Close

2500 km nowym Sorento

– To wersja po faceliftingu? Na pewno? Przecież niczym się nie różni od poprzedniej! – kłóciłem się z pracownikiem salonu, który wydawał mi samochód.  Ale po tym, jak pojechaliśmy nim całą rodziną na majówkę do Chorwacji, nie mam wątpliwości: pod pewnymi względami to zupełnie nowy wóz. Po prostu najpoważniejsze zmiany Koreańczycy ukryli przed naszym wzrokiem.

To była spontaniczna decyzja. Pierwotnie mieliśmy jechać z paczką znajomych na Mazury, ale prognozy pogody zapowiadały w tych okolicach burze i spore ochłodzenie pod koniec długiego weekendu. Sprawdziłem zatem, gdzie na południe Europy będzie najbliżej z Warszawy. Padło na chorwacką Istrię – raptem 1200 km z Warszawy i w zasadzie cały czas dwupasmowymi drogami, głównie autostradami i ekspresów kami – przez Czechy, Austrię i Słowenię. Decyzja zapadła w pięć minut: jedziemy! W czwartek rano, wychodząc do pracy rzuciłem tylko do żony i dzieciaków: tym razem nie macie ograniczeń, możecie spakować co chcecie. Szybko pożałowałem tych słów. Gdy wróciłem do domu, w progu garażu czekały cztery wielkie walizki, jedna średnia, rowerek, hulajnoga, deskorolka. I to wszystko na tydzień czasu. Dla czterech osób.

Czy jest praktyczny?

Nie byłbym sobą, gdybym najpierw nie zrobił awantury, że po co nam tyle rzeczy, że to nieracjonalne, że będzie przecież ciepło, że nie będzie gdzie jeździć na hulajnodze, że zęby sobie powybijają na tej deskorolce itp. itd. A następnie… po prostu spakowałem to wszystko bez żadnego problemu do bagażnika Sorento. Serio.

Jak się nie da, jak się da? Cztery wielkie walizki, jedna mniejsza, rowerek, hulajnoga, deskorolka. I na upartego jeszcze coś by się zmieściło…

Mimo, że pod podłogą skrywa on całkiem spory schowek (w sumie wielkości średniej walizki) i dwa dodatkowe fotele wyciągane jedną ręką (siedem miejsc to standard), to jednocześnie jest dość głęboki i bardzo długi. Można go jeszcze wydłużyć przesuwając tylną kanapę do przodu i pionizując jej oparcia – wtedy dodatkowo wejdą spokojnie jeszcze dwie spore walizki.  Ja pozostawiłem ją jednak w maksymalnie komfortowym położeniu, czyli odsuniętą całkowicie do tyłu, zachowując możliwość pochylania oparć do pozycji niemal półleżącej. Jak się później okazało, była to doskonała decyzja – dzięki temu (oraz fotelikom z możliwością regulowania pochylenia), dzieciaki mogły wygodnie drzemać podczas jazdy. Chwilami nawet im zazdrościłem.

Roleta przeciwsłoneczna – mała rzecz, a cieszy. Szczególnie, gdy dzieci chcą się zdrzemnąć

Naprawdę, pod względem przestronności i możliwości konfiguracji wnętrza Sorento osiągnęło poziom mistrzowski. W zasadzie nie ustępuje pod tym względem vanom. Dodatkowy plus za „firanki” w tylnych szybach, czyli osłony przeciwsłoneczne  z mechanizmem ukrytym w drzwiach. Do tego mocno przyciemniane szyby zapewniające intymność i zapobiegające nagrzewaniu się wnętrza oraz wielki szklany dach z elektryczną roletą.  Jest tu nawet oddzielnie regulowana klimatyzacja dla trzeciego rzędu siedzeń, a klapa bagażnika otwiera się automatycznie, gdy przy niej staniecie i poczekacie 2-3 sekundy. Żadnego machania nogą pod zderzakiem itp. Super!

Minusy? Przydałoby się więcej gniazd USB.  Z przodu jest jedno z możliwością szybkiego ładowania (plus półeczka do bezprzewodowego ładowania indukcyjnego), z tyłu drugie (ale już nie szybkie). I to wszystko. W codziennym użytkowaniu to wystarczy, ale gdy podróży trwa 12-13 godzin, dzieci korzystają z tabletów, a Wy macie uruchomiony w telefonie bluetooth i streaming muzyki to… trzeba się wspomagać ładowarkami wpinanymi w gniazda zapalniczki.

Czy jest komfortowy?

Same fotele są szalenie wygodne – po 12 godzinach za kółkiem żadnego bólu kręgosłupa. I zero jakiegokolwiek dyskomfortu nawet w bardzo gorące dni (na Istrii w słońcu było dobrze ponad 30 stopni), bo są wentylowane! Jedyne do czego mogę się przyczepić, jako osobnik mierzący prawie dwa metry wzrostu to przestrzeń nad głową – nie zawadzałem nią co prawda o podsufitkę, ale fotel mógłby się obniżać o te dodatkowe 2-3 cm. Wtedy byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak ergonomia miejsca kierowcy jest wzorowa – każdy znajdzie wygodną pozycję, w zasięgu ręki będzie miał wszystkie przyciski i pokrętła. Podłokietnik jest umiejscowiony idealnie (bardzo szeroki i pojemny), zegary czytelne, a obsługa intuicyjna i banalna. Za to właśnie lubię Kię – nie trzeba tu kombinować, główkować, szukać. Wszystko jest tam, gdzie być powinno.

Materiały wykończeniowe jeszcze się poprawiły. Już w modelu przed faceliftingiem było pod względem bardzo dobrze, a teraz jest naprawdę ekstra. Deska rozdzielcza z bardzo miękkiego materiału, świetnej jakości gruba skóra na fotelach, porządnie wykonane przyciski, wszystko solidnie ze sobą poskręcane. Nawet na wiejskich, podziurawionych czy kamienistych drogach w sercu Istrii (Boże, jak tam jest pięknie!) nic nie skrzypiało i nie trzeszczało. Do tego dochodzi lepsze wyciszenie – do prędkości 150-160 km/h można rozmawiać nawet z pasażerami tylnego rzędu bez konieczności podnoszenia głosu.

We wnętrzu zmieniła się m.in. kierownica, materiały wykończeniowe są jeszcze lepszej jakości. Intuicyjność obsługi wzorowa!

Drobną rysą na tym nieskazitelnym wizerunku jest… obudowa poduszki powietrznej i klaksonu na kierownicy. Z twardego plastiku, z udawanymi szwami. Na tle całego wnętrza wygląda po prostu słabo. Koreańczycy niepotrzebnie oszczędzili 5 dol. na prawdziwej skórze.

Jak jeździ?

Pod maską testowego egzemplarza pracował dobrze sprawdzony w poprzedniku diesel – 185 koni i ponad 400 Nm z dwóch litrów pojemności. Do tego sześciobiegowy automat w standardzie. Biorąc pod uwagę masę samochodu (sauté waży ponad 1,8 tony), dynamika jest naprawdę niezła. Szczerze mówiąc, subiektywnie nawet lepsza niż wynika z danych technicznych. Według producenta, przyspieszanie do setki trwa ok. 10 sekund, a prędkość maksymalna wynosi 201 km/h. Co ciekawe, nawet dociążone łącznie ok. 400 kg auto, w ogóle nie straciło na wigorze. Nawet na długich podgórskich podjazdach w okolicach austriackiego Gratzu radziło sobie świetnie – skrzynia nie musiała redukować biegów, konie i niutonometry nie łapały najmniejszej zadyszki. Motor płynnie rozwija moc, turbo dziura jest niewyczuwalna, skrzynia niezauważalnie zmienia biegi. Mam wrażenie, że została nieco lepiej zestrojona z silnikiem niż w poprzedniku. Jakby lepiej się ze sobą dogadywali.

Aktywny tempomat genialnie się sprawdził, także w korkach

Całą trasę pokonałem w trybie Eco. Bardzo podoba mi się to, że samochód „zapamiętał” ten wybór. Nie musiałem ustawiać trybu na nowo po każdym uruchomieniu auta – mała rzecz, a cieszy. Przyznaję w tym miejscu bez bicia, że nie prowadziłem całkowicie zgodnie z przepisami. W Austrii, Czechach i Słowenii licznikowe 152 km/h. Dlaczego akurat tyle? Oficjalne ograniczenie prędkości na autostradach w tych krajach to 130 km/h, ale tamtejsza policja ponoć przymyka oko na jazdę do 150 km/h. W najgorszym razie wystawia stosunkowo niskie mandaty (dopiero za wyższe przekroczenia są one bardzo surowe). Gdy na liczniku Sorento miałem 152 km/h GPS pokazywał 149-150 km/h. Przekłamanie było zatem minimalne.

Największe zaskoczenie – świetnie działający aktywny tempomat i inne systemy bezpieczeństwa. Czuć, że to ich nowa generacja. Tempomat łagodnie przyhamowuje, wszystko robi przewidywalnie, zachowuje idealny dystans od innych aut i ma funkcję jazdy w korku. Keep Line Assist na krętych podgórskich drogach pomagał utrzymać auto na właściwym pasie ruchu, ręce wyraźnie mniej się męczyły. System rozpoznawania znaków działa genialnie! Potrafił nawet wykryć, że ograniczenie jazdy do 80 km/h dotyczy tylko aut ciężarowych. Pomijał je więc i wyświetlał jako ograniczenie 130 km/h. Rewelacja! Polegałem na nim w zasadzie cały czas.

Drugie zaskoczenie – spalanie. Od granicy z Polską do chorwackiego Porecu średnio 8,5 litra ON. Przypominam, że mówimy o dużym siedmioosobowym SUV-ie z napędem na cztery koła, automatem, czterema osobami na pokładzie, pełnym bagażnikiem, jadącym 150 km/h po autostradach, a także krętych drogach o zmiennym nachyleniu. Jak dla mnie to naprawdę dobry wynik.

Podczas spokojnej jazdy bocznymi, pustymi drogami na Istrii spalanie wynosiło zaledwie 6 litrów ON

Jak zachowuje się na drodze?

Napęd na cztery koła i zwiększony prześwit robią swoje. To auto wjedzie prawie wszędzie

Zawieszenie i układ kierowniczy – to tutaj czuć najwięcej zmian w stosunku do poprzednika. Sorento przed FL było bardzo miękkie. Świetnie tłumiło wszelkie nierówności, ale na zakrętach wyraźnie się przechylało. Choć dobrze trzymało się asfaltu, to nie pozostawiało wątpliwości, że jest dużym SUV-em.

Nie wiem, co dokładnie przy okazji faceliftingu inżynierowie Kii zmienili w podwoziu, ale bez dwóch zdań dobrze się stało. Samochód znacznie pewniej się prowadzi, kierowca dokładnie wie, co dzieje się z przednimi kołami, a przechyły w zakrętach zminimalizowano w zasadzie do wartości typowych dla aut typu kombi. Mimo to Sorento pozostało bardzo komfortowe – nadal świetnie radzi sobie z dziurami, wybojami i nierównymi odcinkami.

Czy warto je kupić?

Powtarzam to do znudzenia i muszę to zrobić raz jeszcze – bardzo cenię Kię za to, że stara się dawać jak najwięcej za jak najmniej. Tak jest i w tym przypadku. Za 147 500 zł dostajecie siedmioosobowego, dużego SUV-a z napędem AWD, automatem, nawigacją, kamerą cofania, czujnikami parkowania, 18-calowymi alufelgami itp., itd. Dorzucacie do tego 16 000 zł i macie skórzaną tapicerkę, elektryczny fotel kierowcy, reflektory Full LED, dostęp bezkluczykowy, asystenta utrzymania pasa ruchu, system rozpoznawania znaków drogowych i wiele, wiele innych. Topowa odmiana GT Line za 182 500 zł ma w standardzie tyle, że wymienieniu wszystkiego musiałbym poświęcić cały wpis. Więc prościej i oszczędniej będzie, jeżeli tylko odeślę Was do CENNIKA.

Kawał porządnego samochodu za bardzo przyzwoite pieniądze

Mówiąc krótko: uważam, że w tej klasie nikt nie ma nic lepszego do zaoferownia. A już na pewno nie z siedmioletnią gwarancją i siedmioma miejscami dla pasażerów. Jeżeli macie sporą rodzinę, lubicie wypady w dłuższe trasy, szukacie uniwersalnego, przestronnego  wozu, który wyręczy was w części czynności podczas jazdy (ten aktywny tempomat jest naprawdę rewelacyjny!) to nowe Sorento wydaje mi się idealnym wyborem. Owszem, ma pewne minusy, ale naprawdę drobniutkie, w zasadzie niezauważalne. Przejechałem nim 2500 km i – gdyby mógł – jeszcze dziś z przyjemnością ruszyłbym w taką samą trasę.

Warto jechać na majówkę do Chorwacji?

Na Istrii pełno jest starych, kamiennych ruin

Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Zdarzało się, że na początku maja na Istrii lało, wiało i było 15 stopni. Nam jednak pogoda dopisała – było 27 stopni w cieniu, bezchmurnie i bezwietrznie. A jednocześnie bardzo zielono. Istria spowita jest krętymi drogami, pagórkami, małymi winnicami i gajami oliwnymi. Pełno tu małych, urokliwych miasteczek, gdzie nowoczesne domy przeplatają się z ruinami pamiętającymi czasy Jugosławii. Wszędzie jest niesamowicie czysto, a główne szlaki komunikacyjne są w idealnym stanie.

Ceny na początku maja są znacznie niższe niż w sezonie – wynajęcie dużego domu dla 6-8 osób na tydzień to wydatek około 2000 zł. Prywatne kwatery i apartamenty są jeszcze tańsze – czteroosbowa rodzina bez trudu znajdzie kwaterę za 1000 zł na tydzień. Ale już np. za zakupy czy obiad w restauracji zapłacimy więcej niż w Warszawie – średnio o 20-30 proc. Piwo z marketu? Taniej niż 4-5 zł nie będzie. Drugie danie w knajpie? Przynajmniej 40-50 zł. Podobnie pizza.

Sama droga jest mało uciążliwa – jedzie się 12-13 godzin (licząc jedną krótką przerwę i jedną dłuższą, na obiad). Trzeba kupić winiety na Austrię, Czechy (10-dniowe) i Słowenię (na 7 dni lub miesiąc). Najlepiej robić to w pierwszym punkcie po przekroczeniu granicy.  Wówczas na komplet wydamy ok. 200 zł (z winietą miesięczną na Słowenię). Ekspresówka na Istrii jest płatna, zależnie od tego jaki odcinek nią przejeżdżamy ale są to kwoty rzędu kilkunastu złotych. Paliwo najtańsze jest w Austrii. W Czechach, Słowenii i Chorwacji kosztuje mniej więcej tyle samo – ON w przeliczeniu 5,5 zł za litr.

Podróż w obie strony Sorento kosztowała nas 1200 zł (razem w winietami). Sorento ma ponad 70-litrowy bak paliwa, więc na jednym tankowaniu robiłem ok. 800 km. To kolejny plus, o którym zapomniałem napisać wcześniej. Jak i o tym, że bardzo podobają mi się stopnie boczne, przy progach (standard w wersji GT Line). Dzięki nim nawet mój dwuletni syn sam wdrapywał się do środka. A od tygodnia chodzi i pyta, gdzie jest jego „Siojento”. Szczerze mówiąc, mnie też go brakuje…

 

Powiązane artykuły

Komentarze (9) do “2500 km nowym Sorento

  1. Zagoro

    Znam gościa który Kia Sorrento(poprzedni model) zrobił kolejno – 28 000 przez republiki Kaukaskie
    za rok 36 000 lądem do Korei do Seulu a dwa lata później tym samym samochodem Objechał przylądek Horn i Atakamę (spotykając się z naszymi Dakarowcami) robiąc 42 000 km w jednym kawałku.
    Szkoda że nikt nie opublikował historii jego podróży -a były bardzo bogate i bardzo pochlebne dla samochodu i marki KIA.
    W zeszłym roku wciąż tym samym samochodem zawiózł 680 par klapek dla dzieci w Gambii, jadąc z Europy przez Maroko, Saharę ,Senegal.
    Śmiało można powiedzieć że odpowiednio serwisowana KIA Sorento jest nie do zdarcia.
    Warto poszukać Go na Facebooku i poczytać. Trudno o lepsza reklamę samochodu, tylko trzeba to umieć wykorzystać.

    1. S.Tinger

      Zagoro, ale żeś mnie zainspirował!!! W przyszłym roku na majóweczkę może skoczę do Kazachstanu;-) A tak serio, to dzięki za info, poszukam człowieka na Facebooku.

    2. zagoro.

      Kolejna wyprawa Maćka tym samym Sorrento to pwrotdo Afryki Zachodniej. Jenak tym razem nie sam.Jedzie znim tir z kontenerem klapek?????.Tak ponad 22 tysiace par , zebrane przez dzieci w Ślaskich szkolach i wszystkich zaprzyjażnionych z Maćkiem lidzi.
      Po ostatniej wyprawie z klapkami do Gambii Maćek wiezie klejne, w raz z3 wolontariuszy swoim nieśmiertelnym Sorrentem jtak jak poprzednio przez Sachare jedzie ladem do Afryki .
      Ktos powie ” a po co im te klapki.”.
      Zapalenie kości spowodowane urazami nog i infekcją, z braku drogiego sprzetu potrzebnego do leczenia, kończy się amputacją.
      Te małe kawalki plastiku to po prostu szansa na uratowanie zdrowia wielu dzieciaków.
      Zainteresowanych relacją odsyłam na FB Maćka Kalarusa – Klapki dla Gambii.
      Trzymam kciuki za Maćka i naszą dzielną Kie Sorrento.

  2. Piotrek424

    Hmm a może by tak zrobić podobną relacje nowym Ceedem? Tak sie składa że jade do Chorwacji swoim cee’dem C1FL, a z wielką chęcią bym przepakowal bagaże do nowego i zdał fotorelacje.

  3. seba

    Kupiliśmy w 2016 w maju Kia Sorento też perłowy biały i nie mieliśmy z nim problemu.
    Choć ostatnio zauważyliśmy na masce na załamaniu przy końcu maski ryse pękniecia lakieru i oddajemy 22 maja na naprawę.

  4. P68

    @Zagoro – lądem do Korei do Seulu? A Kim Dzong Un Land pokonał jak – tunelem czy rozpędził się na Wielkiej Krokwi i przeskoczył? 😀

  5. zagoro.

    nie .Z przyczyn oczywistych ostatni odcinek z Wladywostoku do Seulu pokonak na pokladzie promu.
    popatrz na mape a zobaczysz gdzie leży Seul i gdzie Wladywostok

  6. poznaniak 79

    Super opisik. Ja mam Sorento III z przed liftingu kupiony w listopadzie 2017 roku oczywiście biała perła z silnikiem 2.0 185 km. Autko ma baaardzo dużo zalet ( nikt mnie nie przekona że jest inaczej) a z wad jak każde autko to po pierwsze …. zawieszenie przy 19 calowych kołach mogłoby być cichsze przy poprzecznych nierównościach ale zaznaczam że ogółem jest bardzo zadowalające, mięciutkie i stabilne. Druga sprawa. Po obserwacji wskaźnika zużycia paliwa raz mi udaje się jeździć tym autkiem bardzo ekonomicznie ( miasto 8.8l/100km) a innym razem po przejechaniu takich samych tras autko ma wysokie spalanie ( 12,2 : 14,5l/100km) I zaznaczam że jeżdżę tym samochodem równo, płynnie i bez wygłupów. Coś pomiędzy eko a średnio elastycznym stylem jazdy. Obecnie zaczynam sprawdzać średnią spalania zalewając bak do końca na tej samej stacji na tym samym paliwie i tak samo ustawionym pojazdem przy dystrybutorze. Co jest nie tak sam nie wiem. Choć wyczulenie na ten duży w rozmiarach wskaźnik może być mylące ( wcześniej miałem sorento I gen. i tamten miał o wiele mniejszy wskaźnik na którym nie było widać efektu spalania – rozum to tak jak porównując zegarek mały ze wskazówkami który minimalnie przerzuca wskazówkę minutnika …. a zegar duży który ” w oczach” przesuwa minutnik co sekundę). Mam nadzieję, że jakoś poradzę sobie z tym problemem. Podsumowując mimo spalania autko jest rewelacyjni przemyślane, moim zdaniem piękne, przestronne, ciche ( dużo ludzi myśli że jadą autem z silnikiem benzynowym), przyjemne w prowadzeniu. Brakuje wyświetlacza na szybie z prędkościomierzem i coś co jest choćby w Kii Stingerze a mi bardzo się podobało mianowicie akustycznych podbić dźwięku silnika w głośnikach….. jeździłem Stingerem i powiem że ma to coś w sobie. Wiem że może nie pasowało to by w pełni w Sorento ale dawało by frajdę podczas jazdy. Tak czy siak polecam Sorento…… kawał dobrego samochodu. Zobaczymy jak się będzie sprawować po 10 latach bo tyle chcę nim pojeździć max ok. 200 000 km. P.S. Moim zdaniem styl jaki przedstawia S III to oryginalny przód auta, bok jest po części zlepkiem Porsche Cayenne ( przefalowania w dolnej części drzwi) linia szyb z obramowaniem chromowanym to bliska kopia Lexusów, natomiast tył samochodu to łagodna kopia JEEPA GRANd Cherokie.) Czy dobrze że koreańczycy zcalają style różnych pojazdów w jedno autko …. w Sorento wg mnie z całą pewnością TAK…. Miłe dla oka aż chce się wśiąść i jeździć….. pozdrawiam … poznaniak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa