządzenia elektryczne o mocy ponad 3 kW.

Do tego wszystkiego dochodzi ergonomiczne miejsce pracy kierowcy z mnóstwem schowków, nowoczesnymi multimediami, sklepem z aplikacjami (w tym biznesowymi), cyfrowy kluczyk, trwałe i łatwe w czyszczeniu materiały  etc.

Do napędu obu wersji – osobowej i dostawczej – posłuży silnik o mocy 163 KM i momencie 250 Nm. Najmniejszy akumulator będzie miał 43,3 kWh pojemności i znajdzie zastosowanie tylko w dostawczaku. Dwa większe akumulatory, o pojemnościach 51,5 kWh oraz 71,2 kWh, oferowane będą w obu wersjach. W przypadku tego ostatniego możemy liczyć na prawie 400 km. A ładował się będzie zaledwie 30 minut od 10 do 80 proc. To mniej czasu niż potrzeba np. na rozładunek czy załadunek towaru.

Wygląda zatem na to, że Kia z przytupem wjeżdża do zupełnie nowego segmentu – dostawczych elektryków. I jest tutaj jednym z pierwszych modeli elektrycznych (poza VW ID.Buzz), który od podstaw został zbudowany jako elektryczny, a nie przerobiony ze spalinowego. A to się przekłada na zdecydowanie większą praktyczność, możliwości zabudowy czy aranżacji przestrzeni oraz efektywność napędu, osiągi, zasięg i czas ładowania.

Nowa Kia EV6

Podczas poznańskiego Motor Show premierę miał jeszcze jeden model koreańskiego producenta – Kia EV6 po faceliftingu. Wizualne zmiany objęły m.in. przednie reflektory i tylne lampy, które teraz zaprojektowane są w myśl koncepcji „Star Map” jaką znamy już choćby z EV9 czy EV3. We wnętrzu pojawiła się nowa kierownica, czytnik linii papilarnych (uruchamia auto i wczytuje profil kierowcy), ładowarka indukcyjna jest mocniejsza (15W), a materiały wykończeniowe jeszcze lepszej jakości. Do tego dochodzi zupełnie nowy system infotainment z aplikacjami, usługami online, bezprzewodową aktualizacją, cyfrowym kluczykiem etc.

Więcej zmieniło się „pod spodem”. Choć moce pozostały te same (RWD 229 KM, 350 Nm oraz AWD 325 KM, 605 Nm), to w podwoziu wylądowały akumulatory czwartej generacji o większej gęstości energii i lepszych parametrach. To oznacza przede wszystkim większą pojemność – dotychczasowa bateria 58 kWh ma teraz 63 kWh, a ta 77,4 kWh została powiększona do 84 kWh. To z kolei przełożyło się na zasięg – wersja Long Range może przejechać 582 km (WLTP), a po mieście nawet 766 km.

Zwiększono także moc ładowania – do imponujących 258 kW, co w praktyce oznacza, że większy akumulator ładuje się od 10 do 80 proc. w czasie zaledwie 18 minut. Kwadrans spędzony przy szybkiej ładowarce da nam zasięg na 343 km!

A na koniec wisienka na torcie, czyli nowe EV6 GT. Też ma nowy akumulator, też ma szybsze ładowanie, też wygląda lepiej, ale tutaj usprawniono również silniki i osiągi. Efekty? 650 koni i 3,5 sekundy do 100 km/h w trybie Launch Control. I teraz nie wiem, na co czekam bardziej – pierwszą przejażdżkę EV6 GT, czy jednak na zupełnie nowy rozdział w moim życiu. Czyli jazdę elektrycznym dostawczakiem.

Udostępnij

facebookxmail

Powiązane

Kia Ceed kombi 1.5 T-GDI Tribute. Po prostu bardzo (TEST)

Aktualności Modele Ceed Kombi Spalinowy Rodzinny Kombi

Kia Ceed kombi 1.5 T-GDI Tribute. Po prostu bardzo (TEST)

25 kwietnia, 2025

Nie jest najmłodszy, nie powala na kolana osiągami, a jego wnętrze jest – biorąc pod uwagę obecne trendy – bardzo…

Co grozi za brak przeglądu w 2025? Czy można jeździć bez badania technicznego?

Aktualności Przepisy i porady

Co grozi za brak przeglądu w 2025? Czy można jeździć bez badania technicznego?

15 kwietnia, 2025

Posiadanie samochodu wiąże się z obowiązkami wynikającymi z prawa. Przepisy jasno mówią, że każdy samochód poruszający się pod drogach publicznych…

Co znaczy PHEV, MHEV, HEV, BEV czy EV? Jakie są różnice między tymi pojazdami?

Aktualności Modele Rodzaje napędów Elektryczny (EV) Plug-in Hybrid (PHEV) Hybrydowy (HEV) Spalinowy Przepisy i porady

Co znaczy PHEV, MHEV, HEV, BEV czy EV? Jakie są różnice między tymi pojazdami?

10 kwietnia, 2025

Dawniej samochody elektryczne określało się po prostu skrótem EV, wywodzącym się z angielskiego Electric Vehicle. Dzisiaj nie wygląda to już…