Close

Wyprzedaże: nowe SUV-y za 80-90 tys. zł

W reklamie widzisz naprawdę fajnie wyglądającego, dużego SUV-a z porządnym wyposażeniem, w dodatku bykami napisane jest, że model z rocznika 2018 możesz mieć kilkanaście tysięcy złotych taniej. Likwidujesz zatem telefonicznie lokatę w SKO, pędzisz podjarany do najbliższego salonu, prosisz gościa w garniturze żeby już wypisywał umowę, a on na to, że… takie rzeczy to tylko w reklamach. I proponuje ci egzemplarz grubo przekraczający Twój budżet. Czy da się w ogóle dzisiaj kupić rozsądnego, rodzinnego SUV-a za 80-90 tys. zł? Czy taki samochód istnieje?

 „Wyprzedaż rocznika” trwa w najlepsze. Mówią o tym w radiu, piszą w gazetach, internetach, a Zientarski nawet opowiada w telewizji. Wszystko co ma cztery koła jest tańsze. Dużo tańsze. Rabaty jak w Biedronce na ozdoby świąteczne po 27 grudnia. Nic, tylko brać i w drogę! Serio? No to sprawdźmy, jak wygląda sytuacja w bardzo popularnym w Polsce i Europie segmencie SUV-ów segmentu C. To już duże, rodzinne auta, od których możemy oczekiwać przestronności, komfortu, wykończenia powyżej przeciętnej, dobrego wyposażenia itd. Pytanie, czy da się kupić taki samochód w cenie 80-90 tys. zł. Realnie, a nie tylko w reklamie.

Na wstępie załóżmy trzy rzeczy:

1. Poszukujemy modelu z benzynowym silnikiem i napędem na jedną oś. Na diesla i 4WD w tej kwocie nie mamy co liczyć. Na sportowe osiągi również nie, 120-140 KM musi wystarczyć.

2. Auto musi mieć należytą prezencję, a więc aluminiowe felgi, relingi, trochę srebrnych/satynowych akcentów itp. Bez jakiś fajerwerków, ale żeby też „nie wiało bidą”.

3. Na wyposażeniu powinna znaleźć się automatyczna klimatyzacja dwustrefowa, elektryczne szyby i lusterka, ekran multimedialny z dostępem do Apple CarPlay albo Android Auto (bo to umożliwi nam korzystanie z nawigacji Google), bluetooth, czujnik deszczu, fotochromatyczne lusterko wsteczne, skórzana kierownica z obsługą audio, kamera cofania albo przynajmniej czujniki parkowania. Czyli z jednej strony wszystko to, co wpływa na komfort i ułatwia życie, ale z drugiej – bez przepychu i bajerów z wyższej półki.

Z przeglądu, jakiego dokonałem wynika, że już na wstępie możemy sobie odpuścić:

Citroena C5 Aircross – to zupełnie nowy model, nie ma wyprzedaży rocznika, ceny zaczynają się od 86 900 zł i przyzwoitej wersji nie skonfigurujemy poniżej 100 tys. zł.

Hondę CR-V – nawet uwzględniając 6000 zł rabatu za model z zeszłego roku wychodzi ponad 110 tys. zł

Mazdę CX-5 – nie kupimy nic poniżej 100 tys. zł. Swoją drogą, strona z promocjami na stronie Mazdy jest czytelna jak Talmud w oryginale. Na samą CX-5 mają cztery różne promocje. Żeby utrudnić zadanie potencjalnym kupującym promo na auta z roku 2018 nazwano CX-5 2017, CX-5 2018 i jeszcze CX-5 2019.

Mitsubishi Eclipse Cross – 93 990 zł to cena wyjściowa najtańszej wersji Inform. Na rocznik 2018 jest niby 9000 zł rabatu, ale… w to wliczają sprytnie opony zimowe i ubezpieczenie PZU. A realne ceny dostępnych egzemplarzy startują od 95 000 zł.

Peugeota 3008 – szczerze mówiąc to zanim przystąpiłem do pisania tego materiału i wyliczeń, uważałem go za faworyta. Tymczasem najtańszy egzemplarz z rocznika 2018 r. kosztuje ponad 96 tys. zł (i to rzekomo po rabacie w wysokości 21 tys. zł!). I nie jest najlepiej wyposażony.

Seata Atecę – w porównaniu będzie Skoda Karoq, a oba modele wypadają niemal identycznie pod względem silnikowym, gabarytowym i wyposażenia. Więc nie będziemy mnożyli sobie problemów i wyliczeń.

Toyotę RAV4 – do salonów wjeżdża nowy model, ale za stary wciąż trzeba zapłacić powyżej 100 tys. zł

Volkswagena Tiguana – najtańsze egzemplarze z rocznika 2018 ocierają się o 110 tys. zł. Średnia to 130-140 tys. zł.

Modele, które pozostały na placu boju umieściłem w tabeli poniżej. Starałem się zrównać ich wyposażenie tak, jak to tylko możliwe, żeby w miarę wiarygodnie ocenić rzeczywistą wartość. Niemniej nie zawsze się to udawało, bo np. niektóre elementy dostępne były wyłącznie w pakietach, które znacznie podniosłyby ostateczną cenę auta.

UWAGA! Pod uwagę brałem oficjalne cenniki wyprzedażowe. Nie chodziłem po salonach i nie pytałem czy „da się coś jeszcze urwać z tej ceny”. Jeżeli Wy możecie liczyć na specjalne traktowanie i względy u któregokolwiek dealera – to świetnie. Ale to nie znaczy, że każdy tak ma.

Klikając w tabelę możesz ją powiększyć, a TUTAJ ściągniesz ją w formacie PDF.

Nowy SUV za 80 tys.

To na koniec jeszcze krótkie podsumowanie dla każdego modelu, zaczynając od tego, który wypadł najdrożej:

Opel Grandland X Design Line, 92 100 zł: Duży plus za dwa seryjne systemy wspomagające prowadzenie: kamerę rozpoznającą znaki drogowe i ostrzeganie o niezamierzonej zmianie pasa ruchu. Reszta wyposażenia też bardzo dobra, dopłacić warto w zasadzie tylko za czujnik deszczu i samościemniające lusterko wsteczne (w pakiecie za 800 zł). Aluminiowe felgi w Oplu mają 18 cali – są o cały cal większe od tych u konkurentów. Niestety, za to wszystko trzeba zapłacić już sporo powyżej założonego budżetu.

Hyundai Tucson Comfort, 91 600 zł: Na pokładzie ma wszystko co potrzeba, a nawet więcej. Jako jedyny w standardzie oferuje podgrzewane fotele przednie i kierownicę. Dopłaty wymagał tylko ekran multimedialny z możliwością podłączenia smartfona.

Ford Kuga Edition, 91 340 zł: przy takiej cenie zaskakuje brak w wyposażeniu seryjnym wycieraczek z czujnikiem deszczu i samościemniającego lusterka wstecznego. Za to jako jedyne auto w zestawieniu Ford ma w standardzie system multimedialny z nawigacją, a także elektryczną klapę bagażnika. Przydatna rzecz. Szkoda, że za kamerę cofania trzeba dopłacić 1000 zł. I że silnik ma tylko 120 koni (drugie najsłabsze auto w porównaniu) – za tę cenę można oczekiwać więcej.

Skoda Karoq Ambition, 88 200 zł: Już w najtańszej (choć niekoniecznie taniej) wersji auto jest bardzo dobrze wyposażone. Ma nawet – jako jedyne w porównaniu – system autonomicznego hamowania w sytuacji awaryjnej. Dodatkowo za 2000 zł dorzuciliśmy pakiet Comfort z czujnikami parkowania, lepszym sprzętem multimedialnym (współpracujący z Android Auto i Apple CarPlay) i kluczykiem bezdotykowym. Kamera cofania to dodatkowe 1200 zł, więc już jej nie „zamawiałem”. Podobnie jak srebrnych relingów i chromowanych obramowań wokół szyb, które zdecydowanie poprawiają wygląd, ale… kosztują aż 1700 zł! Najbardziej jednak Karoqowi brakuje… jednego cylindra. Podstawowy motor 1.0 TSI ma ich tylko trzy i 115 koni – to najsłabsze auto w zestawieniu.

Nissan Qashqai Acenta, 86 390 zł: W tej wersji brakuje mu przyciemnianych szyb, fotochromatycznego lusterka, czujników parkowania (za to jest kamera), a nawet… relingów dachowych (i nie można ich dokupić!). A przecież SUV bez relingów jest jak rower bez siodełka – pojedzie, ale nie będziemy mogli pozbyć się wrażenia, że czegoś nam brakuje. Za to nowy 140-konny silnik to najmocniejszy motor w porównaniu.

Kia Sportage M, 83 990 zł: Co istotne, wyprzedaż dotyczy egzemplarzy po faceliftingu. Cena uwzględnia pakiet Smart, dzięki któremu auto ma wszystko, czego przeciętnemu zjadaczowi chleba potrzeba do szczęścia: system multimedialny wyświetlający obraz i nawigację ze smartfonów, kamerę cofania, czujniki parkowania z tyłu, czujnik deszczu, elektryczne składane lusterka boczne, samościemniające lusterko wsteczne, skórzaną kierownicę, tempomat, a nawet alarm. Estetyki autu dodają 17-calowe alufelgi, przyciemniane szyby oraz chromowane obramowania wokół szyb plus srebrne relingi. Dla niektórych zaletą może być też to, że jako jeden z ostatnich przedstawicieli segmentu Sportage ma klasyczny, wolnossący silnik benzynowy o przyzwoitej mocy 132 koni. Dla wszystkich za to zaletą będzie 7-letnia gwarancja. Wady? W serii przydałby się chociaż system autonomicznego hamowania.

Renault Kadjar Zen, 83 850 zł: cenowy zwycięzca porównania, choć Kię wyprzedził tylko o 140 zł. No i z pakietem, który uwzględniliśmy w porównaniu ma już nie tylko ekran multimedialny, ale również nawigację. Niestety nie ma kamery cofania, samościemniającego lusterka, a przyciemniane szyby i relingi wymagają 1200 zł dopłaty. Jest za to karta Hands Free, a w ramach wyprzedażowej promocji Renault dorzuca jeszcze opony zimowe. W podstawie 140-konny silnik 1.3 turbo.

Jak widzicie rozstrzał cenowy jest spory, a trzy modele po doposażeniu przekroczyły granicę 90 tys. zł. Przykro mi. Można zejść poniżej niej, ale kosztem gorszego wyposażenia. Osobiście jestem nieco „wstrząśnięty” ceną Skody, która przecież powinna być budżetową marką Volkswagena. Tymczasem ociera się o 90 tys. zł, a w dodatku ma najmniejszy i najsłabszy w zestawieniu silnik z trzema cylindrami.

Z resztą wniosków zostawiam Was samych. I każdy pewnie wyciągnie własne.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgoda na przetwarzanie danych osobowych

Zgoda marketingowa