Close

Dopłaty do elektryków? Dobry kierunek, ale jedziemy złą drogą

Ministerstwo Infrastruktury chce dopłacać każdemu, kto zdecyduje się na zakup elektrycznego auta nawet 36 tys. zł. Świetnie! Grupa ludzi, których stać na kupno trzeciego albo czwartego samochodu w rodzinie za przynajmniej 120 tys. zł już zaciera ręce. Bo w polskich realiach to oferta wyłącznie dla nich.

Wygląda to wszystko trochę tak, jakby rząd chciał na szybko przykryć czymś wielką klapę, jaką jest budowa polskiego auta na prąd i na szybko, na kolanie napisał rozporządzenie, które miało sprawić, że z naszych piersi wyrwie się donośne „WOW!!!”. Przykro mi, ale żadnego „WOW” nie będzie.  Nawet ciuchutkiego. Chyba, że w zdaniu „WOW, ale oni tego nie przemyśleli. Wszystko robią od d..y strony”.

Elektryczna kia soul
Nowa Kia Soul EV ma wjechać do polskich salonów pod koniec roku, wtedy też poznamy jej ceny. Samochód wyposażono w motor elektryczny o mocy 204 koni mechanicznych i baterię o pojemności 64 kWh. Ładowanie akumulatora ze standardowego gniazdka np. w domowym garażu ma przebiegać szybciej dzięki zastosowaniu nowej generacji ładowarki, która będzie dostarczana seryjnie

Zanim zaczniemy pogawędkę o autach elektrycznych, zobaczmy jak wygląda szeroko pojęta sytuacja energetyczna naszego kraju. Fakty są takie, że nasz rząd, od trzech lat odmieniający słowo „elektromobilność” przez wszystkie przypadki:

  • Wprowadził ustawę wiatrakową, która całkowicie zahamowała rozwój farm wiatrowych i uczyniła ten biznes nieopłacalnym. Turbiny po prostu przestały się kręcić i produkować czysty, zielony prąd.
  • Otwarcie przyznał, że Polska węglem stoi i w najbliższym czasie nie zamierza robić nic w kierunku uniezależnienia się od najbrudniejszego znanego ludzkości paliwa.
  • Nie widzi problemu w tym, że 85 proc. energii produkuje się u nas z węgla, podczas gdy wiele unijnych krajów zeszło już poniżej 50 proc.
  • Uległ górniczemu lobby i nakazał spółkom energetycznym wpompowanie miliardów złotych w kopalnie węgla kamiennego, byle tylko ocalić je przed likwidacją.
  • Nadal nie pojął, że handel emisjami CO2 może za chwilę dobić polski przemysł.
  • Od trzech miesięcy nie jest w stanie przygotować przepisów, dzięki którym nie odczujemy w kieszeniach 20-30 proc. podwyżek cen prądu wprowadzonych przez spółki i zaakceptowanych przez Urząd Regulacji Energetyki.
  • Nie ma jasnego i klarownego programu rozwoju polskiej energetyki na najbliższy rok, nie wspominając o perspektywie 10, 20 czy 30 lat.
  • Nie wybudował i nie dopłacił do ani jednej stacji szybkiego ładowania.
  • Nie stworzył przepisów, które realnie ułatwiłyby stawianie takich stacji.
  • Nie zwolnił takich „gniazdek” z opłaty za przyłączenie do sieci.
  • Nie radzi sobie z wyegzekwowaniem zakazu palenia w piecach śmieciami.

Chaos, nieprzemyślane decyzje, ignorancja, kompletny brak stabilności, niepewność co do tego, co będzie jutro (tak po stronie producentów prądu, jak i klientów) – tak w dużym skrócie można scharakteryzować politykę energetyczną polskiego rządu. I w takich realiach proponuje się nam przesiadkę do wozów elektrycznych, kusząc dopłatą w wysokości 36 tys. zł. To trochę tak, jakby politycy w swej wspaniałomyślności zaproponowali, że dopłacą nam do budowy basenu, przy czym nie wiemy, czy w ogóle będziemy mogli napełnić go wodą, ile będzie ona kosztowała i czy aby nie będzie zanieczyszczona.

Kia niro elektryczna robert de niro
Kia e-Niro na jednym ładowaniu baterii może przejechać 455 kilometrów (według najnowszej normy WLTP). Wyłącznie po mieście zrobi ponad 600 km! Naładowanie do pełna baterii o pojemności 64 kWh z domowego gniazda kosztuje zaledwie 38 zł (przyjmując aktualną cenę prądu czyli średnio 60 gr za 1 kWh). Oznacza to, że przejechanie e-Niro 100 km kosztuje 8 zł!!! Dokładną specyfikację modelu poznamy w drugiej połowie roku. Pierwsze egzemplarze wyjadą na polskie drogi w 2020 r. Ambasadorem modelu jest aktor Robert de Niro.
A tak e-Niro i Robert de Niro prezentują się razem:

Paranoją jest również fakt, że solidne dopłaty do nowych, drogich i ekologicznych elektryków proponuje się w kraju który:

  • Nie potrafi uszczelnić systemu przeglądów technicznych tak, żeby wyeliminować z dróg stare, niebezpieczne, niekiedy rozpadające się samochody, nierzadko z wyciętymi z premedytacją filtrami cząstek stałych.
  • Pobiera 18,6 proc. akcyzy za auta z motorami powyżej 2.0 litrów pojemności, choćby spełniały najwyższe standardy jeśli chodzi o czystość spalin. Dotyczy to nawet hybryd!
  • Liczy VAT od ceny auta z akcyzą, czyli de facto pobiera podatek od podatku.
  • Nie kontroluje importu używanych wozów z Zachodu (z przekręconymi licznikami, po wypadkach, w złym stanie technicznym itd.).
  • Wprowadza liczne ograniczenia jeśli chodzi o zaliczanie zakupu i eksploatacji aut do kosztów firmy.

Przyznacie, że nic tu się kupy nie trzyma. Mamy nadal palić w piecach węglem i robić z niego prąd, ale jeździć ekologicznymi samochodami. Do elektryków rząd dorzuci nam szczodrze 36 tys. zł, ale jednocześnie skasuje nas nawet na kilkadziesiąt tysięcy jeżeli będziemy chcieli kupić hybrydę. A co będzie, gdy za rok czy dwa branża energetyczna, zmuszana do ciągłego wyciągania kopalń z finansowego dołka, zechce podnieść ceny energii o 50 proc.? Wtedy też politycy sypną groszem? I będą tak robili co roku przez kolejne 10 lat? No i gdzie ja mam ładować to elektryczne auto? W szybkiej ładowarce należącej do prywatnej firmy? Przecież już dzisiaj kosztuje to tyle, co zalanie do pełna baku kompaktowego auta benzyną! Z kolei gdy wybiorę się do Gdańska, to na noc muszę przycupnąć w Toruniu, żeby się doładować u kumpla. A jeżeli będę chciał zamontować sobie w garażu szybką ładowarkę, która skróci czas ładowania baterii z 40 do sensownych 10 godzin, to zakład energetyczny skasuje mnie na kilka tysięcy złotych za większe przyłącze. Pod warunkiem, że instalacja elektryczna w moim domu to wytrzyma. I sąsiada też. Oraz infrastruktura dostawcy. A to nie jest takie oczywiste, bo przecież polska sieć przemysłowa należy do najstarszych w Europie.

Niro plug in PHEV
Już od ubiegłego roku na europejskim rynku, w tym również w Polsce, kupić można Kię Niro PHEV – hybrydę plug-in z możliwością naładowania baterii z gniazdka. Tylko na prądzie samochód może przejechać 58 kilometrów. Na dłuższych dystansach działa jak klasyczna hybryda. Mimo to rząd nie zamierza wspierać klientów decydujących się na takie samochody. A szkoda, bo wówczas cena Niro PHEV spadłaby… poniżej 100 tys. zł. Ale i tak jest atrakcyjna, biorąc pod uwagę wielkość auta i zastosowaną w nim technologię – plug-in Kii kosztuje 127 900 zł

Mnóstwo pytań, wątpliwości, niepewności, a rząd próbuje załatwić to krótkim „Dorzucamy wam 36 tys. zł do elektryka. Nie ma za co”. Przykro mi, ale przy takich regułach, braku stabilności, wiedzy co do przyszłości i przy takiej infrastrukturze nie zajedziemy z takim programem daleko. Owszem, trochę ludzi weźmie pieniądze od rządu, pobiegną do salonów i kupią coś, co jeździ wyłącznie na prądzie. Najczęściej jednak będą to ludzie zamożni, dla których będzie to drugie, trzecie a może i czwarte auto w rodzinie. I będą jeździli nim wyłącznie po mieście, „tankując” w podziemiach szklanego biurowca, w którym mają firmę, ewentualnie w garażu swojego domu, na dachu którego zamontowali sobie panele fotowoltaiczne. Natomiast z punktu widzenia przeciętnego polskiego kierowcy, elektrowozy nawet z rządowymi dopłatami będą jak ten wspomniany basen – nawet jeżeli stać nas będzie na jego wybudowanie to zwycięży zdrowy rozsądek i strach przed tym, czy w przyszłości będzie czym, gdzie i za co napełnić go ciepłą wodą.

Bierność rządu i jego niezrozumiałe decyzje, jeśli chodzi o rozwój energetyczny kraju dziwią tym bardziej, że cała Europa Zachodnia i sami producenci samochodów ewidentnie przygotowują się na nadejście nowych czasów, w których branżę motoryzacyjną napędzał będzie prąd. Porsche zapowiedziało właśnie, że nowa generacja SUV-a Macan będzie występowała wyłącznie w wersji EV, Jaguar już ruszył z seryjną sprzedażą elektrycznego modelu i-Pace, a dosłownie za chwilę dołączy do niego Audi ze swoim e-tronem. To oczywiście drogie wozy klasy premium, ale popularne marki też nie śpią – eksperci szacują, że ruszą z ofensywną na przełomie roku 2019 i 2020. Tylko Kia wprowadzi wówczas na polski rynek dwa w pełni elektryczne modele: e-Niro oraz Soula EV (informacje o obu znajdziecie pod zdjęciami zamieszczonymi w materiale). I fajnie byłoby mieć świadomość, że rząd nie tylko dopłaci nam do ich zakupu, ale również zadba o to, byśmy mieli gdzie je ładować. Najlepiej zieloną energią w stabilnej cenie.

Powiązane artykuły

Komentarze (4) do “Dopłaty do elektryków? Dobry kierunek, ale jedziemy złą drogą

  1. oblatywacz

    Z tymi wiatrakami to bardzo dobrze zrobili! Przejedź się pan po Polsce i zobacz jak wyglądają nasze farmy wiatrowe… w każdej wiosce jeden wiatrak 🙂 Tak żeby tylko uprzykrzyć życie mieszkańcom. Auta na prąd nigdy nie będą miały sensu a to dlatego że teraz jak są mało popularne to są drogie i taniej wychodzi auto na benzynę, a jak będą popularne to będzie problem z ich ładowaniem (widział pan co się dzieje na autostradach latem?) nie wspominając o produkcji samych baterii…. Auta na prąd to takie telewizory 3D które były fajną ciekawostką. Jak już to widzę potencjał w LPG albo wodorze ale na bank nie w bateriach :)))

    1. S.Tinger

      1. Jeden wiatrak to nie farma:) A w ustawie wiatrakowej nie chodziło wyłącznie o odległości w jakich mogą być budowane turbiny od zabudowań, tylko również o to, że produkcja prądu stała się nieopłacalna – zmieniono warunki opodatkowania itp.
      2. Zgadzam się w 100 proc., że etap elektryków jest tylko przejściowy. Ale potrzebny i nieunikniony. Raz, że w jakiś sposób trzeba przetestować elektryczną technologię i ją rozwinąć (auta wodorowe to też de facto elektryki), a jednocześnie spełnić wymogi dotyczące emisji CO2.

  2. p.

    Chyba trochę poniosło autora. Z zasadnością większości podniesionych zarzutów można dyskutować, widać że autor nie ma własnej wiedzy merytorycznej w tej dziedzinie a całość wiedzy czerpie z przekazów medialnych.
    Po drugie jeszcze chwilę temu krytykowano rząd za brak dopłat do elektryków.

  3. Dżyszla

    Barany z Wiejskiej w życiu nosa za Stolicę nie wytknęli i sądzą, że cały smog to przez samochody w korkach powstaje. By zaczęli od REALNEGO problemu tym, czym się pali w jednorodzinnych (najczęściej) domach. I nagle się okaże, że nawet pozostając przy energetyce węglowej możemy stać się najczystszym krajem. Jadąc przez kolejne “wsie” dumnie stojącymi za tablicami z nazwami dużych i znanych miejscowości, w których jeden domek wytwarza więcej pyłów niż cała elektrownia, to nóż się w kieszeni otwiera. A CO2? To naprawdę najmniejszy problem w całej teorii smogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa