Close

Genewa pod wysokim napięciem

Wizyta na tegorocznym Międzynarodowym Salonie Samochodowym w Genewie dobitnie uświadomiła mi jedną rzecz – nie ma odwrotu od elektryków. Już w zasadzie wszyscy producenci jadą w kierunku gniazdek z prądem.

Jeszcze kilka lat temu pojawienie się auta elektrycznego na stoisku którejś z marek urastało do rangi sensacji. I to pomimo faktu, że z reguły mieliśmy do czynienia z prototypami, które dzień po zakończeniu targów trafiały do pomieszczania z napisem „niezrealizowane projekty” w centrali firmy. Tylko nieliczni zdecydowali się „wejść w temat” na poważnie – choćby Nissan ze swoim Leafem (pomyślanym raczej o rynku japońskim i amerykańskim), czy BMW z niszowym i3. To jednak były wyjątkowe przypadki, rodzynki i eksperymenty. Coś, jak budowa stoku narciarskiego na środku pustyni – nie do końca wiadomo po co to komu i trochę to bez sensu, ale pokażmy, że się da!

Obecnie wszyscy już wiedzą, że się da. Co więcej, musi się dać i nie mogą zawrócić z tej drogi. Bo za dwa lata, gdy w życie wejdą nowe unijne normy dotyczące emisji spalin, tylko elektryki będą w stanie zagwarantować producentom spokój – muszą zejść z emisją CO2 poniżej granicznych 95 g/km, bo tylko tak unikną płacenia kar liczonych w setkach milionów euro. Fakt, że koncerny mają tę świadomość doskonale widać było na tegorocznej edycji genewskiego salonu. W zasadzie nie ma tu masowej marki, która nie zaprezentowałaby własnej wizji elektrycznego auta – czy to produkcyjnego, czy koncepcyjnego, a nierzadko obu naraz. No, może oprócz Forda, Volvo, Opla, Jaguara, Land Rovera i Hyundaia, których na targach w ogóle nie było. Puste miejsca po nich częściowo wypełniły zupełnie nowe, nieznane dotychczas marki, których twórcy i właściciele liczą, że uda się im wybić na elektro-rewolucji zachodzącej w motoryzacji. Oto 10 genewskich aut EV, które zrobiły na mnie największe wrażenie:

Aiways U5

Aiways U5 chiński elektryk

Chińscy producenci samochodów co jakiś czas podejmują próbę wdarcia się na europejski rynek, ale póki co – bezskutecznie. Jak nie problemy z jakością, to z testami zderzeniowymi, to z przestarzałą technologią i tak w kółko. Czy Aiways U5 to zmieni? Na pewno samochód robi wrażenie futurystycznym wyglądem, skomputerowanym wnętrzem i sugerowaną ceną – producent mówi o 25 tys. euro, choć nie wiemy czy ta kwota uwzględnia wszystkie podatki, koszty transportu itp. Silnik o mocy 190 koni napędza koła przednie, a zasięg na jednym ładowaniu ma wynosić 460 km, zaś po wypożyczeniu dodatkowej baterii – 560 km. Chińczycy obiecują, że pierwsze egzemplarze U5 wyjadą na europejskie drogi jeszcze w tym roku. Pytanie, czy ktoś podejmie ryzyko, by je kupić.

Kia e-Soul

Kia e-Soul

O Soulu zawsze można było dużo powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest nijaki – charakterystyczny kształt nadwozia przysparzał mu tyle samo zwolenników, co przeciwników. I podobnie będzie w przypadku nowej generacji tego samochodu, która w Polsce sprzedawana będzie od drugiej połowy 2019 r. i wyłącznie w wersji elektrycznej (stąd nazwa e-Soul). Auto dostępne będzie w dwóch wariantach: 136-konnej pożenionej z baterią o pojemności 39,2 kWh oraz 204-konnej wyposażonej w akumulator 64 kWh. Ta druga zapewni mu zasięg przekraczający 450 km (to wynik po homologacji wg najnowszej procedury WLTP). Koreańczycy chwalą się, że taki rezultat uzyskano dzięki zastosowaniu roztworu chemicznego nowej generacji w celach akumulatora – dzięki temu jest on o 25 proc. bardziej wydajny, niż baterie o podobnych gabarytach u konkurentów. Z kolei zupełnie nowy silnik elektryczny ma zużywać o 30 proc. mniej energii. Dodatkowo, w standardzie znajdzie się funkcja szybkiego ładowania prądem stałym – wówczas oba akumulatory będzie można naładować od 20 do 80 proc. w ciągu zaledwie 42 min.

Osobiście bardzo podoba mi się wnętrze Kia e-Soul – dzięki pudełkowatemu kształtowi nadwozia jest niesamowicie przestronne, bardzo dobrze wykonane i… chyba najbardziej pasuje do niego określenie „radosne”. W oczy rzuca się panoramiczny, ponad 10-calowy ekran zupełnie nowego systemu multimedialnego UVO Connect z dostępem do internetu, możliwością personalizowania wielu ustawień, pobierania informacji w czasie rzeczywistym (np. o cenach paliw, korkach, wolnych miejscach parkingowych, pogodzie itp.), komunikujący się z naszym smartfonem etc.

Całość zapowiada się naprawdę rozsądnie. I właśnie chyba właśnie taki ma być e-Soul – pierwszy rozsądny, seryjnie produkowany elektryk. Przestronny, wygodny, ze sporym bagażnikiem, dużym zasięgiem i – miejmy nadzieję – w rozsądnej cenie.

Imagine by Kia

Imagine by KIA

O ile e-Soulem mam szansę przejechać się w najbliższym czasie to w przypadku Imagine by Kia raczej nigdy to nie nastąpi. Bo to nawet nie koncept (te czasami doczekują się produkcji), lecz model studyjny. Czyli projekcja przyszłości – pokaz możliwości producenta i wizja tego, jak mogą wyglądać auta za naście lat. Kia postanowiła dowieść, że w parze z rewolucją silnikową może iść rewolucja stylistyczna. Gregory Guillaume, wiceprezes ds. designu w Kia Motors Europe mówi wprost: „Chcieliśmy zaprezentować emocjonującą stronę elektromobilności”. I moim zdaniem to się udało. Auto jest inne od czegokolwiek, co współcześnie można spotkać na drogach, a nawet od konceptów innych marek. I od podstaw zostało opracowane jako elektryk – nisko położony akumulator można ładować indukcyjnie! Auto nie ma tradycyjnej maski, dzięki czemu przód zyskał wyjątkowy kształt, a przednią szybę i dach tworzy jedna zaokrąglona tafla szkła, zapewniająca panoramiczne widoki.  Kompaktowe wymiary dwóch motorów elektrycznych (przy przedniej i tylnej osi) plus baterie ukryte w podłodze pozwoliły wygospodarować kolosalną ilość miejsca we wnętrzu. Niekonwencjonalne podejście widać także w systemie multimedialnym, który składa się z… 21 ekranów tworzących jeden, ogromny wyświetlacz. A wszystko to po to, by udowodnić, że elektromobilność nie musi być nudna. Udało się!

Volkswagen Buggy I.D.

VW Buggy I.D.

To nie jest auto dla mas, a raczej dowód na to, że można zaprojektować wóz z przeszłości w technologii przyszłości (zresztą Niemcom już wcześniej zdarzało się  sięgać do motoryzacyjnej historii, choćby w postaci New Beetle’a). Buggy w elektrycznym wydaniu urzekł mnie kolorem i bijącą od niego wesołością. Napęd na tył, 204-konny motor, baterie wystarczające na 260 km, 7,4 sekundy do setki i maksymalnie 160 km/h. Już zazdroszczę kalifornijskiej młodzieży, która tym zielonym wariatem będzie mogła pośmigać po plaży w Malibu. Choć ta w Chałupach też nie byłyby zła.

Polestar 2

Polestar 2 Volvo

Volvo co prawda na salonie zabrakło, ale Szwedzi wysłali do Genewy swojego przedstawiciela – markę zależną Polestar. Po zeszłorocznym hybrydowym coupe Polestar 1, teraz przyszła pora na całkowicie elektrycznego Polestara 2, który ma konkurować z Teslą Model 3. 408 koni, 660 Nm, poniżej 5 sekund do setki i około 500 km zasięgu. Brzmi dobrze. Szwedzkie wróbelki ćwierkają, że ceny mają się zaczynać od 60 000 euro, czyli ok. 250 000 zł.

Honda Prototype E

Honda Prototype E elektryczna

Miejskie auto elektryczne to mniejszy hałas, mniej zanieczyszczeń i ogólnie lepszy komfort życia w mieście. A jeśli w dodatku wygląda tak oryginalnie jak ta Honda, to robi się naprawdę ciekawie. Szczególnie, że słowo „Prototype” umieszczono ponoć w nazwie tylko dla zmyłki – wersja produkcyjna, jaką ujrzymy już w przyszłym roku, ma być niemal identyczna. Zasięg ok. 200 km i 30 min ładowania do 80 proc. Oczywiście z „szybkiego słupka”, a nie w domowym garażu.

Fiat Centoventi

Fiat Centoventi

To pierwszy od wielu, wielu lat projekt włoskiej marki, który wzbudził mój entuzjazm. Raz, że świetnie się nazywa, a dwa – można go personalizować na tysiące sposobów, łącznie z innymi kolorami błotników, dachu, zderzaków itd.  Akumulator ma być modułowy – jeden moduł wystarczy na przejechanie 100 km, maksymalnie takich modułów zamontujemy cztery. Szybko można policzyć, że maksymalny zasięg to 400 km, ale Fiat upiera się, że będzie to… 500 km. Czyli znowu czeka nas typowo włoska robota?

Pininfarina Battista

pininfarina battista

1900 koni, 300 km/h po 12 sekundach, maksymalna prędkość ograniczona do 350 km/h. Coś niebywałego! I jeszcze ten obłędny wygląd. Już chcecie składać zamówienie? To szykujcie 2 mln euro i wpisujcie się na… listę rezerwową. Bo podobno chętni na 150 egzemplarzy auta, jakie zostaną wyprodukowane, już się znaleźli. Pierwsze sztuki wozu zostaną dostarczone klientom na początku przyszłego roku.

Audi Q4 e-tron

Audi Q4 e-tron

Jeszcze nie oswoiliśmy się z pierwszym w pełni elektrycznym Audi, czyli e-tronem, a już niemiecki koncern zaprezentował kolejny model na baterie – Q4 e-tron. Choć wygląda jak koncept, to ponoć jest bliski wersji produkcyjnej i przeszedł już nawet testy WLTP. Potwierdzony zasięg: 450 km. Dwa motory elektryczne łącznie dadzą 301 koni, a prędkość maksymalna zostanie ograniczona do 180 km/h.

Piech Mark Zero

Piech mark zero

Anton Piech, prawnuk samego Ferdinanda Porsche, najwyraźniej postanowił zapisać się w historii motoryzacji zgłoskami nie mniejszymi niż jego pradziadek. Jako, że pieniędzy mu nie brakuje (wszak jednocześnie jest synem Ferdinanda Piecha) to w nowy projekt zaangażowani zostali najlepsi inżynierowie, ściągnięci m.in. z BMW. Efekt? O ile 600 koni, 500 km zasięgu i 3,2 sekundy do setki nie robią jakiegoś wielkiego wrażenia (szczególnie na tle Pininfariny Battisty) to czas ładowania jak najbardziej – po podłączeniu do szybkiej ładowarki akumulatory mają zostać napełnione energią w 80 proc. po zaledwie… 4 minutach i 40 sekundach. Dodatkowo producent zapewnia, że pojemność baterii spadnie do 80 proc. dopiero po 5 tys. cykli ładowania, czyli po – biorąc pod uwagę deklarowany zasięg – 2 mln kilometrów. Cóż, jakie czasy, takie Porsche.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa